ŚwiatChińczykom zasmakowały polskie pierogi i żurek w chlebie

Chińczykom zasmakowały polskie pierogi i żurek w chlebie

Szefowie pierwszej polskiej restauracji we współczesnych Chinach po czterech miesiącach działalności lokalu wiedzą już, które dania polskiej kuchni najbardziej smakują Chińczykom. Największą popularnością cieszą się polskie pierogi, żurek, desery i alkohole.

Chińczykom zasmakowały polskie pierogi i żurek w chlebie
Źródło zdjęć: © PAP | Stanisław Rozpędzik

09.09.2012 | aktual.: 10.09.2012 09:43

Restaurację Sarmatia otwarto oficjalnie 15 maja br. w mieście Foshan na południu Chin przy udziale ambasadora Polski, konsula generalnego RP w Kantonie oraz przedstawicieli lokalnych władz. Jak mówią właściciele, mimo początkowych wątpliwości związanych z egzotyką chińskiego rynku i różnicami w upodobaniach kulinarnych obu narodów lokal przyciąga coraz więcej klientów.

Największym powodzeniem w Sarmatii cieszą się z jednej strony pierogi, które są punktem wspólnym kuchni chińskiej i polskiej, a z drugiej - podawany w chlebie polski żurek. Zupa na zakwasie jest dla Chińczyków czymś zupełnie egzotycznym, ale jednocześnie bardzo smacznym.

Popularne są też desery, a wielu mieszkańców Foshanu przychodzi do restauracji tylko po to, by spróbować polskich ciast. Dobrze sprzedają się alkohole. Nie chodzi jednak o wódkę, lecz raczej o inne tradycyjne polskie trunki. - Chińczycy lubią rzeczy słodkie. W naszej wódce brakuje im tego elementu słodkości. Natomiast już nasze miody pitne czy nalewki są bardzo ciepło przyjmowane - wyjaśnił jeden z założycieli Sarmatii Bartosz Ziółek.

Wśród polskich dań są również takie, których Chińczycy boją się nawet spróbować. - Polskie jedzenie bardzo mi smakuje, ale surowe warzywa w waszych sałatkach i przystawkach są dla wielu Chińczyków niemożliwe do zjedzenia - powiedział jeden z klientów restauracji. Całkowicie nie do pomyślenia jest dla nich jedzenie surowego mięsa, dlatego tatara nie ma nawet w karcie.

W kuchni polskiemu kucharzowi pomaga kilku Chińczyków. - Pokazuję im, a oni powtarzają. Idzie im świetnie, pracują szybko, tylko pierogi lepią bardzo powoli. Ale za to wszystkie wychodzą identyczne - powiedział szef kuchni Sarmatii Bartosz Łukaszewicz. Pracujący w lokalu chińscy kelnerzy potrafią przywitać gości słowami "dzień dobry", powiedzieć po polsku "dziękuję", "proszę" i "do widzenia". W komunikacji personelu z obu krajów pomaga specjalnie opracowany polsko-chiński komputerowy system obsługi zamówień.

Celem założycieli Sarmatii jest stworzenie sieci restauracji i promocja polskiej żywności w Chinach. - Jesteśmy na dobrej drodze, żeby zbudować polską markę, a ona będzie kołem zamachowym dla produktów, które miałyby się tutaj pojawić w przyszłości - powiedział Ziółek.

- Nasz kraj jest niestety bardzo mało znany, a jedzenie jest jedną z ostatnich rzeczy, z jaką jest kojarzony. Chiński rynek jest chłonny i ciekawy, ale konkurencja jest silna. Mamy naprzeciwko siebie kraje, które od wielu lat inwestują miliony euro po to, żeby pokazać z czego słyną. Niestety my tego nie robiliśmy i odnoszę wrażenie, że dzisiaj też nie robimy - ocenił przedsiębiorca.

W ramach promocji Polski restauracja wraz z lokalnymi władzami i polskim konsulatem organizuje w dniach 13-20 października tydzień kultury polskiej pod hasłem - Polska w pięciu zmysłach. Z Polski ma do Foshanu przylecieć m.in. 20-osobowy zespół tańca ludowego i - dla kontrastu - nowoczesne trio jazzowe. Goście będą mieli okazję obejrzeć polskie filmy i spróbować swoich sił w przyrządzaniu polskich dań.

Jak mówią właściciele, prowadzenie restauracji w Chinach nie jest wolne od problemów związanych z barierą komunikacyjną i zawiłością chińskich przepisów. Jako przykład podają historię kolacji, którą w grudniu ub.r. załoga powstającej wówczas Sarmatii zorganizowała dla gości odwiedzającego Pekin prezydenta Bronisława Komorowskiego. - Kiedy zgodnie ze zwyczajem media poprosiły nas o przedstawienie karty dań, na "gwiazdę wieczoru" bez trudu wytypowaliśmy roladę z bażanta - wspomina Ziółek.

Niedługo przed planowaną kolacją okazało się jednak, że hodowla i sprzedaż bażanta są w Pekinie zakazane. - Byliśmy już po informacji medialnej, więc musieliśmy w jakiś sposób ten problem rozwiązać. Z pomocą przyszedł internet. Znaleźliśmy informację o tym, że gdzieś pod Tianjinem jest hodowla, która w potajemny sposób sprzedaje bażanty. Po ośmiu godzinach błądzenia po chińskich wioskach w końcu znaleźliśmy właściwą hodowlę i udało nam się dowieźć na czas te bażanty, które zresztą okazały się dużym przebojem kolacji - powiedział przedsiębiorca.

7,5-milionowy Foshan - trzecie co do wielkości miasto bogatej prowincji Guangdong - słynie przede wszystkim z wyrobu porcelany oraz tradycyjnych sztuk walki. Urodził się tam i mieszkał Yip Man, mistrz i nauczyciel Bruce'a Lee, którego przodkowie również wywodzą się z Foshanu. W niedalekiej przyszłości miasto ma zostać administracyjnie połączone ze stolicą prowincji, Kantonem, do którego już teraz można dojechać metrem.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)