Byłe więźniarki Ravensbrueck pielgrzymowały na Jasną Górę
Byłe więźniarki obozu koncentracyjnego w Ravensbrueck po raz 65. wzięły udział w pielgrzymce na Jasną Górę. Jak co roku wypełniły w ten sposób złożone w niewoli przyrzeczenie, że jeśli przeżyją, będą pielgrzymować do Częstochowy i dziękować za ocalenie.
13.05.2010 | aktual.: 13.05.2010 20:00
65 lata temu do jasnogórskiego sanktuarium przybyło ponad 2 tys. byłych więźniarek. W ub. roku było ich tylko osiem, w czwartek - pięć. - Niestety, zostało nas tylko pięć, które są zdolne jeszcze do podjęcia trudu podróży - wyjaśniła cytowana przez biuro prasowe Jasnej Góry Joanna Kiąca-Fryczkowska z Leszna.
Kiedyś dołączały do nas również grupy męskie z Oświęcimia, Buchenwaldu czy Dachau, niestety dzisiaj nie widzimy nikogo z tych grup. My jesteśmy najmłodsze, które byłyśmy w obozie, no więc siłą rzeczy jeszcze egzystujemy" - mówiła Kiąca-Fryczkowska, opowiadając też o swoim udziale w Powstaniu Warszawskim i o tym, jak jako siedemnastolatka została złapana i zakwalifikowana do obozu.
W mszy w Kaplicy Matki Bożej odprawionej w intencji pątniczek oraz wszystkich zmarłych w obozach uczestniczyły też dzieci pierwszokomunijne. Byłe więźniarki dla upamiętnienia czasu przeżytego w obozie założyły chusty w biało-niebieskie pasy. Homilię wygłosił kapelan więźniarek z Ravensbrueck ks. Stanisław Michałowski.
Jak mówił, byłe więźniarki zostały wywiezione do obozów za to, że "tak bardzo kochały Polskę, że ukochały i pomagały innym, zwłaszcza młodym, w czasie wojny". Ks. Michałowski prosił dzieci, by brały wzór z ich postawy i - tak jak one - dziękowały Maryi za swe życie i wszystkie otrzymane w nim dary.
Obóz w Ravensbrueck powstał w 1938 r. jako jedyny duży obóz koncentracyjny na terenie Niemiec przeznaczony dla kobiet. Do Ravensbrueck wywieziono około 40 tys. więźniarek, przede wszystkim pochodzących z rodzin inteligenckich: harcerek, uczennic gimnazjów i studentek. Przeżyła jedna piąta z nich.
Jak podkreśliła Kiąca-Fryczkowska, dla niej najgorsze w obozie nie były głód, choroby, robactwo czy przemoc nadzorców. Najdotkliwsze okazało się zabranie człowieczeństwa poprzez nadanie numeru obozowego. - Myśmy nie byli ludźmi, nikt się nie pytał o nasze nazwiska, kiedy nas prowadzono do gazu, byliśmy nie-ludźmi, byliśmy nikim, byliśmy numerami - zaznaczyła była więźniarka.