Cabernet z Mazowsza
**To nie żart: prawdziwe wino produkowane jest już także w Polsce.**
18.09.2006 | aktual.: 18.09.2006 10:34
Za chwilę powstanie kolejny już rocznik polskiego wina. Nie z jabłek czy porzeczkowego. Prawdziwego wina. Także w Polsce, dla kilkuset ludzi parających się uprawą winorośli, początek jesieni to kluczowa pora dla winiarzy z półkuli północnej. Z globalnego punktu widzenia można by polskich winiarzy w zasadzie pominąć. Według danych GUS, w 2005 r. było w naszym kraju wprawdzie prawie 2 tys. winnic, ale ich łączna powierzchnia wynosiła raptem 155 hektarów. Nawet jeśli nieoficjalnie mówi się o ponad dwustu, wciąż są to uprawy mikroskopijne.
Najmniejszy węgierski region winiarski - Somló, okupujący stoki jednego tylko, i to niedużego wulkanu, zajmuje ponad 700 hektarów i uchodzi za bardzo mały. Tymczasem jeśli winnica w Polsce przekroczy rozmiarami hektar, jest postrzegana jako całkiem spora. A jednak grupa zapaleńców stale rośnie i nie są to "działkowcy", ale ludzie poważnie myślący o produkcji i sprzedaży wina, które spełni wymogi stawiane przez UE i będzie po prostu smaczne, a nie tylko "ciekawe".
Rondo suwalskie
Pod koniec czerwca 2006 r. kilkudziesięciu producentów zjechało do Warszawy na pierwszy Konwent Polskich Winiarzy zorganizowany przez Polski Instytut Winorośli i Wina (!) oraz "Magazyn Wino". Zaproszeni byli tylko ci, których winnice przekraczają obszar pięciu akrów i są obsadzone odmianami winorośli dopuszczonymi przez Brukselę. Tuzin winiarzy zdecydowało się pokazać swoje wina na degustacji. Był zatem i słodki cabernet sauvignon spod Warszawy, i niemal mineralny hibernal z okolic Kazimierza Dolnego nad Wisłą, apetyczny seyval blanc z winnic pod Nową Solą w Lubuskiem. Były czerwone wina z "wziętej" w Polsce odmiany rondo, nawet z tak kuriozalnych, zdawałoby się, okolic, jak Suwałki czy Mazury. Była znakomita sibera z Podkarpackiego, która w degustacji w ciemno wygrałaby z niejednym winem morawskim. Konwent Polskich Winiarzy pokazał, że smaczne wina powstają dziś w niemal całym kraju.
Nasza tradycja winiarska była uśpiona przez dziesięciolecia. Mylą się jednak ci, którzy sprowadzają ją jedynie do Zielonej Góry czy krakowskich piwnic, w których szlachta starzyła tokaj. Wino uprawiało się powszechnie na południu kraju, o czym świadczą zachowane do dziś nazwy wsi czy osad. W Gołuchowie w Wielkopolsce zachowały się do dziś krzewy z zasadzonej w 1878 r. winnicy. Wino robiono też chętnie na Podolu, a więc poza granicami dzisiejszej Polski. Pochody winiarskie w Zaleszczykach organizowano jeszcze w latach 30. XX wieku.
Niewielu współczesnych winiarzy ma szansę wykorzystać wiedzę przodków, choćby tę sprowadzającą się do kwestii, gdzie winnicę posadzić. Winiarze włoscy czy francuscy takich problemów nie mają. Najlepsze siedliska pod uprawę winogron są już rozpoznane. Nowe polskie winnice są zaś efektem poszukiwań, niekiedy sadzone z przypadku. Wydaje się jednak, że te "przypadkowe" nasadzenia są już raczej pieśnią przeszłości. Świadczy o tym choćby przykład małej, ale dającej świetne wina Kolonii Rusek nieopodal Rynu na Mazurach. Jej właściciel Wiktor Bruszewski, nim zdecydował się na posadzenie krzewów, starannie wybrał miejsce: strome, opadające ku jezioru zbocze o południowo-zachodniej ekspozycji, dobrze osłonięte od wiatru. Pomagał mu w tym jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie uprawy i produkcji wina w Polsce - Wojciech Bosak z Polskiego Instytutu Winorośli i Wina. Jeszcze kilka lat temu Bosak zajmował się głównie prowadzeniem degustacji dla miłośników wina. Dziś dziesiątki osób zapisują się na jego kursy
winogrodnictwa i winiarstwa.
Tomasz Prange-Barczyński