Trwa ładowanie...
04-10-2009 14:10

Chlebowski: Czy to koniec wielkiej kariery posła?

Oto sylwetka pochodzącego z Dolnego Śląska posła PO

Chlebowski: Czy to koniec wielkiej kariery posła?Źródło: Polska Gazeta Wrocławska
d4ji1lw
d4ji1lw

Na pierwszą sesję Rady Gminy w Żarowie mało komu znany Zbigniew Chlebowski przyjechał ubrany w podkoszulek, dżinsy i białe klapki. Więcej takiej wpadki, z wyglądem, nie powtórzył. Został burmistrzem Żarowa. Potem już tylko piął się do góry: poseł, szef klubu parlamentarnego PO. Dobra passa trwała do tego tygodnia... Oto sylwetka pochodzącego z Dolnego Śląska posła PO

Zbyszek? On lubił załatwiać, a przynajmniej chwalić się, że załatwi, wtedy czuł się ważny - mówi jeden z kolegów Zbigniewa Chlebowskiego z Żarowa. Opowiada, że kiedy poseł przyjeżdżał na swoją rodzinną prowincję, to był gwiazdą. Posyłał ludziom uśmiechy, kłaniał się, ale to były pozory. Za zamkniętymi drzwiami potrafił uderzyć pięścią w stół. Lubił rozdawać karty w lokalnej polityce. Nie znosił sprzeciwu, a kiedy czuł opór, z koalicji w radach miast i powiatów odchodzili ludzie z PO, demonstrując swoje niezadowolenie.

- Słuchali go i bali się go, bo może w Warszawie stał pokornie w szeregu, ale tu był królem świata - dodaje nasz rozmówca.
Inny znajomy posła, strażak gminnej OSP, której Chlebowski przez wiele lat był prezesem, dodaje, że "załatwiactwo" to był jego styl bycia.

- Taki niby przyjaciel wszystkich - tłumaczy. - Nie martw się, załatwię, spokojnie - spróbuję pomóc... Tyle że niewiele z tego było poza słowami. Strażakom, na których poparcie zawsze mógł liczyć, też dużo obiecywał. Dlatego kiedy kilka miesięcy temu rezygnował z funkcji prezesa, wypomnieli mu to. - I wie pani, jak zareagował? Powiedział: - Próbowałem, przecież mnie znacie, ale się nie udało. Nie ode mnie to zależało. To cały on!

d4ji1lw

Zbigniew Chlebowski to z pewnością człowiek o kilku twarzach. Ci, którzy znają go dłużej, mówią: - W telewizji wygląda na sympatycznego, ale jest też pewny siebie, ambitny, pamiętliwy, nie znosi krytyki.

Ostatnie lata to dla niego dobry czas, choć nie bez zgrzytów. Kiedy w 2008 roku PO wygrała wybory parlamentarne, liczył na tekę w rządzie, a nie dostał jej. Miał niedosyt, bo to było jego wielkie marzenie. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Jak mantrę powtarzał, że premierowi się nie odmawia. Na otarcie łez Donald Tusk namaścił go na szefa klubu parlamentarnego PO. Szybko wczuł się w rolę. Zawsze kochał błysk fleszy i bycie w centrum zainteresowania. Został medialną twarzą partii, chętnie komentując każdy bieżący temat - od ustawy in vitro po sprawy polsko-rosyjskie.

Dobra passa skończyła się jednak kilka dni temu. Centralne Biuro Antykorupcyjne ujawniło aferę dotyczącą prac nad nowelizacją ustawy o grach losowych. Chlebowski miał odegrać w niej kluczową rolę i obiecywać znajomemu biznesmenowi z Wrocławia zablokowanie wprowadzenia do nowelizacji ustawy o hazardzie niekorzystnych dla branży zapisów.

Kiedy w czwartek na konferencji prasowej Zbigniew Chlebowski tłumaczył się z nagranych przez CBA jego rozmów z Ryszardem Sobiesiakiem, nie był już tak pewny siebie jak zazwyczaj. Nerwowo wycierał chusteczką pot z czoła i starał się opanować drżenie głosu, gdy próbował wmówić dziennikarzom, że gdy mówił Miro i Grześ, nie chodziło mu o czołowe postacie w rządzie, bo kolegów o tym imieniu ma wielu. Kilka godzin później stracił stanowisko przewodniczącego klubu. Z dziennikarzami już nie rozmawiał, czmychając po korytarzu. Nie przyszedł też, choć rano umawiał się z Moniką Olejnik, do programu "Kropka nad i". Na sejmowych korytarzach szeptano, że zabronił mu tego sam premier. Może i on słuchając porannych tłumaczeń posła uznał, że nie pomoże on ani sobie, ani partii, a tylko ich skompromituje.

d4ji1lw

Czy afera hazardowa okaże się końcem jego kariery? Niekoniecznie. W końcu Chlebowski ma w partii zasługi. Należał do bliskiego otoczenia Donalda Tuska i był wobec niego posłuszny i pokorny.
- Nic nie jest przesądzone, ale jeśli ta ustawa miałaby pogrążyć PO, to nikt nie pójdzie z nim na dno - mówi jeden z posłów. - Zostanie dla przykładu i wyciszenia sprawy usunięty z partii, mimo że to sprawny i bardzo doświadczony polityk.

Rzeczywiście Chlebowski z polityką związany jest od ponad 20 lat. Mając 26 lat, został najmłodszym burmistrzem w kraju. Urodził się i aż do czasów studenckich mieszkał w Domanicach, małej wsi w gminie Mietków. Wychował się w wielodzietnej rodzinie. Miał dwie siostry i dwóch braci. Ojciec zmarł, kiedy był małym chłopcem. Zajmowała się nimi matka. Koledzy z podwórka wspominają, że Zbyszek był zaradny i ambitny. Mówią, że to nie był typ cichego mruka, a raczej chłopak szybko nawiązujący przyjaźnie, wesoły i otwarty. Przez całą szkołę był bardzo dobrym uczniem, dlatego po maturze rozpoczął studia na Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Tam poznał Jolantę, swoją przyszłą żonę. To dzięki niej związał się z Żarowem. Po ślubie zamieszkał bowiem w domu jej rodziców w Wostówce, maleńkiej wsi koło Żarowa. Teściowie prowadzili tam gospodarstwo rolne. Wstąpił więc do prężnie działającej wtedy Solidarności Rolniczej. To z jej list wystartował do rady gminy Żarów w pierwszych demokratycznych wyborach w 1990 roku.

- Zaraz po wyborach ludzie związani z Solidarnością spotkali się, by wybrać kandydata na burmistrza - wspomina Helena Słowik, która została przewodniczącą pierwszej rady. - Ktoś nam powiedział o Zbyszku, że to młody, ale zdolny i pracowity chłopak. Wsiadłyśmy więc z koleżanką w malucha i pojechałyśmy zapytać go, czy nie zgodziłby się zostać burmistrzem. Nie zastanawiał się długo.

d4ji1lw

Na pierwszą sesję Rady Gminy Chlebowski przyjechał ubrany w podkoszulek, dżinsy i białe klapki. Wyglądał bardziej jak zabłąkany student, który przyszedł do urzędu w interesach, niż kandydat na gospodarza gminy. To, jak sam przyznaje, jego pierwsza wpadka samorządowa, której potem nie powtórzył.

Ci, którzy pracowali z nim wtedy w urzędzie, wspominają, że był niezwykle pracowity. Uczył się samorządu, czytał tony książek i publikacji prawnych i robił wiele, by mieszkańcom gminy żyło się lepiej.

Szybko jednak znudziła mu się kariera na szczeblu lokalnym. Założył konwent wójtów, burmistrzów i prezydentów, któremu przewodniczył, potem dostał się do Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zaczął myśleć o karierze posła. W 2001 wstąpił do tworzącej się wtedy Platformy Obywatelskiej. W tym samym roku uzyskał mandat posła, zdobywając ponad 9 tysięcy głosów. Złośliwi twierdzą, że do Sejmu dostał się dzięki utworzeniu w Żarowie strefy ekonomicznej. Na konferencjach prasowych zapowiadał, że w ciągu dwóch lat powstaną tam dwa tysiące miejsc pracy, przedstawił się jako człowiek prężny i wyjątkowy. Ludzie mu zaufali. Wprawdzie na dwa tysiące miejsc pracy trzeba było czekać kilka lat dłużej, ale strefa bez wątpienia jest jego wielkim sukcesem.

d4ji1lw

Przez pierwsze lata pobytu w Warszawie często zaglądał do Żarowa. Zwłaszcza na imprezy organizowane na wioskach: dożynki, bale sołtysów, święta strażaków czy lokalnych klubów piłkarskich. O ten bez wątpienia wierny mu elektorat potrafił zadbać, a ludziom imponuje, że poseł podaje im rękę, a nawet wódki się z nimi napije. - To swój chłop - mówi jeden z piłkarzy.

Ale nie wszyscy byli posła przyjaciółmi. Wielu jego polityczne sukcesy bolały, a wrogów w Żarowie mu nie brakowało. Zbigniew Owczarski, polityczny przeciwnik posła, już kilka lat wcześniej wraz z partyjnymi kolegami z SLD wytykał Chlebowskiemu, że źle gospodarzy w gminie, a dodatkowo, że może mieć problem z udokumentowaniem, skąd wziął pieniądze na piękny i ogromny dom z kortem tenisowym, który wybudował w Wierzbnej. Kiedy Chlebowski został posłem, Owczarski złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przez niego przestępstwa. Chodziło o rzekome fałszowanie dokumentów, łamanie ustawy o finansach publicznych oraz oszukiwanie Regionalnej Izby Obrachunkowej.

Chlebowski od początku twierdził, że to stek bzdur i zemsta Owczarskiego. Pomiędzy panami rzeczywiście iskrzyło od lat. Po trwającym kilka miesięcy śledztwie sprawa została umorzona. Śledczy nie znaleźli dowodów na potwierdzenie zarzutów Owczarskiego.
Dziś w Żarowie coraz głośniej słychać, że poseł zapomniał o swoich korzeniach, o dawnych, politycznych współpracownikach i myśli tylko o własnej karierze.
- To wizjoner, który pewnie zrobił w gminie dużo dobrego, ale też, choć działał w dobrych intencjach, wpędził ją w kłopoty finansowe - twierdzą ludzie z Żarowskiej Wspólnoty Samorządowej.

d4ji1lw

Dwa lata temu wystosowali do posła list, w którym przypomnieli mu, że zostawił gminę z ogromnymi długami, a nie, jak się publicznie chwalił, w znakomitej sytuacji finansowej.
- To Pan poręczył wielomilionową budowę oczyszczalni ścieków, które to poręczenie Żarów spłaca z wysiłkiem do dziś i będzie spłacał przez wiele lat - można było przeczytać w liście. - To Pan rozpoczął w 1997 roku budowę kompleksu gimnazjalnego (gmina zaciągnęła na niego 10 mln kredytu), a w 2001 roku zostawił Pan tę inwestycję w trakcie realizacji, bez środków na jej kontynuację i bez pomysłu, jak ją zakończyć. Zostawił Pan też rozdrobnioną i niedoinwestowaną sieć szkolną, kredyty, poręczenia, pożyczkę na pokrycie podwyżek dla nauczycieli czy w końcu na odchodnym do Warszawy 1,3 mln zł kredytu na bieżące potrzeby gminy - pisali, pokazując liczby. Wynikało z nich, że w momencie odejścia Chlebowskiego z gminy na Wiejską, jej zadłużenie wynosiło ponad 14 mln złotych, a dług stanowił prawie 94 procent dochodów budżetowych. Posła to jednak nie przekonało i publicznie powtarzał, że nie czuje się winny. Mimo to musiał się tłumaczyć, bo sprawa odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Powoli jednak przycichała. Mimo
to część kolegów posła z Warszawy chętnie o tym przypomina.
- Mówiło się, że Zbyszek z Żarowa musiał się ewakuować - mówią jego znajomi.
Czy teraz będzie musiał się ewakuować z Sejmu na Wiejskiej? Zobaczymy...

d4ji1lw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ji1lw
Więcej tematów