Chciał spotykać się ze studentkami poza uczelnią. Skazany profesor Piotr Żuk wraca na uniwersytet
Żądanie od studentek prywatnych spotkań w zamian za wpis do indeksu - za to profesor Piotr Żuk został skazany. Z 29 postawionych zarzutów odpowiedział za siedem. I teraz wraca na Uniwersytet Wrocławski, na którym wykładał zanim o sprawie zrobiło się głośno.
Profesor Piotr Żuk wraca na uczelnię. Bo, jak powiedział "Gazecie Wrocławskiej" rzecznik Uniwersytetu Wrocławskiego Ryszard Balicki, zawieszenie się skończyło. A trwało długo - przez cały czas trwania śledztwa i procesu, czyli około sześciu lat. Jednocześnie odwieszone zostało postępowanie dyscyplinarne wobec naukowca.
Nie wiadomo, czy profesor będzie wykładał. Decyzja ma być odkładana. O losie Żuka zdecyduje rzecznik dyscyplinarny uczelni, a potem sprawą będzie mogła się zająć komisja dyscyplinarna. Tymczasem, jak informuje lokalna gazeta, przedstawiciele środowiska studenckiego się niepokoją. Osoby z kierownictwa Wydziału Nauk Społecznych mają być wypytywane o sprawę.
Już trwa semestr, więc studenci są przydzieleni do konkretnych wykładowców prowadzących zajęcia. - Ale wielu nauczycieli ma nadgodziny i byłoby jak znaleźć mi zajęcia do prowadzenia - powiedział "Gazecie Wrocławskiej" Żuk. Dziwi go to, że po sześciu latach od rozpoczęcia sprawy komisja dyscyplinarna nie podjęła żadnych decyzji.
Kulisy sprawy
Przypomnijmy, że oskarżenia wobec Żuka były poważne - m.in. gwałt, gwałt zbiorowy. W listopadzie 2018 roku sąd skazał go prawomocnie za siedem z 29 zarzucanych mu przestępstw. Ma zapłacić 8 tysięcy złotych grzywny. Zdaniem sądu profesor żądał korzyści osobistej - prywatnych spotkań - w zamian za zaliczenie przedmiotu czy postawienie wyższej oceny. Ocenił jednak, że propozycje spotkań nie miały charakteru seksualnego.
A brzmiały one między innymi tak: "Mam czytać pracę, czy da mi pani swój telefon?”, "Będzie czwórka, ale pójdziemy na kawę”, "Możemy to w inny sposób załatwić”, "Będziesz mi uległa albo będzie normalny egzamin”.
"Intryga"
Sam profesor zaznacza, że nie zrezygnował z działalności naukowej. - Przez ostatnie lata pisywałem do prestiżowych pism naukowych i nadal chcę to robić - mówi.
Podkreśla, że studenci nie mają powodu, by się go bać. - Mogą się obawiać człowieka, który nie istnieje, którego wykreowały media przez ostatnie lata trwania tej sprawy. Dzisiejsi studenci nie znają mnie jako nauczyciela akademickiego, bo sześć lat temu nie było ich na Uniwersytecie. Mogą znać historię z medialnego hejtu - tłumaczy.
I zwraca uwagę, że w jego sprawie przesłuchano trzy tysiące jego byłych studentek, które dziwiły się, że pod adresem profesora padają takie oskarżenia. - To policja nadawała im status "pokrzywdzonych", podkoloryzowywała ich zeznania w protokołach lub dopisywała całe fragmenty w ich zeznaniach - twierdzi Żuk.
- Jeśli o decyzji komisji będą decydowały kwestie merytoryczne i fakty, a nie plotki czy pomówienia, to jestem spokojny o jej decyzję. Jeśli coś jeszcze zostało do wyjaśnienia z tej historii, to raczej to, jak stworzono całą tę intrygę - podsumowuje.
Źródło: "Gazeta Wrocławska"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl