Bush zabiega o poparcie Afroamerykanów
Prezydent USA George Bush był gościem dorocznej konwencji Krajowego Stowarzyszenia na rzecz Awansu Kolorowych (NAACP), głównej organizacji Murzynów amerykańskich, i w wygłoszonym tam przemówieniu przyznał, że "rasizm wciąż pokutuje w Ameryce".
Wyraził też żal, że stosunki jego Partii Republikańskiej z czarnymi Amerykanami są nie najlepsze, i powiedział, iż "jest tragedią, że partia Abrahama Lincolna rozluźniła swoje historyczne więzi z afroamerykańską społecznością". Zebrani delegaci powitali te słowa owacją.
Założona w 1854 r. Partia Republikańska, której jednym z polityków był prezydent Lincoln (1860-1865), opowiedziała się za zniesieniem niewolnictwa i przez następne 100 lat była głównym rzecznikiem praw Murzynów. Później jednak, kiedy stronnictwo stało się bazą sił konserwatywnych, rolę tę przejęła Partia Demokratyczna.
Bush po raz pierwszy przybył na zjazd NAACP; w poprzednich latach odmawiał mimo zaproszeń. Biały Dom tłumaczył, że przyczyną były nieprzyjazne oświadczenia liderów organizacji na temat prezydenta i jego republikańskiej administracji.
Bush jest wyjątkowo niepopularny wśród Afroamerykanów. Według sondaży, w ostatnich wyborach prezydenckich 90 procent głosowało na jego demokratycznego przeciwnika Johna Kerry'ego. Podobnie było w wyborach w 2000 r., gdy przytłaczającą większość murzyńskich głosów zdobył Demokrata Al Gore.
Obecnie aż 86 procent czarnych - jak wynika z sondażu agencji AP i ośrodka Ipsos - źle ocenia Busha jako prezydenta. Działacze afroamerykańscy, jak pastor Jesse Jackson, uważają, że zaniedbania rządu federalnego w okresie huraganu Katrina i powodzi w Nowym Orleanie, których ofiarą padła głównie murzyńska ludność tego miasta, były wyrazem podszytego rasizmem lekceważenia ich potrzeb.
Biały Dom stanowczo zaprzeczył, jakoby obecność Busha na konwencji NAACP była wyrazem swego rodzaju ekspiacji za spóźnioną reakcję rządu na kataklizm Katriny.
Tomasz Zalewski