ŚwiatBush nie miał nic do ukrycia przed komisją ds. ataku 11 września

Bush nie miał nic do ukrycia przed komisją ds. ataku 11 września

Jako "dobrą, owocną dyskusję" określił prezydent George W. Bush swoje ponad trzygodzinne spotkanie ze specjalną komisją do badania kulis ataku 11 września 2001, na którym wystąpił wraz z wiceprezydentem Richardem Cheneyem.

Nic do ukrysia

"To było ważne, obejmujące wiele zagadnień spotkanie. To była dobra, owocna dyskusja, serdeczna rozmowa. Jestem zadowolony, że poświęciłem jej czas. Byłem pod wrażeniem pytań (komisji)" - powiedział Bush dziennikarzom przed Białym Domem po zakończeniu spotkania.

Zapytany, dlaczego koniecznie chciał, by uczestniczył w nim także wiceprezydent Cheney - co wywołuje złośliwe komentarze, że musi na nim polegać w trudnych chwilach - prezydent nie odpowiedział wprost, tylko oświadczył: "Przede wszystkim, gdybyśmy mieli coś do ukrycia, w ogóle nie wystąpilibyśmy przed komisją. Odpowiedzieliśmy na wszystkie jej pytania".

Bush podkreślił, że nie było pytań, na które jego doradcy radzili mu nie odpowiadać.

Bez przysięgi

Inaczej niż w przypadku przesłuchań pozostałych osób składających zeznania przed komisją - w tym członków ścisłego kierownictwa administracji, jak sekretarz stanu Colin Powell czy szef Pentagonu, Donald Rumsfeld - Bush i Cheney nie odpowiadali na jej pytania pod przysięgą.

Trwające ponad trzy godziny spotkanie odbyło się przy drzwiach zamkniętych, w Pokoju Owalnym w Białym Domu. Na podstawie wcześniej ustalonych warunków, przesłuchania nie wolno było nagrywać; nie zostanie też sporządzony jego stenogram. Personel komisji mógł tylko robić notatki na jej użytek.

Jak zapobiegają zamachom

Jak przypuszczają amerykańskie media, komisja wypytywała Busha i Cheneya o to, czego dowiedzieli się od poprzedniej ekipy prezydenta Clintona o Al-Kaidzie i jakie podjęli kroki, by zapobiec zagrożeniu ze strony tej terrorystycznej siatki.

W maju 2001 r. Cheney powołał specjalny "Zespół ds. Bezpieczeństwa Kraju" - komisja na pewno interesowała się po co to zrobił i jakie były wyniki jego prac.

Szczególnie wiele pytań - spekulują dziennikarze - musiało dotyczyć słynnego już raportu CIA dla Busha z 6 sierpnia tego samego roku (tzw. PDB - Presidential Daily Briefing), który zatytułowano: "Bin Laden zdecydowany uderzyć w USA". Sugeruje to oczywiście, że było wiele sygnałów zbliżającego się niebezpieczeństwa.

Bush, pytany o to wcześniej na konferencjach prasowych, odpowiadał, że wywiad nie dostarczył mu informacji określających zagrożenie na tyle precyzyjnie - kto, kiedy, gdzie i w jaki sposób zaatakuje - aby można było podjąć działania prewencyjne.

Prezydent na Florydzie

Część pytań - jak się uważa - mogło zmierzać do ustalenia, dlaczego właściwie prezydent, którego atak 11 września zastał na Florydzie, nie wrócił tego dnia do Waszyngtonu, tylko odleciał samolotem Air Force One do Nebraski.

Oficjalnie wyjaśniano wówczas, że przyczyną tego było ostrzeżenie otrzymane przez Secret Service, że po zaatakowaniu wieżowców WTC i Pentagonu, terroryści zaatakują Biały Dom albo samolot prezydencki. Później jednak okazało się, że nie ma żadnych dowodów, że Air Force One był zagrożony.

Odpowiedzialność Busha a wybory

Odpowiedzialność Busha i jego ekipy za ewentualne zaniedbania, które doprowadziły do tragedii 11 września, ma oczywiście duże znaczenie polityczne - przed tegorocznymi wyborami opozycja demokratyczna wykorzystuje przesłuchania przed komisją do atakowania prezydenta.

Przypomina się m.in. zarzuty byłego doradcy rządu ds. terroryzmu, Richarda Clarke'a, który twierdzi, że Bush zlekceważył groźbę ze strony Al-Kaidy, gdyż obsesyjnie koncentrował się na planach wojny z Irakiem. Administracja stanowczo temu zaprzecza.

Kontrowersje budzą okoliczności czwartkowego spotkania Busha i Cheneya z komisją ds. 11.9. Prasa krytykuje zwłaszcza fakt, że Bush zgodził się na nie tylko pod warunkiem, że wystąpi razem z wiceprezydentem.

Stało się to tematem licznych dowcipów satyryków, którzy - jak zwrócił uwagę "New York Times" - "z lubością przedstawiają Busha jako potulną marionetkę swego wiceprezydenta".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)