Cały świat ma na rękach krew ofiar Holokaustu. Polacy nie są wyjątkiem
Wypowiedź dyrektora FBI Jamesa Comeya wywołała w Polsce prawdziwą burzę. Jednogłośny chór potępienia „antypolskich oszczerstw” wykluczył jakąkolwiek refleksję na ten temat. Liczne głosy domagają się spraw sądowych w obronie dobrego imienia naszej ojczyzny. Siła i skala tej reakcji nasuwa podejrzenia, że coś jednak jest na rzeczy. Czy polska opinia publiczna nie chce tym jednorodnym krzykiem zagłuszyć jakiejś istotnej zadry w naszej zbiorowej świadomości? O czym jeszcze chcieliby zapomnieć Amerykanie, Francuzi, Szwajcarzy, czy choćby sami Żydzi?
Czy nasza reakcje na słowa Comeya nie ujawnia głęboko ukrytych podświadomych zbiorowych lęków? Gdy ktoś oskarża Polaków o zbrodnie na Ukraińcach lub Niemcach wypędzonych z Ziem Zachodnich, nie budzi to kontrowersji tego rzędu, jak wtedy, gdy dotykamy, jak widać, otwartej rany w polskiej świadomości - rany Holokaustu.
W obowiązującej powszechnie narracji role podzielone są bardzo jednoznacznie. Ubrany w czarny mundur esesman morduje sparaliżowanego przerażeniem Żyda. Dla nas, Polaków, napisano rolę niemego świadka obezwładnionego skalą i okrucieństwem tej zbrodni. Zachód i tak zwani „dobrzy Niemcy” o Holokauście dowiadują się po wojnie. Śmierć sześciu milionów ludzi jest sprowadzona do aberracji psychicznej Adolfa Hitlera i ślepego posłuszeństwa wykonawców tej zbrodni. Zdaję sobie sprawę, że taki obraz historii bardzo ułatwiał wszystkim pogodzenie się z tragedią Holokaustu. Każdy dostał swoje małe alibi w tej zbrodni.
Nurtuje mnie parę banalnych wręcz naiwnych pytań. Co się stało z majątkiem trzech milionów polskich obywateli? Zniknął? Jaką część Niemcy byli w stanie wywieźć do Rzeszy? Co oprócz dzieł sztuki, kosztowności i złota opłacało im się zabrać? Co stało się z resztą? Trzy miliony ludzi to całkiem sporo, a byli to w dużej części rzemieślnicy kupcy i mieszczanie – ludność miejska akumulująca kapitał od pokoleń. Wszystko zniknęło? Razem z karczmami, mieszkaniami, kamienicami, fabryczkami? Niemcy wywieźli?
Skąd ten uporczywy żydowski antypolonizm? Skąd ten paniczny lęk? 19 kwietnia minęła rocznica powstania w getcie. Widziałem wiele wycieczek żydowskiej młodzieży w Warszawie. Dlaczego chodzą zawsze w grupach chronione przez ochroniarzy? Dlaczego rosły mężczyzna na światłach własnym ciałem z rozłożonymi rękami ochraniał przechodzącą przez jezdnię młodzież, jakby obawiał się, że przypadkowy kierowca z rozmysłem wjedzie w tłum młodych ludzi w jarmułkach? Skąd panujące wśród Żydów przeświadczenie o tradycyjnym, głębokim polskim antysemityzmie? Czy to mit? Gdzie są korzenie tego mitu? Dlaczego wciąż jest żywy? Jako człowiek dojrzały, który całe dorosłe życie przeżył w wolnej Polsce zadaję sobie pytanie – co musieliśmy im zrobić skoro tak panicznie się nas Polaków boją? Czy to uzasadnione reakcje potomków ofiar wobec potomków „niemych świadków”? Czy ten lęk i polska histeria wobec wszelkiego oskarżenia o współudział nie mają tego samego źródła? Pytania te nurtowały mnie przez ostanie pięć lat.
Myślę, że warto rozpocząć dyskusję nad naszą zbiorową świadomością w kontekście tych pytań. Warto podjąć dyskusję ponieważ wyparcie i zaprzeczenie nie są skutecznymi środkami rozwiązania problemu, z którym zmagamy się od ponad siedemdziesięciu lat.
Czarno-biały obrazek kata, ofiary i świadka, jest z gruntu fałszywy. Rola kata jest bez wątpienia najmniej dyskusyjna. Zbrodnia na narodzie żydowskim była wymyślona, zaplanowana i dokonana przez nazistowski reżim z poparciem zdecydowanej większości niemieckiego społeczeństwa. Niemcy do tej pory rozliczają się z tej zbrodni. Robią to konsekwentnie i gorliwie. Może dlatego dzisiaj Berlin jest najpopularniejszym kierunkiem młodej, żydowskiej emigracji z Izraela. Czy nie świta nam, Polakom w głowie trudne pytanie – dlaczego dzisiaj Żydzi lepiej się czują w kraju potomków zbrodniarzy niż w kraju potomków „niemych świadków”? Dlaczego antysemityzm niemiecki nie jest tematem światowej prasy podczas, gdy my musimy się z niego stale się tłumaczyć? Co takiego się stało w naszej historii, że mamy taki oto paradoks? Czy świat oszalał? Może czas spróbować ten fenomen zrozumieć?
James Comey nie ma racji wymieniając Niemców, Węgrów i Polaków w jednym kontekście. Wielu sprawiedliwych wśród narodów świata to Polacy, lecz setki tysięcy z nas to szabrownicy. Majątek trzech milionów ludzi nie zniknął – został rozszabrowany. Prawie w całości. Do Niemiec trafiła niewielka i najcenniejsza jego część. Reszta została przywłaszczona przez Polaków. Jak masowe musiało być to zjawisko łatwo można sobie wyobrazić. Andrzej Ledder w swojej książce „Prześniona rewolucja” uznaje je za jeden z najważniejszych elementów społecznej rewolucji, która po cichu dobyła się w Polsce w czasie wojny i tuż po niej. Calek Perechodnik - autor wspomnień pod tytułem „Spowiedź i jeden z najbardziej wiarygodnych świadków Zagłady, pisze o tym jak przyglądająca się przemarszowi żydowskich więźniów gawiedź krzyczy – „oddajcie buty, już nie będą wam potrzebne”. Mechanizm przywłaszczania majątku żydowskiego opisany jest w jego relacji bardzo dokładnie. Rozpoczął się już we wrześniu 1939 roku, gdy zamożni Żydzi w lęku przed
wywłaszczeniem przepisywali swe majątki – nieruchomości, fabryki i sklepy – na rzecz zaufanych Polaków. Przywłaszczenia dóbr żydowskich odbywało się poprzez czarny rynek w zamian za żywność, pomoc i schronienie, przez masowy szaber w opustoszałych dzielnic żydowskich i likwidowanych gettach, a także przez przypadki pogromów takich jak te w Jedwabnem czy Kielcach.
Czasy powszechnej śmierci, wojny i zniszczenia niosą ze sobą moralną degrengoladę. Legalizacja bandytyzmu na Żydach wyzwoliła w ludziach żądzę grabieży. Pamiętajmy, że przedwojenna Polska to kraj wiejskiej nędzy i analfabetyzmu. Kraj zacofany po wielowiekowej traumie wewnętrznego niewolnictwa polskiego chłopstwa i ponad stu latach zniewolenia zaborów. To upodlenie i nędza była pożywką dla polskiego antysemityzmu. Łatwy, legalny i pochwalany odwet na wiecznym wrogu – bogacącym się na chłopskiej krwawicy Żydzie – karczmarzu, Żydzie kramiarzu, był ogromną pokusą. Już przed wojną dochodziło na tym tle do starć pomiędzy chłopstwem polskim a Żydami. W czasie wojny te starcia przerodziły się w pogromy takie jak Jedwabnem. Nie stąd jednak bierze się niechęć współczesnych Żydów wobec Polaków. Nie stąd bierze się lęk. Zjawiska czynnego udziału w pogromach było stosunkowo rzadkie. Tak jak rzadkie były przypadki czynnej bezinteresownej pomocy sprawiedliwych. Tak, rzadkie – sześć i pół tysiąca sprawiedliwych na 3 miliony
ofiar to w języku statystyki zjawisko rzadkie, nawet bardzo rzadkie. Lęk przed „polską tłuszczą” miał podłoże materialne. Były getta w Polsce nie ogrodzone i nie strzeżone (Otwock, Piotrków Trybunalski). Żydzi w nich mieszkający nie uciekali. Zazwyczaj nie mieli gdzie uciekać, a w otoczeniu swoich czuli się bezpieczniej niż we wrogim, aryjskim świecie za murem lub po prostu po drugiej stronie ulicy. Jak bardzo wrogi musiał być to świat skoro nie uciekali? Wiara w przeżycie wśród swoich była większa niż nadzieja na pomoc po drugiej, polskiej stronie. Czy to nie przerażający fakt? Czy nie nasuwa nam, Polakom żadnej refleksji? Nadal jesteśmy niemym świadkiem?
Przerażająca zbrodnia Holokaustu skalała sumienia wszystkich jej uczestników. Calek Perechodnik, sam żydowski policjant, szczegółowo opisuje własny udział w niemieckiej zbrodni włącznie z odpowiedzialnością za wysłanie na śmierć swojej żony i dzieci, nie mówiąc o niezliczonych żonach i dzieciach swoich znajomych, sąsiadów i najbliższych. Nie umniejsza swojej roli i udziału judenratów, które przygotowywały listy osób przeznaczonych na wywózkę i śmierć. Istniało tylko jedno kryterium kolejności na listach – zamożność. Ci, którzy nie mieli pieniędzy na wykupienie się z transportu do Treblinki szli pierwsi. Hannah Arendt w relacji z procesu Eichmanna jednoznacznie wskazała na współudział władz żydowskich w zbrodni. Mało tego, z odwagą zapierającą dech w piersiach, twierdziła, że bez ich pomocy, ta zbrodnia byłaby niemożliwa.
Zbrodnia ludobójstwa na milionach ludzi, popełniona w trakcie bezwzględnej wojny demoluje poczucie moralności wszystkich uczestników i świadków. Nikt nie wyszedł niepokalany. Nikt nie wyszedł bez winy. Zachodni alianci także. Jan Karski już w 1943 roku osobiście informował Roosvelta o skali zbrodni na Żydach w Polsce. Niestety alianci mieli inne priorytety. Inne priorytety mieli także sami Żydzi z ruchu syjonistycznego. Jak mówił Davidowi Landau’owi Simon Perez w biografii Ben Guriona kierownictwo ruchu syjonistycznego w Palestynie wiedziało o zborni holocaustu od 1942 roku, gdy pierwsza grupa Żydów z Polski posiadających brytyjsko-palestyńskie obywatelstwo dotarła do Palestyny wypuszczona przez Niemców w wymianie na jeńców wojennych. „Opowiedziały o gettach i masowych mordach, o obozach śmierci i pogłoskach o „ostatecznym rozwiązaniu”. W Ameryce niewielka grupa pod kierownictwem Petera Bergsona, rewizjonisty z Palestyny, (…….), prowadziła niezmordowaną kampanię domagającą się od żydowskich przywódców, a
zwłaszcza sojuszników, żeby skupili wysiłki na natychmiastowym ratowaniu ludzi, a nie na snuciu powojennych planów dla Palestyny. (….) Dyskusja nad tą kwestią sprowadziła się do stawiania pytań o to, jaką cenę zapłacił Izrael za nakierowane na jeden cel dążenie do państwowości ,co jest winny Żydom z diaspory (……).,” Co ciekawe, w całej 230 stronicowej biografii twórcy państwa izraelskiego kwestia Shoah zajmuje jedynie 9 stron! Dziewięć stron poświęconych pogromowi 6 milionów członków narodu, któremu to narodowi Ben Gurion poświęcił całe życie. Na pytanie, dlaczego los diaspory żydowskiej w Europie nie był priorytetem polityki zagranicznej działaczy ruchu syjonistycznego w czasie wojny Szymon Peres odpowiada „nie zgadzaliśmy z tym, jak żyli, nie zgadzaliśmy się i z tym, jak umierali”
Niemy świadek to propagandowy mit – wymyślony przez zakompleksiony naród przerażony wizją konfrontacji z własną rolą w historii. Jak długo będziemy się bronić przed tą prawdą? Jak długo będziemy wskazywać innych jako także i bardziej winnych? Tak, polityczne elity krajów alianckich w czasie wojny są współodpowiedzialne za Holokaust. Odpowiedzialne przez zaniedbanie. Tak, sami Żydzi są współodpowiedzialni – przez fiksację na jednym celu - powstaniu państwa żydowskiego, nie oglądając się na los potencjalnych jego obywateli. Tak, my Polacy także jesteśmy współodpowiedzialni za tę zbrodnię, przez masowy rabunek na ofiarach w trakcie jej trwania i na tym co po niej zostało.
Nikt nie jest bez winy. Skazani na śmierć zostali zupełnie sami. Przeklęci, skazani na samotność nieszczęściem, nieodwołalnym wyrokiem. Faszystowscy zbrodniarze zjednali sobie przychylność i pobłażanie dla tej zbrodni całego świata. Tam, gdzie zachowali struktury państwowe – jak rząd Vichy - w sposób zorganizowany, tam gdzie ich nie było we wschodniej Europie – spontaniczny. Łącznie ze szwajcarskimi bankierami zamieniającymi złoto z żydowskich zębów na czyste funty i dolary czy Watykanem, który zorganizował watykańską drogę do Ameryki Południowej dla hitlerowskich zbrodniarzy po wojnie.
I tu dochodzimy do sedna sprawy – wszyscy jesteśmy winni współudziału w zbrodni Holokaustu – jedni uczynkiem, inni zaniedbaniem. Cała Europa, cały świat ma na rękach krew ofiar Holokaustu. Polacy nie są wyjątkiem. W rocznicę powstania w getcie dostałem do wpięcia w klapę żonkila z hasłem „łączy nas pamięć”. To piękne hasło jest niestety fałszywe. Pamięć na razie nas nie łączy, pamięć nas dzieli. Może gdybyśmy dopuścili do dyskusji na ten temat zamiast zakrzykiwać przebłyski trudnej prawdy histerycznym wrzaskiem, łatwiej by nam było zrozumieć własną historię. Zrozumieć historię Żydów, zrozumieć tę niewyobrażalną zbrodnię. Warto ją zrozumieć, by nigdy nie mogła się powtórzyć w przyszłości.
Jakub Bierzyński dla WP