Były prokurator Hop zakończył składanie wyjaśnień
Były prokurator apelacyjny z Katowic Jerzy
Hop zakończył składanie wyjaśnień w swoim procesie, w którym
odpowiada za wyłudzenie 1,7 mln zł i utrudnianie śledztwa. Nie
przyznał się do żadnego z postawionych mu zarzutów, twierdzi, że
w sprawę został wmanewrowany przez współoskarżonego. Katowicki sąd rozpoczął zadawanie Hopowi pytań.
10.05.2005 | aktual.: 10.05.2005 17:34
Podobnie jak w czasie czterech poprzednich rozpraw Hop zdecydowanie i wyczerpująco odpierał tezy aktu oskarżenia. Stanowczo zaprzeczył, by miał kogokolwiek nakłaniać do fałszywych zeznań.
Moim zdaniem prokurator wie, że nie dopuściłem się tego przestępstwa. Ten zarzut jest kotwicą, która ma mnie trzymać w areszcie - oświadczył oskarżony.
Po raz kolejny Hop zarzucił prokuraturze, że prowadząc przeciwko niemu śledztwo wielokrotnie złamała procedurę karną. Oskarżony twierdzi np., że w czasie postępowania przygotowawczego członkowie jego rodziny byli przymuszani do odpowiedzi na pytania, mimo że wcześniej odmówili zeznań.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Według prokuratury, w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Grozi mu do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.
W swoich wyjaśnieniach Hop reprezentował stanowisko, że odpowiada przed sądem, bo został wmanewrowany przez dawnego przyjaciela, a obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą.
To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z Krzysztofem G. Hop sam podrabiał faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G. przyznał się do udziału w wyłudzeniach i chce się dobrowolnie poddać karze.
Hop mówił we wtorek, że początkowo sprzęt rzeczywiście trafiał do prokuratury, ale potem już tego nie sprawdzał. Jak mówił, ufał swojemu przyjacielowi. Podkreślał też, że prowadzone w prokuraturze kontrole NIK i Ministerstwa Sprawiedliwości nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Dodał też, że w 2000 roku uzyskał uprawnienia dostępu do ściśle tajnej tajemnicy państwowej i wtedy w czasie drobiazgowych sprawdzeń nie wykryto niczego niepokojącego.
Hop twierdzi, że o tym, iż jednak nie wszystko jest w porządku, dowiedział się już po artykule w "Newsweeku". G. miał wtedy przyjść do niego i przyznać, że nie cały papier zakupiony przez jedną z firm został przekazany do prokuratury.
W tym momencie czułem się, jakby mi się niebo zawaliło na głowę. Zorientowałem się, że nie wszystko jest w porządku, ale do głowy mi nie przyszło, że mam do czynienia z zaplanowaną działalnością przestępczą. Myślałem, że to wynik niedbałości Krzysztofa G. (...) Gdybym w tym czasie wiedział, że G. prowadzi działalność przestępczą, to nigdy w życiu nie dałbym się wmanewrować w tak idiotyczną sytuację - mówił przed sądem Hop.
Potem - relacjonował oskarżony - G. poznał go z Piotrem P., który miał zwrócić papier Centrozapowi. Potem P. powiedział mi, że miał wziąć winę na siebie (...) Dla mnie to był szok - powiedział Hop i dodawał, że z relacji Piotra P. wynikało, iż Krzysztof G. załatwia sobie papiery na schizofrenię, żeby nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności.
Hop podkreślał, że po publikacji w "Newsweeku" nie kontaktował się z żadnym z prezesów, by nakłonić ich do określonych zeznań. Dowodził też, że gdyby miał przygotować P. do przesłuchania w prokuraturze - jak twierdzi G. - nie wyjechałby na urlop kilka miesięcy przed aresztowaniem.
Wysoki Sąd nawet nie wie, co to znaczy przez 2,5 roku budzić się w areszcie. Nie mogę się pogodzić z tym, że wśród prezesów (darczyńców prokuratury) może się zrodzić przeświadczenie, że ich oszukałem. To są ludzie, których głęboko szanuję - zakończył wyjaśnienia oskarżony.
Potem sąd przystąpił do odczytania protokołów z przesłuchań z prokuratury. Kiedy w wyjaśnieniach Hopa ze śledztwa i tych złożonych w procesie pojawiły się sprzeczności, oskarżony tłumaczył to tym, że w czasie przesłuchań w prokuraturze źle się czuł, był chory albo zmęczony. Przyznał jednak, że podpisał protokoły tych wyjaśnień.