PolskaByć jak Pola Negri

Być jak Pola Negri

Jak przed laty, tak i dziś polscy aktorzy śnią sny o międzynarodowych karierach. Ale dziś sny nie są już tylko amerykańskie, a by je spełnić, niekoniecznie trzeba emigrować. Przewidujemy, kto z polskich młodych aktorów ma największe szanse na aktorską sławę za granicą.

24.12.2007 | aktual.: 24.12.2007 14:23

Zaczęło się od Poli Negri. Z ziemi polskiej przez Niemcy, gdzie poznała legendarnego Ernsta Lubitscha, trafiła do Hollywood, by w niecały rok stać się największą konkurencją gwiazdy kina niemego Glorii Swanson. Gigantycznej międzynarodowej kariery Negri (a właściwie Apolonii Chałupiec) nie udało się powtórzyć żadnemu polskiemu aktorowi. Choć wielu próbowało. Katarzyna Figura w początku lat 90. o mały włos nie dostała głównej roli w „Graczu” Roberta Altmana. Reżyser ją wybrał, producent – jako że w USA nikt jej nie znał – odrzucił. W tym samym czasie Joanna Pacuła przegapiła „Nagi Instynkt” Paula Verhoevena i „9 i pół tygodnia” Adriana Lyne’a, bo choć castingi wygrała, mąż nie zgodził się, by grała sceny erotyczne. Pacuła wciąż występuje w amerykańskich produkcjach, tyle że dziś już w trzeciej lidze. Podobnie Izabella Scorupco, która poza zdobyciem zaszczytnego miana dziewczyny Jamesa Bonda ugrała także niewiele. „Przekrój” przedstawia siódemkę najświeższych kandydatów na kontynuatorów sukcesów Negri. Drogę
do światowej sławy obierają dziś nie tylko przez Miasto Aniołów, ale i Paryż, Nowy Jork, Londyn, a nawet Moskwę. Ba, pierwsze kroki w międzynarodowych produkcjach stawiają i w kraju. Polska – wzorem Czech – coraz częściej ściąga przecież światowej sławy reżyserów. Tylko w minionych dwóch latach kręcili u nas Ken Loach („Polak potrzebny od zaraz”), Peter Greenaway („Straż nocna”), David Lynch („Inland Empire”) czy Christopher Doyle („Izolator”). Do produkcji angażowali polskich aktorów, którzy brali później udział w promocji filmów, promując przy okazji… siebie.

ALICJA BACHLEDA-CURUŚ, 24 lata - Z uporem i Madonną z Gwadelupy

Miała rewelacyjny start do kariery co najmniej europejskiej. W wieku osiemnastu lat zagrała w niemieckim „Z miłością nie wygrasz”. Nie znała języka, ale wkuła osiem stron maszynopisu na pamięć i rolę dostała. Co więcej, po premierze z Niemiec posypały się propozycje kolejnych. Ale Bachleda-Curuś nawet ich nie rozważała. Cel był jeden: USA. Semestr zaliczyła w szkole Lee Strasberga w Nowym Jorku, kolejny – w filii w Los Angeles. Mieszkając w pobliżu Hollywood, wciąż więcej grywała w Europie. Wystąpiła w dwóch filmach niemieckich i jednym szwajcarskim. Wreszcie trafiła do obsady „Trade”, jednego z najgłośniejszych amerykańskich filmów sezonu. Na planie nie korzystała z kaskaderów. – Chciałam przeżyć historię bohaterki – tłumaczyła. A że gra dziewczynę zmuszaną przez mafię do prostytucji, do przeżycia było wiele. Wielokrotnie obrywała. – Kiedyś ktoś trafił mnie w zęby zegarkiem – wspomina. Bolało, ale z uporem odmawiała pomocy kaskadera.

Temu właśnie uporowi zawdzięcza rozwój kariery. No i Madonnie z Gwadelupy. To do niej wznosiła modły, przebywając na planie „Trade”- w Meksyku. Cud czy zbieg okoliczności, w ostatniej chwili z głównej roli zrezygnowała Milla Jovovich, a jej miejsce zajęła pierwotnie mająca grać epizod Bachleda-Curuś.

Entuzjastyczne recenzje pod adresem Polki przetoczyły się przez całą amerykańską prasę, od poważnego „New York Timesa” po kolorowy „Cosmo Girl”. W Cannes do Pałacu Festiwalowego aktorka wmaszerowała po czerwonym dywanie. Na gali rozdania nagród Europejskiej Akademii Filmowej wręczała statuetkę w jednej z kategorii. Woda sodowa nie uderzyła jej na razie do głowy. Unika hollywoodzkich fet i kiepsko rokujących ról. Można zatem prorokować, że niebawem zacznie prestiżowe nagrody nie tylko rozdawać, lecz także odbierać.

KAROLINA GRUSZKA, 27 lat - Nie zagrała o papieżu

„Było ponuro, padał deszcz, zadzwonił Marek Żydowicz [dyrektor festiwalu Camerimage – przyp. red.] i zapytał, co robię. Po chwili oddał komuś słuchawkę. Usłyszałam miły głos i świetny amerykański akcent. Głos przedstawił się oczywiście jako David Lynch…”. Czy nie brzmi to jak idealny początek hollywoodzkiej kariery? Mógłby nim w każdym razie być, bo właśnie tak Karolina Gruszka opisuje okoliczności, w jakich trafiła na plan „Inland Empire”, filmu, który objeździł wszystkie ważniejsze festiwale. A to dla aktorów najlepsze okazje do zaistnienia. – W Wenecji siedziałam w jednym rzędzie z Laurą Dern i Jeremym Ironsem – opowiada. Ale zamiast na Zachód, coraz częściej nosi ją na Wschód. Zagrała już w rosyjskich: „Córka Kapitana” i „Breakpoint”, a także w białoruskim „Momencie prawdy”. Ostatnio współpracuje nawet z Iwanem Wyrypajewem, najgłośniejszym w Rosji reżyserem młodego pokolenia. Gruszka wystąpi w jego kolejnym po „Euforii” filmie.

Na karierze na Zachodzie nie położyła jednak kreski. – Są różne drogi do spełnienia marzeń, nie tylko ta przez Hollywood. Nie czuję się tam dobrze i nie mam determinacji, by wędrować od drzwi do drzwi i skończyć w produkcjach klasy B – tłumaczy rozsądnie w wywiadzie dla portalu Stopklatka. Rozsądnie także odmówiła udziału we włoskiej produkcji o papieżu („Karol. Człowiek, który został papieżem”), choć tłumy polskich aktorów o pojawienie się w niej żarliwie walczyły. Wie, że cel nie uświęca środków i że jeśli ma się lansować nazwisko w kiepskich zagranicznych produkcjach, to lepiej nie lansować go wcale.

WERONIKA ROSATI, 23 lata - Oscara ma na zdjęciu

Mówi się o aktorach, że mają parcie na szkło. Rosati ma coś więcej. Parcie na Hollywood. Po warszawskiej Prywatnej Szkole Aktorskiej państwa Machulskich przewinęła się przez łódzką filmówkę, by, nie kończąc jej, czmychnąć do osławionej (nazwiskami absolwentów: Ala Pacino czy Marilyn Monroe i gigantycznymi cenami – 13 tysięcy dolarów za semestr) nowojorskiej szkoły aktorskiej Lee Strasberga. Od Hollywood dzieliła ją cała Ameryka,- a poza tym „pojawiły się propozycje »Pittbulla«- i filmu w Rosji”, więc naukę po semestrze „zawiesiła” (niektórzy twierdzą, że nie z własnej woli). Zamiast w Polsce, wylądowała w Los Angeles. Tu, jak w bajce, zaopiekowała się nią agencja, która kiedyś reprezentowała Sharon Stone. Ba, Rosati spotkała nawet gwiazdę w supermarkecie! Co więcej, ta w mig zgadła, że Polka jest aktorką. – To po tobie widać – Rosati przywołuje słowa Stone pod jej adresem w wywiadzie dla „Gali”. Tymczasem, jeśli chodzi o zagraniczny dorobek, aktorka ma w filmografii jeden kręcony w Polsce przez Amerykanina
Robby’ego Hensona film „House”.

Ma też na koncie tony plotek o romansach, najpierw z Valem Kilmerem, później z producentem Harveyem Weinsteinem. Tego, że siadła na niej prasa brukowa, gorąco jej współczujemy. Sęk w tym, że jeśli sama opowiadała w wywiadach o spotkaniach z Sharon Stone albo – jeszcze lepiej – o ekscytującej imprezie wytwórni Miramax, na której zrobiła sobie zdjęcie z pożyczonym od jakiegoś laureata Oscarem, to naprawdę nie można oczekiwać, by prasa brukowa zajmowała się subtelnościami warsztatu.

LESŁAW ŻUREK, 28 lat - U Loacha z powodu remontu

Mądre podręczniki uczą, że najważniejsze podczas rozmowy o pracę jest wykazanie się doświadczeniem i odpowiednia prezencja. Na castingu u Kena Loacha (do filmu „Polak potrzebny od zaraz”) Żurek wykazał się obydwiema rzeczami: rozczochrany, w niepranych od tygodni ciuchach (remontował właśnie zakupione w Warszawie mieszkanie) opowiadał o pracy na zmywaku w Stanach, którą zdarzyło mu się wykonywać przed laty w wakacje. Casting odbywał się w pięciogwiazdkowym hotelu Sheraton, a pojawili się na nim, jak opowiada Żurek, „wszyscy polscy aktorzy z przedziału od 20 do 40 lat, jacy w tym momencie przychodzą ci do głowy”. Po namowach zdradza trzy nazwiska: Szyc, Dorociński, Żebrowski. Rolę pracującego w Londynie emigranta z Polski dostał aktor z jedną fabułą („Oda do radości”) na koncie – Lesław Żurek. Nie chce wprawdzie iść w ślady granej przez siebie postaci i emigrować, ale zdecydowanie ma plany dalej występować w zagranicznych produkcjach. Ma też możliwości. – Ken ma swoją ekipę. Do artystów, do których się
przekonał, wraca – tłumaczy aktor. Gdy jest w Londynie, odwiedza więc „ekipę”. A ostatnio bywa tam często, bo szykuje się kolejna produkcja. Jej zczegóły nie są jeszcze znane. Wiadomo za to, że do jednej z głównych ról kręconego w Polsce „Izolatora” zaangażował go Christopher Doyle, reżyser znany bardziej jako operator Wong Kar-Waia.

PAWEŁ DELĄG, 37 lat - Nie mylić z Delonem

Z legendą francuskiego kina Alainem Delonem łączy Pawła Deląga poza podobieństwem nazwisk (przypadkowym) przynależność do tej samej agencji aktorskiej. Deląg trafił do niej trochę przypadkiem przed ponad dwoma laty, gdy wyjechał do Paryża za narzeczoną, modelką, Agnieszką Harlą. Po związku nie ma już śladu, są za to ślady po aktorskich poczynaniach polskiego gwiazdora. Zagrał w czterech francuskich filmach: „Maria, królowa złodziei”, „Najpierw kobiety”, „Terytorium skóry” i „Tak bardzo się nienawidziliśmy”. Przy okazji tego ostatniego polski aktor, który grał tam u boku córki Romy Schnei-der – Sarah Biassini, został nawet zaproszony na obchody 50. rocznicy powstania Unii Europejskiej, które premiera filmu uświetniła. Niecieszący się może jeszcze we Francji sławą, ale na pewno swego rodzaju wzięciem, Deląg powrotu do Polski na stałe (gdyż na plany polskich seriali, ostatnio „Tajemnicy Twierdzy Szyfrów”, wpada) nie planuje. Bo i niekoniecznie ma do czego. Na dużym ekranie pojawił się w ostatnich kilku latach
tylko w komedii romantycznej „Ja wam pokażę!”. Nic specjalnego, niestety, nie pokazując.

MACIEJ ZAKOŚCIELNY, 27 lat - Bliżej ukochanej i Brada Pitta

Rzec by można, że na razie w zrobieniu międzynarodowej kariery dopomaga Zakościelnemu los. Na castingu do kręconej w Polsce „Straży nocnej” Petera Greenawaya wcale miał się nie pojawić, bo ćwiczył właśnie umiejętności paralotniarskie w ramach przygotowań do roli w „Dlaczego nie!”. Niewtajemniczonym należy wyjaśnić, że w filmie tym, jeśli bohaterowie nie przebywają w wodzie, to unoszą się w powietrzu, w każdym razie do ziemi, a szczególnie ziemskich spraw, stale im daleko. Termin przesłuchania jednak przełożono, Zakościelny stawił się więc na nim i rolę dostał. Historia powtórzyła się z terminami zdjęć. Początkowo okresy zdjęciowe obu produkcji pokrywały się, więc ze „Straży nocnej” już miał rezygnować. Znów jednak terminy przesunięto.

Jeszcze przed listopadową premierą „Straży nocnej” w Polsce Zakościelny wyjechał do Nowego Jorku. Pewno nie porzuciłby cieplarnianego życia dzielonego między znakomicie opłacane seriale a komedie romantyczne, gdyby do Stanów nie pojechała jego ukochana – modelka Izabella Miko. Z drugiej strony, pewno nie jechałby na drugą półkulę, gdyby z pobytem w USA nie wiązał określonych zawodowych nadziei. Pytanie tylko, czy Amerykanie, mając oryginalnego Brada Pitta, zachwycą się podróbką?

ANNA MUCHA, 27 lat - Na razie dementuje

W hollywoodzkiej produkcji obsypanej Oscarami – „Liście Schindlera” – wystąpiła już w wieku trzynastu lat. To, że wybrał ją sam Steven Spielberg, miało niemały wpływ na późniejsze wybory polskich reżyserów. Do 27. roku życia zaliczyła więc kilkanaście filmów fabularnych, liczne spektakle teatru telewizji i jeden – ale za to jaki! – serial („M jak miłość”), a wciąż nie skończyła (a nawet nie zaczęła) żadnej szkoły aktorskiej. Latem tego roku zdecydowała się więc lukę edukacyjną uzupełnić, ale nie w Polsce, tylko w Nowym Jorku. Oczywiście w słynnej szkole Lee Strasberga. Na razie nie docierają zza Oceanu żadne informacje o spektakularnych angażach, docierają za to – drogą Pudelka i jemu podobnych serwisów – informacje o spektakularnych romansach, na przykład z dozorcą rzeczonej szkoły. Jak na razie lwią część czasu zajmuje więc Musze nie granie, lecz dementowanie.

Karolina Pasternak

Zobacz także
Komentarze (0)