Byliśmy blisko katastrofy energetycznej
W 1994 roku Polska była blisko katastrofy energetycznej - przypomina na łamach "Gazety Wyborczej prof. Jan Popczyk z Instytutu Elektroenergetyki i Sterowania Układów z Politechniki Śląskiej w Gliwicach. "Wówczas strajk spowodował odcięcie dostaw z elektrowni Turów. Gdyby do tego doszło wyłączenie bloków elektrowni Bełchatów, nastąpiłby chaos w sieci" - podkreślił.
Zapytany, czy wielka awaria energetyczna, taka jak w USA i Kanadzie, może zdarzyć się w Polsce, prof. Popczyk stwierdził, że niestety jest to możliwe. "Nasz system energetyczny jest mało odporny, bo jest wrażliwy na pojedyncze awarie w elektrowniach lub na niedobory prądu. W Polsce ogromna większość energii pochodzi z dużych, tzw. systemowych elektrowni. Wypadnięcie tylko jednej z nich może spowodować problemy" - wyjaśnił.
Na pytanie "GW", jak walczyć z taką groźbą, prof. Popczyk uważa, że poprzez budowanie mniejszych elektrowni. "W Polsce przed kilku laty toczyła się dyskusja, czy budować nowe duże bloki, czy może małe elektrownie lokalne. Zwyciężyła pierwsza koncepcja. Dzisiaj jednak widzimy, że rozpraszając produkcję, zmniejszamy ryzyko wielkiej awarii".