Były lider partyzantów prezydentem Urugwaju
W przeprowadzonej drugiej turze wyborów prezydenckich w Urugwaju zgodnie z oczekiwaniami zwyciężył kandydat lewicy Jose Mujica. Według powyborczych sondaży, zagłosowało na niego około 51% wyborców. Jego rywal konserwatysta Luis Alberto Lacalle, zdobył około 45% głosów i uznał swoją porażkę.
30.11.2009 | aktual.: 30.11.2009 02:50
Jeśli urugwajska Komisja Wyborcza potwierdzi wyniki sondaży to urząd prezydenta 74-letni Mujica, przywódca rządzącej od 5 lat koalicji Konfrontacja Postępowa-Szeroki Front. Zastąpi na tym stanowisku Tabare Vasqueza, pierwszego socjalistycznego lidera Urugwaju, który wciąż cieszy się ponad 60% poparciem obywateli, lecz zgodnie z konstytucją nie może ubiegać się o reelekcję.
- Od 1 marca Mujica będzie także naszym prezydentem - powiedział 68-letni Lacalle, adwokat, dziennikarz prezydent Urugwaju w latach 1990-95, kandydujący z ramienia konserwatywnej Partii Narodowej, ale wspierany również przez Partię "Czerwoną".
Z początkiem marca rozpocznie się także druga kadencja rządów Szerokiego Frontu, który grupuje różne siły - od chrześcijańsko-demokratycznej centrolewicy po byłych lewackich partyzantów. 25 Października koalicja ta wygrała wybory parlamentarne, odbywające się równocześnie z pierwszą turą wyborów prezydenckich.
Zwycięzca wyborów w kampanii wyborczej kładł nacisk na konieczność gospodarczej integracji Ameryki Południowej w sytuacji, gdy kryzys mocno naruszył podstawy urugwajskiej gospodarki, opartej głównie na turystyce zagranicznej, bankowości i hodowli bydła. Mujica przedstawia się również, jako obrońca interesów stutysięcznej rdzennej ludności Urugwaju - Indian Charrua, wśród których również rośnie poparcie dla Szerokiego Frontu.
Mujica zapewniał także, że wzorem dla niego jest obecnie brazylijski prezydent Luiz Inacio Lula da Silva, a nie lewacki przywódca Wenezueli Hugo Chavez.
Udział w wyborach był obowiązkowy, pod karą 400 pesos (ok. 60zł) i groźbą komplikacji w wydawaniu dokumentów osobistych.