Były wiceszef ABW: dymisja Krzysztofa Bondaryka może świadczyć o konflikcie z Tuskiem i Cichockim
- Bardzo mnie dziwi to, że premier podjął tę decyzję (o dymisji gen. Krzysztofa Bondaryka z funkcji szefa ABW - przyp.red.) natychmiast, nie czekając na opinię komisji do spraw służb. Wydaje mi się to działaniem dziwacznym – ocenia dla "Wprost" zmiany w szefostwie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego były wiceszef tej służby płk Mieczysław Tarnowski.
03.01.2013 | aktual.: 03.01.2013 11:07
Marcin Pieńkowski: Jak pan zareagował na dymisję gen. Krzysztofa Bondaryka z funkcji szefa ABW?
Płk Mieczysław Tarnowski: - Sam fakt dymisji nie jest czymś niezwykłym. Profesjonalizm może polegać też na tym, że taka osoba nie zgadzając się z jakimiś działaniami, podaje się do dymisji. Jeżeli tak było - opieram się na doniesieniach prasowych - że jego dymisja była wynikiem niezgody na planowaną reformę służb, to zachował się "correct". Natomiast uważam, że Krzysztof powinien to jasno powiedzieć, nie zostawiając marginesu na jakieś domniemania i spekulacje myślowe. To jest wyjście, które ja uważam za honorowe.
Z czego ta dymisja - pana zdaniem - mogła wynikać? Skłania się pan do wersji mówiącej właśnie o niezgodzie na reformę?
- Nie znam innej wersji. Znając Krzysztofa, wydaje mi się ona możliwa. Natomiast w służbach specjalnych pewna rzeczy zawsze pozostają owiane tajemnicą. Dlatego mamy Komisję Służb Specjalnych jako organ złożony z demokratycznie wybranych posłów. Może on w imieniu moim i każdego obywatela kontrolować słuszność podejmowanych decyzji i czynności podejmowanych w służbach. Powinna ona wydać uspokajający komunikat, oczywiście niezdradzający szczegółów, ale mówiący – wszystko jest ok. Natomiast bardzo mnie dziwi to, że premier podjął tę decyzję natychmiast, nie czekając na opinię komisji do spraw służb. Wydaje mi się to działaniem dziwacznym.
Dlaczego?
- Bo nawet jeśli premier nie musi liczyć się z tą opinią, ani brać jej pod uwagę, to sam fakt zwrócenia się do komisji stanowi wyraz szacunku dla demokratycznego organu. W ten sposób, przez takie gesty, państwo staje się mniej dzikie. To, że tego nie zrobiono, zaskakuje mnie ogromnie.
Zaskakujący jest również fakt, że o dymisji gen. Bondaryka usłyszeliśmy dopiero po przyjęciu jej przez premiera. Nie było wcześniejszych doniesień o tym, że ją w złożył.
- No właśnie. To działanie, które zupełnie niepotrzebnie tworzy margines na spekulacje. Niektórzy uważają, że jak milczą, to jest to profesjonalne w służbach – ok. Powinna być opinia komisji, która mówi, że zachowanie Bondaryka jest w porządku, że jest reforma, w której on uczestniczyć nie chce i dlatego odchodzi. Wtedy wszystko byłoby jasne. W tej sytuacji, obecne działanie wydaje się dziwaczne.
Myśli pan, że te wydarzenia mogą świadczyć o ewentualnym konflikcie między gen. Bondarykiem a Tuskiem i Cichockim?
- Tak, mogą. Biorąc pod uwagę, w jaki sposób to się odbyło, to nie da się takiego konfliktu wykluczyć. Może tak być, choć czy tak jest na pewno to nie wiemy i raczej się długo nie dowiemy. Nie spodziewam się, żeby pojawiły się jakieś sugestie, dlaczego tak się stało. To jest gra instrumentem, który ma służyć państwu. Gra zupełnie niepotrzebna.
Więcej w internetowym wydaniu tygodnika: Wprost.pl