PolskaByły prezes TVP: skazać byłego wicemarszałka Sejmu

Były prezes TVP: skazać byłego wicemarszałka Sejmu

Były prezes TVP Robert Kwiatkowski chce, by stołeczny sąd skazał byłego wicemarszałka Sejmu Tomasza Nałęcza w wytoczonym mu procesie karnym o pomówienie w związku z aferą Lwa Rywina. Nałęcz wnosi o uniewinnienie. Wyrok zapadnie 23 stycznia.

Sąd Rejonowy dla miasta st. Warszawy zamknął proces wytoczony Tomaszowi Nałęczowi przez Roberta Kwiatkowskiego i wysłuchał mów końcowych. Pełnomocnik Kwiatkowskiego i on sam wnosili o uznanie b. szefa sejmowej komisji śledczej do sprawy Rywina za winnego i wymierzenie mu "stosownej kary" (której nie określili) oraz pięciu tys. zł nawiązki na PCK. Nałęcz uważa, że proces to "szykana za jego pracę w komisji śledczej".

Za pomówienie w mediach w celu poniżenia w opinii publicznej lub narażenia na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska artykuł 212 kodeksu karnego przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia.

Na ten właśnie artykuł b. prezes TVP powołuje się w swym prywatnym akcie oskarżenia. Zarzuca Nałęczowi, że w wywiadzie prasowym w 2003 r. mówił m.in., że Kwiatkowski brał udział w "pracach legislacyjnych, którymi w ogóle nie powinien się zajmować", działał za kulisami afery Rywina "w sferze szarości i nieformalności", "ingerował w kwestie politycznej własności mediów", "przeprowadził pozorne reorganizacje w TVP służące tuszowaniu afery Rywina" i szykanował ówczesną dziennikarkę "Wiadomości" Jolantę Pieńkowską. Nałęcz dodawał, że Kwiatkowski "posługiwał się czysto peerelowską metodą szykanowania ludzi"; że "uczestniczył w grupie związanej z aferą Rywina", i że zachowuje się w TVP jak "peerelowski prezes Radiokomitetu".

Przy okazji wolności słowa nie wolno nikogo obrażać - mówił przed sądem pełnomocnik Kwiatkowskiego mec. Maciej Żbikowski. Jego zdaniem, wypowiedzi Nałęcza były znieważające i "oczywiście bezprawne". Tłumaczył, że w tej sprawie wytoczono proces karny, a nie cywilny, bo "skala rażenia była ogromna", a marszałek Sejmu i historyk powinien szczególnie dbać o słowa. Zapewnił, że gdyby Nałęcz przeprosił, nie byłoby procesu.

Nałęcz przyczynił się do tego, że uniemożliwiono mi wzięcie udziału w konkursie na prezesa TVP w 2003 r., a w swym raporcie końcowym z prac komisji śledczej fabrykował dowody, które miały uzasadniać jego tezy - mówił w końcowym słowie Kwiatkowski. Zwrócił uwagę, że prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie grupy, która miała wysłać Rywina do Agory (według przyjętego przez Sejm raportu komisji, miał do niej należeć m.in. Kwiatkowski).

Wniosek o uniewinnienie obrońca Nałęcza mec. Rafał Maciejczyk uzasadniał konstytucyjną zasadą wolności wypowiedzi oraz tym, że Nałęcz dokonał jedynie "dopuszczalnej oceny". TVP to nie prywatna firma, a jej prezes jest w pewnym sensie osobą publiczną, która musi się godzić na krytykę, nawet niesłuszną - mówił.

Nie czuję się przestępcą i nie chciałem zniesławić Kwiatkowskiego - wykonywałem tylko mandat posła, a oskarżenie uważam za bezzasadne - mówił w ostatnim słowie sam Nałęcz. Dodał, że "ufa w sprawiedliwość Wysokiego Sądu".

Nie da się zrozumieć mojej wypowiedzi bez całego kontekstu aktywności Kwiatkowskiego w aferze Rywina - oświadczył oskarżony. Dodał, że nie miał on szans w konkursie na prezesa TVP właśnie z tego powodu. Zwrócił uwagę, że inni członkowie komisji, jak np. Jan Rokita czy Zbigniew Ziobro, mówili o ówczesnym prezesie TVP "rzeczy o wiele gorsze, ale im wybaczył, a mnie - nie". Ale oni byli przeciwnikami politycznymi, a ja, wicemarszałek z lewicy miałem takie zdanie, jak koledzy z prawicy - wyjaśniał Nałęcz.

W przypadku skazania Nałęcz znalazłby się w rejestrze skazanych.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)