Chiny: przepychanki z policją drugiego dnia protestu przeciw cenzurze w Kantonie
Setki osób zgromadziły się pod siedzibą tygodnika "Nanfang Zhoumo" w Kantonie, by kontynuować rozpoczęty dzień wcześniej protest przeciw rządowej cenzurze mediów. Doszło do przepychanek, ale interweniująca policja nie rozpędziła manifestacji.
08.01.2013 16:40
Demonstranci, w większości młodzi mieszkańcy Kantonu, zebrali się pod budynkiem gazety, by wyrazić poparcie dla dziennikarzy sprzeciwiających się cenzurowaniu pisma, uważanego powszechnie za ostoję relatywnie wolnego i rzetelnego dziennikarstwa wśród podporządkowanych władzy chińskich mediów.
Do przepychanek doszło pomiędzy protestującymi a nielicznymi obecnymi na miejscu zwolennikami Komunistycznej Partii Chin zaopatrzonymi w portrety przewodniczącego Mao Zedonga, ojca chińskiego komunizmu, oraz transparenty nazywające "Nanfang Zhoumo" "zdradziecką gazetą". Tłum wyszydził ich jako "50-groszowców", co w chińskich środowiskach liberalnych oznacza osoby, które za pieniądze głoszą przychylne władzom i partii opinie.
- Tacy ludzie to opłaceni przez rząd agitatorzy, którzy za pomocą propagandy przekręcają prawdę. Musieliśmy coś z tym zrobić - powiedział agencji Reutera jeden z uczestników demonstracji Cheng Qiubo.
Interwencja policji
Interweniowały dziesiątki policjantów, którzy jednak pozwolili zgromadzonym kontynuować protest. Dwóch monterów usiłowało zainstalować na pobliskim drzewie kamerę monitoringu, zostali jednak otoczeni przez tłum i zmuszeni do wycofania się - podał Reuters.
Poza drobnymi przepychankami, zarówno pierwszego jak i drugiego dnia protest przebiegał spokojnie. Demonstranci stali w milczeniu z transparentami nawołującymi do reform politycznych i poszanowania wolności wypowiedzi. Wielu złożyło pod bramą redakcji kwiaty, by symbolicznie podziękować dziennikarzom "Nanfang Zhoumo" za walkę z ograniczaniem wolności słowa.
- My, kantończycy, jesteśmy dumni z dziennikarzy "Nanfang Zhoumo" - powiedziała jedna ze składających kwiaty demonstrantek, dodając, że tygodnik ten zawsze odważnie przeciwstawiał się cenzurze.
Protesty pod siedzibą "Nanfang Zhoumo" są wynikiem trwającego od końca zeszłego tygodnia sporu pomiędzy wydziałem propagandy prowincji Guangdong a niektórymi dziennikarzami tygodnika, którzy na swoich mikroblogach zarzucili cenzorom, że nie dopuścili do druku noworocznego artykułu redakcyjnego zawierającego odważny apel o reformy polityczne. Urzędnicy mieli zastąpić go spreparowanym przez siebie tekstem afirmującym rządy partii i podkreślającym jej osiągnięcia.
Burza w mediach społecznościowym
Incydent w "Nanfang Zhoumo" wywołał burzę w chińskich mediach społecznościowych. Blogerzy, w tym celebryci, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób deklarują swoje poparcie dla dziennikarzy gazety. Znana chińska aktorka Yao Chen umieściła w jednym z postów logo kantońskiego tygodnika opatrzone cytatem z rosyjskiego pisarza Aleksandra Sołżenicyna: "jedno słowo prawdy przeważa szalę świata". Użytkownicy sieci Weibo (chińskiego odpowiednika Twittera) masowo ustawiają logo gazety jako swoje zdjęcia profilowe.
Według hongkońskiego dziennika "South China Morning Post" w odpowiedzi na protesty władze w Pekinie wystosowały w poniedziałek do związanych z mediami urzędów okólnik, w którym podkreśliły, że partia w dalszym ciągu sprawuje "całkowitą kontrolę" nad prasą w kraju i stan ten nie ulegnie zmianie. Okólnik nakazał również urzędnikom powstrzymywanie prasy przed publikowaniem deklaracji poparcia dla "Nanfang Zhoumo" oraz polecił gazetom przedrukowanie artykułu redakcyjnego zamieszczonego w kontrolowanym przez partię tygodniku "Huanqiu Shibao".
"Kochamy naszą gazetę"
W artykule tym zaznaczono, że wolność prasy, jakiej życzą sobie zwolennicy "Nanfang Zhoumo", nie jest możliwa z uwagi na "społeczną i polityczną rzeczywistość" Chin. Redaktorzy "Huanqiu Shibao" twierdzą również, że artykuł noworoczny z kantońskiego tygodnika nie został wcale zmodyfikowany przez cenzorów, a o rozpowszechnianie takich fałszywych informacji oskarżyli oni blogerów podszywających się pod dziennikarzy gazety.
Jak donosi "Huffington Post", redaktorzy "Nanfang Zhoumo" toczą obecnie z urzędnikami z wydziału propagandy rozmowy, usiłując znaleźć drogę wyjścia z konfliktu. Nie wiadomo, czy gazeta ukaże się w tym tygodniu jak zwykle w czwartek.
Dziennikarze tygodnika z ostrożności nie chcą wypowiadać się na temat incydentu do czasu wyjaśnienia sytuacji. - Kochamy naszą gazetę. Nie chcemy sprowadzać na nią dodatkowych nieszczęść. Mam tylko nadzieję, że wszystko jak najszybciej wróci do normy - powiedział jeden z nich.