Chleb za 4 zł. PiS liderem sondaży?
W ostatnim sondażu Homo Homini dla PR różnica pomiędzy poparciem PiS a PO wynosiła tylko 6%. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że wyniki sondażowe PO są na ogół wyższe niż w rzeczywistości, zaś PiS-u niedoszacowane. Zatem PO i PiS idą niemal łeb w łeb - uważa politolog Uniwersytetu Warszawskiego Norbert Maliszewski.
07.02.2011 | aktual.: 09.02.2011 12:57
PiS ma szansę, aby już w maju zostać liderem sondaży. Głównym powodem przewidywanego wzrostu poparcia nie jest kwietniowa rocznica tragedii Smoleńskiej. Owszem, wspomnienie ofiar, zwłaszcza pary prezydenckiej, smutek, mogą na zasadzie empatii przysporzyć nieco głosów PiS. Oczywiście, jeśli politycy tej partii nie będą organizować marszów z pochodniami, tworzyć mitów akceptowalnych jedynie dla ludzi o radykalnych poglądach.
Największy wpływ może mieć rosnąca cena żywności w całej Europie. Bochenek chleba, który rok temu kosztował w sklepie 2,50 zł, w maju może kosztować 4-5 zł. Drożyzna, mniej zasobne lodówki i portfele, bez względu na to, że nie jest za to odpowiedzialny rząd, sprzyja zwiększeniu poparcia dla PiS wyborców najuboższych, socjalnych. Tych, którzy nie głosowali. Popieranie PiS może być dla nich wyrazem sprzeciwu wobec rządu, któremu automatycznie przypisują winę za drożyznę.
W niedzielę politycy PiS zwołali konferencję, w tytule której pojawiło się słowo klucz Egipt. W jej trakcie twierdzono, że zmiany kodeksu wyborczego na ponad pół roku przed kampanią "istotnie ogranicza demokrację w Polsce". Tematy - czy będą reklamy wyborcze w telewizji, radiu, nie tak bardzo interesuje Kowalskiego. Natomiast sam tytuł konferencji może być odczytany jako próba tworzenia analogii pomiędzy sytuacją w Polsce i w Egipcie.
Jeśli PiS także zamierza wyprowadzić ludzi na ulicę, to paradoksalnie osiągnie odwrotny efekt. Lęk przed PiS-em może znów stać się paliwem wyborczym dla Platformy i zakończyć konflikty wewnątrz niej, gdyż skłóceni politycy skupią się wokół najsilniejszego lidera premiera Donalda Tuska.
Nie można o tym zapominać, że premier już niejednokrotnie był w sytuacji kryzysowej i potrafił przeprowadzić skuteczną kontrofensywę. Jak na razie jej nie ma. Premier zapowiada, że będzie "robił swoje", a więc kontynuował politykę "małych kroków". Nie jest to jednak dobra strategia. Głównym problemem PO jest to, że wyborcy stali się pesymistami co do przyszłej sytuacji państwa, np. czy rząd poradzi sobie z długiem publicznym. Premier musi opowiedzieć Polakom, po co chce władzy na kolejne lata, a więc jakie ma cele i konkretne sposoby ich realizacji.
Liderem w maju będzie PiS, jeśli będzie postrzegany jako kompetentna alternatywa, a nie partia jednego tematu. Pozostaniem nim PO, jeśli PiS popełni błędy, a jeśli nie, to premier Donald Tusk będzie musiał porzucić politykę "naszej małej stabilizacji". Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest jednak taki, że partie, podobnie jak ludzie, nie potrafią szybko zmienić swoich wad, będą realizować dotychczasową linię polityczną.
dr Norbert Maliszewski, politolog Uniwersytetu Warszawskiego