"Chcemy godnie pożegnać naszego prezydenta"
Tysiące osób żegna w Krakowie Prezydencką Parę. – Polska, dzięki staraniom Lecha Kaczyńskiego, była wyjątkowa. Drugiej takiej już nie będzie – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara Niziółek, jedna z uczestniczek pożegnalnych uroczystości.
18.04.2010 | aktual.: 20.04.2010 09:28
Ponad 90 tys. - tyle osób zebrało się w Krakowie, by pożegnać Lecha i Marię Kaczyńskich – poinformował Wirtualną Polskę Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji. – Jest spokojnie, nie ma informacji odnośnie żadnych incydentów – mówił Sokołowski. Najwięcej osób jest na krakowskim Rynku i w okolicach (35-40 tys.), podobna liczba zgromadziła się na krakowskich Błoniach. Ok. 6-7 tys. osób przyszło na krakowskie Łagiewniki. Spokojnie jest też w punktach pomocy medycznej, zgłaszanych jest niewiele przypadków. – Wszystko przebiega bez problemów – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Gabriela Kołodziej z Maltańskiej Służby Medycznej. Ratownicy medyczni przyjechali do Krakowa z całej Polski, m.in. z Maltańskiej Służby Medycznej, PCK czy Harcerskiej Szkoły Ratownictwa.
Na krakowskich ulicach powiewają liczne biało-czerwone flagi z kirem. Wiele osób przyjechało z bardzo daleka – często wcześnie rano wyjechali całymi rodzinami – by złożyć ostatni hołd Prezydenckiej Parze. Widać liczne związki zawodowe i solidaryzujące się grupy, m.in. hutników, górników czy hufców. Józef i Monika Michałek przyjechali do Krakowa z Istebnej (woj. śląskie), by, jak mówią, „jeszcze trochę pobyć prezydentem”. – On dla nas wciąż żyje – mówi Michałek.
Specjalnie na uroczystości żałobne przyjechał w uroczystym stroju beskidzkich górali. Takim, który zakłada tylko od święta – czerwona kamizelka, haftowana haftem krzyżykowym koszula, kłobuk na głowie i grube wełniane skarpety. Te, które, śmieje się Michałek, podkreślają, że „górale to przede wszystkim pasterze”. Monika, żona Józefa, również przyjechała w oficjalnym góralskim stroju. – Przyjechaliśmy bardzo liczną grupą, bo aż czterema autokarami. Wszyscy w jednakowych strojach i wszyscy z Istebnej – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michałek. Reprezentują górali z Istebnej, Wisły i Brennej.
Liczną, bo 90-osobową grupą, przyjechała również „Solidarność” z regionu Częstochowy. – Jesteśmy tu z czysto patriotycznych, ale również osobistych pobudek – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Garus, przewodniczący Komisji Zakładowej „Solidaność” w woj. śląskim. Jego zdaniem takiego prezydenta jak Lech Kaczyński Polska już mieć nie będzie. Bo dzisiaj na krakowskim Rynku, Błoniach i Łagiewnikach o tragicznie zmarłym prezydencie nie mówi się źle.
Garus uważa, że Polska straciła tego najważniejszego, bo najlepszego prezydenta. – I już drugiego takiego mieć nie będzie – mówi. Odszedł ten, który, zdaniem Garusa, najlepiej umiał walczyć o godność i dobre imię Polaków i Polski. Również na arenie międzynarodowej. Pytany, jak tragedia pod Smoleńskiem wpłynie na przyszłość, mówi, że przede wszystkim zależy to od ludzi. – Nie potrafiliśmy wyciągnąć nauczki i lekcji pokory, pojednania, ze śmierci Jana Pawła II. Czy teraz się to uda? Niestety, byłbym sceptyczny, gdyż boję się, że znów wydarzy się to samo – mówi, i dodaje, że Polacy nauczyli się łączyć w bólu i tragedii. Powinni jeszcze nauczyć się, jak na co dzień żyć razem.
Z Sosnowca specjalnie na uroczystość pożegnalną przyjechali górnicy z kopalni Kazimierz-Juliusz. Wszyscy w odświętnym stroju górnika. – Chcemy godnie pożegnać naszego prezydenta – mówią. Podobnie jak blisko stuosobowa grupa „Solidarność” z okolic Rzeszowa. Wzięli ze sobą sztandary z wizerunkiem św. Floriana. – To, co się wydarzyło, ta cała tragedia, tak naprawdę dopiero do nas docierają. I chcemy przeżyć to godnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Bogusław.
Michałkowie Lecha i Marię Kaczyńskich zapamiętają przede wszystkim jako osoby szlachetne, autentyczne i szczere. – Był taki zwłaszcza prezydent, który nigdy nie bał się mówić tego, co naprawdę myślał. Przez co zresztą spotkało go wiele przykrości i rozczarowań – mówi Monika Michałek. Dzisiaj jednak, zauważa Monika, patrząc na przybyłych do Krakowa, ich jedność i solidarność, wie, że było warto: - Ta szlachetność na pewno zostanie mu odpłacona w niebie.
Michałkowie dopatrują się przeznaczenia w ostatnich wydarzeniach, które wstrząsnęły Polską i światem. – Myślę, że jest to przesłanie, znak ostrzegawczy nie tylko dla Polski i Polaków, ale i dla całego świata – mówi, i zwraca uwagę na symboliczną ciszę na niebie: – Chociaż mamy piękną pogodę, żadne samoloty nie mogą dzisiaj latać. Dziwne to i w jakiejś mierze cudowne zarazem.
Do Krakowa na uroczystości pożegnalne Prezydenckiej Pary przybyły delegacje Rosji z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, Niemiec z prezydentem Horstem Koehlerem, Ukrainy z prezydentem Wiktorem Janukowyczem i kilkanaście innych.
Samolot z prezydencką parą wylądował na podkrakowskim lotnisku Balice po godz. 9 rano. Kondukt żałobny przejechał ul. Księcia Józefa, Kościuszki, Zwierzyniecką, Franciszkańską i o 10 dotarł do bazyliki Mariackiej. Przejeżdżający karawan żegnało tysiące zgromadzonych na trasie osób.
Dziękujemy za pomoc "Gazecie Krakowskiej" w umożliwieniu przygotowania materiału.