ŚwiatChciał zamienić kupę w złoto

Chciał zamienić kupę w złoto

W Irlandii Północnej podjęto pierwszą próbę uzyskania złota z ludzkich odchodów. Niestety, guzik im z tego wyszło i prefabrykat złota eksplodował, powodując pożar. Niefortunnego naukowca i zarazem dostarczyciela surowca skazano na trzy miesiące więzienia. Tymczasem w Irlandii idzie zima - pisze Piotr Czerwiński w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Piotr Czerwiński

31.10.2011 | aktual.: 31.10.2011 07:45

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Kryzys na tak zwanych wyspach wszedł w fazę rozkwitu i ma to swoje nieoczekiwanie oryginalne strony. Tubylcy prześcigają się w pomysłach na to, jak zarobić pieniądze, których nie da się nijak zarobić. Jeden z najbardziej wystrzałowych pomysłów historia przedsiębiorczości odnotowała niedawno w Eniskillen, po północnej stronie irlandzkiego lustra. Miejscowy alchemik o banalnym imieniu Paul i niebanalnym nazwisku Moran usiłował przejść do tejże historii, w sobie tylko znany sposób usiłując przetworzyć, excuse my French, własną kupę w czyste złoto. Niestety, cudowna formuła nie zadziałała i domorosły naukowiec omal nie wyleciał w powietrze, podpalając przy tym swój dom wraz z rzeczonym surowcem. Jak głosi miejscowa prasa, bezpośrednią przyczyną pożaru mógł być grzejnik, na którym niedoszłe złoto suszyło się, celem dostąpienia kolejnych etapów eksperymentu. Moran dostał trzy miesiące, no i jak by na to nie patrzeć, okrył się sławą pioniera. A przecież wszyscy wiemy, jak
trudno być przodownikiem w dowolnej dziedzinie, zwłaszcza, kiedy się objawia światu niewygodną prawdę, że nie wszystko złoto, co się świeci.

Jakkolwiek turpistycznie brzmi ta historyjka, niestety zdarzyła się naprawdę, no i najgorsze jest w niej to, że nie udało się przemienić kupy w złoto. Na naszej wyspie przez ostatnie lata zrobiono wiele, by uskutecznić kierunek odwrotny, aż cel został osiągnięty i uważam to za naprawdę mądry i zacny pomysł, by teraz ktoś wreszcie podjął się odwrócenia tego procesu. Ideologicznie rzecz biorąc, to z jednej strony szkoda, że mu się nie udało, a z drugiej jednak, miał więcej szczęścia niż rozumu. no bo wyobraźcie sobie, gdyby rzeczywiście dokonał niemożliwego i rozpoczął przetwórstwo stolca na metale szlachetne. Jego życie stałoby się koszmarem z Wall Street: facet już po kilku tygodniach byłby posiadaczem tony złota, a po upływie paru miesięcy złoto jego produkcji wystarczałoby do pokrycia długów niejednego bananowego księstwa. Z czasem miałby nad światem większą władzę niż Facebook, Microsoft i Lady Gaga razem wzięci. W końcu zacząłby tonąć w złocie.

Jestem przekonany, że prędko zajęliby się nim reklamodawcy pigułek na przeczyszczenie, a także odpowiednie służby w rodzaju Archiwum X i przedstawiciele kilku innych organizacji użyteczności publicznej, włączając grupy przestępcze. Ze zrozumiałych powodów na pewno zacząłby też popełniać grzech obżarstwa i z całą pewnością popadłby w inne, coraz zgubniejsze nałogi, szybko sięgając dna. Okazjonalny numer magazynu "People" ze zdjęciami z jego pogrzebu na wyłączność rozszedłby się jak świeże bułeczki, choć może nie wypada wspominać o świeżych bułeczkach w tak smutnym kontekście.

W związku z powyższym alchemik Paul powinien się cieszyć, że wyszło, tak jak wyszło. Jakoś zniesie te trzy miesiące, w końcu to betka w porównaniu z tym, co mogło go spotkać, gdyby eksperyment zakończył się sukcesem. Coś mi jednak podpowiada, że gorączka złota jest przeważnie silniejsza od złego rozsądku, więc jest bardzo możliwe, że po wyjściu z aresztu będzie kontynuował prace nad cudowną formułą, aż pewnego dnia odniesie sukces i cała zabawa dopiero się zacznie. Sprawa wygląda więc na przegraną z założenia. Poza tym jestem przekonany, że w jego ślady pójdą inni i to dopiero początek badań nad przetwórstwem tak nietypowych surowców w tak drogocenne materiały.

Z pewnością istnieją inne sposoby na to, by pozyskać złoto z powyższego źródła. Może na przykład da się to zrobić siłą woli, tak jak ten dzieciak, który w "Matriksie" wyginał wzrokiem łyżki, albo Ewan McGregor, który przechodził przez ściany w filmie "Men Who Stare At Goats". Niestety nie znam i nie chcę znać polskiego tytułu. Ponadto wydaje mi się oczywiste, że istnieje o wiele więcej równie odpychających i równie bezwartościowych rzeczy, które nadawałyby się do przerobienia na złoto, platynę, dolary albo chociaż darmowe minuty w telefonie. No bo w zasadzie czemu nie - trzeba tylko próbować. Potrzeba matką wynalazków. Nie zdziwię się, jeżeli już niedługo wiadomości ze zgniłego Zachodu zaroją się od śmiałków, którzy w zaciszach szaletów zapragną zmienić świat. Pewnego dnia jednemu z nich się uda i nic już nie będzie takie jak dawniej.

Następnie złoto spowszechnieje tak dramatycznie, że zdewaluuje się do poziomu swojego prefabrykatu i trzeba będzie szukać innych pierwiastków, które ludzkość z jakiegoś powodu zechce uznać za tak cenne, by można było z ich powodu prowadzić wojny, podbijać giełdy i wyżynać Inków.

Wracając jednakowoż na ziemię, w moich stronach zapanowała moda na pieniądze znikąd i przypadek Morana jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, a nie wątpię, że również i zalążkiem coraz śmielszych i coraz bardziej ambitnych prób wyciśnięcia paru centów choćby z powietrza. Udało się to na przykład niedawno legendarnemu irlandzkiemu boysbandowi o nazwie Westlife, który święcił triumfy za czasów poprzedniego lodowca. Jego członkowie, uznawszy, że nikt nie słyszał o nich od czasu, gdy usłyszano ich po raz ostatni, postanowili ogłosić publicznie rozwiązanie swej grupy. Z tej okazji planują wydanie płyty z zestawem największych hitów, a także pożegnalną trasę koncertową, podczas której pokażą, jakie to straszne i trudne w praktyce, rozwiązywać boysband przez całe czternaście lat. Czyż to nie genialne, moi Państwo? Każda upadająca firma powinna brać przykład z Westlife, a ich przypadek nadaje się na osobny rozdział w podręczniku do ekonomii. Sprzedaż źle idzie? Interes leci na łeb, na szyję? Ogłośmy wszem i wobec,
że źle idzie nam sprzedaż, a interes leci na łeb, na szyję. Powiedzą o nas w wiadomościach, będziemy mieć darmowy product placement w każdym serwisie informacyjnym i nawet emigranci z Polski będą o nas pisali w felietonach. Będzie cudownie.

Myślę, że to już czas, byśmy też zaczęli kręcić takie biznesy na zielonej wyspie. W końcu jesteśmy narodem wynalazców i uważam, że to kwestia honoru, byśmy zabrali się za prace badawcze, zanim Paul Moran wyjdzie z aresztu i będzie po ptakach. No bo jak to tak, drodzy rodacy. My nie wymyślimy złota? MY?! Po tylu wiekach spędzonych po uszy w g..., nic nas nie ma prawa powstrzymać, byśmy pokazali światu, co jesteśmy warci. W kryzysie nie damy się! Kupą, mości panowie!

Dobranoc Państwu.

Piotr Czerwiński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kupawynalazekirlandia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)