PolskaChce samotnie przepłynąć Wisłę kajakiem - zimą!

Chce samotnie przepłynąć Wisłę kajakiem - zimą!

O próbie samotnego przepłynięcia kajakiem Wisły zimą oraz planach na przyszłość ze znanym podróżnikiem, zdobywcą biegunów Markiem Kamińskim rozmawia Magdalena Czajkowska.

Chce samotnie przepłynąć Wisłę kajakiem - zimą!
Źródło zdjęć: © WP.PL

29.01.2010 | aktual.: 01.02.2010 12:06

Bieguny, Amazonka, australijska pustynia - ma Pan na swoim koncie wyprawy w najbardziej odległe zakątki świata. Za miesiąc zamierza Pan zimą przepłynąć kajakiem Wisłę. Nadszedł czas na odkrywanie Polski?

- W tej wyprawie chodzi przede wszystkim o odkrywanie Wisły. Bo tak naprawdę Polska jest od niej absolutnie odizolowana. Chciałbym, żeby politycy zaczęli się nią wreszcie interesować, żeby zauważyli, że Wisła to dobro narodowe, które jest całkowicie niewykorzystane i zapomniane. Trzeba zrobić z nią coś mądrego, ale to wymaga pewnego programu, bo jest bardzo zaniedbana, zwłaszcza pod względem infrastruktury - właściwie nie ma do niej dostępu. Natomiast jako rzeka jest całkiem czysta. Ludzie, którzy mieszkają nad Wisłą, też bardzo mało o niej wiedzą. Widać to nawet po Warszawie. Raczej niewielu warszawiaków ma świadomość tego, że 15 km w górę Wisły są niesamowite plaże, przypominające plaże na Malediwach. To w ogóle niezwykłe, że w środku Europy istnieje niemalże dzika rzeka, którą można płynąć 1000 km i nie spotkać ludzi. Pływałem po wielu rzekach świata i naprawdę Wisła w niczym im nie ustępuje. Jest równie piękna jak Amazonka.

Przepłynął Pan już Wisłę wcześniej?

- Tak. Latem zeszłego roku odbyła się "Ekspedycja Wisła". Z grupą młodzieży oraz znanych podróżników przepłynęliśmy Wisłę od jej źródeł aż do ujścia. Mottem wyprawy, było hasło "Aby przywrócić Wisłę Polsce". Wtedy też zacząłem myśleć, że fajnie byłoby przepłynąć ją jeszcze raz. Tym razem będąc bliżej rzeki, czyli nocować w namiocie przy brzegu, a nie w hotelach czy schroniskach. Pomyślałem, że zimą ta rzeka jest jeszcze bardziej niezwykła. Chcę pokazać ludziom, że tu w Polsce można przeżyć przygodę porównywalną z wyprawą na Syberię czy Alaskę.

Skąd wziął się pomysł, żeby "ruszyć" na Wisłę?

- Zainspirowała mnie moja przyjaciółka, norweska podróżniczka Liv Arnesen. Kiedyś dostała w prezencie piękny album o Wiśle, która ją zaintrygowała. To właściwie ona wpadła na pomysł, żeby przepłynąć Wisłę. Niestety, ze względu na problemy zdrowotne nie popłynęła z nami. W czasie jednego z naszych spotkań opowiedziała mi też pewną ciekawostkę. Otóż po norwesku Norpolen i Sorpolen oznacza północ i południe Polski, jak również północny i południowy biegun.

Kiedy Pan startuje?

- Planuję wyruszyć 22 lutego z okolic Oświęcimia, czyli zerowego kilometra Wisły. Przygotowania są w toku. Staram się przewidzieć wszystkie trudne i niebezpieczne sytuacje, jakie mogą się przytrafić. Na Wiśle jest wiele wirów, teraz są kry, może być trudno wydostać się na brzeg. Wiele zależy od pogody, przy dobrych warunkach płynąłbym około dwóch tygodni, ale przy obecnych ten czas może wydłużyć się do miesiąca. Jeśli rzeka będzie zamarznięta, będę musiał założyć narty i ciągnąć kajak za sobą. Kompletuję też sprzęt. Wybrałem wreszcie kajak (Prijon), namiot ten sam, który miałem na biegunach, kamizelkę ratunkową, kolce lodowe, prymus, wędkę.

Wędkę? Chce Pan łowić ryby?

- Mam nadzieję, że uda mi się coś upolować (śmiech). Moim głównym pożywieniem będą właśnie ryby z Wisły. Miałem nie zabierać ze sobą żadnej żywności, ale doszedłem do wniosku, że może nie być czasu na łowienie. Dlatego postanowiłem, że razem z rybakami z Gdańska wybiorę się na połów. Złowione w Wiśle ryby zliofilizuję, czyli w dużym skrócie wysuszę, i zabiorę do kajaka.

Będzie Pan też pił wodę z Wisły. Filtrowaną?

- Zobaczymy, może nie będzie trzeba jej filtrować. Wszyscy myślą, że Wisła jest brudna i zanieczyszczona, a to nieprawda. Badania sanepidu pokazują, że wiślana woda jest dość czysta i po przegotowaniu nadaje się do picia. Oczywiście nie wszędzie, na pewno nie w okolicach Warszawy, która bardzo ją zanieczyszcza. To poważny ekologiczny problem, na który też chciałbym zwrócić uwagę.

Nie będzie Pan korzystał z cywilizacji, telefon komórkowy też zostawi Pan w domu?

- Wezmę telefon po to, żeby mieć kontakt z rodziną oraz przekazywać informacje o kolejnych etapach podróży mediom i rysownikom, którzy przygotują komiks. To będzie chyba pierwsza wyprawa w historii relacjonowana na bieżąco za pomocą komiksu.

A jak będzie się Pan mył?

- Zimą często zdarza mi się kąpać w rzekach, więc myślę, że tym razem będzie podobnie. Na pewno symbolicznie wykąpię się w Wiśle na koniec wyprawy.

Zaplanował Pan miejsca postoju?

- To wyjdzie spontanicznie, będę płynął od świtu do zmroku, więc zatrzymam się tam, gdzie akurat mi wypadnie postój.

Dopłynie Pan do domu - mieszka Pan z rodziną w Gdańsku. Odpoczynek i znowu w drogę?

- Teraz więcej czasu chciałbym spędzać z żoną i dziećmi, podróżować razem z nimi. Pomyślałem, że zimowa wyprawa Wisłą to taka puenta mojego życia podróżnika czy polarnika. Nie gdzieś daleko w świecie, ale tu w Polsce. To dobre zakończenie kariery.
* Planuje Pan zakończenie kariery podróżnika?*

- Jeśli chodzi o podróże, to zrobiłem wszystko to, co miałem do zrobienia. Najważniejszej rzeczy dokonałem już na progu mojego podróżniczego życia. Zdobyłem dwa bieguny, co było moim największym marzeniem. Bardzo ważna była dla mnie ta z Jaśkiem Melą. Stała się otwarciem jakiegoś innego rozdziału w historii wypraw polarnych, a może nawet w historii polskich wypraw. Nadszedł czas, żeby zrobić coś innego. Będę nadal prowadził fundację mojego imienia, której celem jest pomoc dzieciom niepełnosprawnym, cierpiącym na uciążliwe i nieuleczalne choroby. Chcę wykorzystać swoją popularność, aby wspierać działalność fundacji.

Zaczął Pan podróżować bardzo wcześnie.

- Pierwszą samodzielną podróż odbyłem pociągiem w wieku 7 czy 8 lat. Pojechałem z Gdańska do rodziny mieszkającej pod Łodzią. Ważniejsza była jednak morska podróż do Danii, w którą wybrałem się jako czternastolatek.

To wtedy narodził się Kamiński podróżnik.

- Tak naprawdę to rok później, kiedy popłynąłem do Maroka. To było pierwsze zetknięcie z zupełnie inną kulturą, religią, z innymi ludźmi, zwyczajami. Ogromne emocje i zachłyśnięcie się różnorodnością świata. Od tego czasu podróże stały się ważną częścią mojego życia.

W listopadzie ukazała się Pana książka "Dotykanie świata Marka Kamińskiego".

- To zapis wywiadu rzeki, jaki przeprowadził ze mną Marek Szymański. Ta książka to droga przez moje życie od dzieciństwa aż po ostatnie wyprawy.

Pana nosiło po świecie już od dziecka, córka też lubi podróże?

- Pola skończyła w tym tygodniu 5 lat i tak jak jej mama [żona pana Marka Kasia jest malarką - red.] bardzo lubi malować i rysować. Swój pierwszy obraz namalowała, kiedy miała półtora roku. To było w pracowni profesora Jerzego Gnatowskiego w Kazimierzu Dolnym, wtedy po raz pierwszy miała do czynienia z farbami olejnymi. Pola myśli bardzo poważnie o swojej twórczości. Kiedy pytamy ją, kim chce zostać, odpowiada, że ona już jest artystką (śmiech). Ale podróżować też lubi. W 2006 roku wyruszyliśmy na rodzinną wyprawę wzdłuż Wisły, to był pomysł mojej żony Kasi. Pola miała wtedy dwa lata i świetnie sobie radziła. Tak powstał projekt "Baby on Board" - z dzieckiem przez świat. Zaplanowaliśmy też wyprawę dookoła świata, ale okazało się, że Kasia jest w ciąży i trzeba ją odłożyć. Pojechaliśmy za to do Norwegii. Teraz podróżujemy już we czwórkę, bo dołączył do nas kolejny podróżnik, syn Kay.

Dokąd wyruszy teraz rodzina Kamińskich?

- Na pewno zaplanujemy coś, kiedy wrócę z zimowej "Ekspedycji Wisła". Na razie muszę dobrze przygotować się do tej wyprawy. Potem skoncentruję się już tylko na podróżach z rodziną. Kończę jeden etap w moim życiu po to, by zacząć inny. Rodzina to moja najważniejsza wyprawa.

Polecamy w wydaniu internetowym wwwpolskatimes.pl/Warszawa: Dorota Zawadzka: Jestem dziewczyną "z ochotą"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)