Bush: "islamofaszyści" to następcy nazistów i komunistów
W trwającym prawie godzinę przemówieniu, wygłoszonym do weteranów w Salt Lake City w stanie Utah, prezydent George W. Bush oświadczył, że wbrew wątpliwościom sceptyków, USA odniosą zwycięstwo w Iraku. Obecny wróg - "islamofaszyści" - to następcy faszystów, nazistów i komunistów, ale historia pokazała, jak się taka walka kończy - oświadczył prezydent.
31.08.2006 20:17
George W. Bush podkreślił, że kampania w tym kraju jest frontem globalnej wojny z terroryzmem islamskim i starał się przedstawić ją jako ideologiczną konfrontację z wrogiem stanowiącym śmiertelne zagrożenie dla Ameryki. Podobnym zagrożeniem był ZSRR i światowy komunizm w czasie zimnej wojny oraz hitlerowskie Niemcy.
Widzieliśmy już w przeszłości tego rodzaju wroga. To następcy faszystów, nazistów i komunistów i innych ruchów totalitarnych XX wieku. Historia pokazała, jaki będzie wynik tej walki - powiedział. Wojna ta będzie trudna i długa. I zakończy się ona klęską terrorystów - oświadczył.
Jak poprzednio, Bush stanowczo odrzucił wezwania do stopniowego wycofywania wojsk z Iraku lub przynajmniej wyznaczenia terminarza ich ewakuacji.
Jego zdaniem wycofanie się z Iraku miałoby katastrofalne skutki: władzę objęliby tam islamiści, wspierani w dodatku przez Iran, i kraj stałby się główną bazą terrorystów - groźniejszą nawet niż poprzednio Afganistan za rządów talibów.
Przemówienie było pierwszym z serii planowanych wystąpień prezydenta, w których Bush, nazywając nieprzyjaciela "islamofaszystami", będzie przekonywał, że są oni równie groźni jak Trzecia Rzesza i dysponujący arsenałem atomowym Związek Radziecki.
Nową ofensywę propagandową Biały Dom zaplanował tak, aby zbiegła się w czasie ze zbliżająca się piątą rocznicą ataku terrorystycznego na USA 11 września 2001 r.
Ma ona zneutralizować nasilającą się krytykę wojny. Bush przedstawia przeciwników wojny jako szkodliwych defetystów. Podobnie szef Pentagonu Donald Rumsfeld we wtorek porównał ich do pacyfistów przed II wojną światową, próbujących obłaskawić Hitlera ustępstwami w Monachium.
Tymczasem ponad dwie trzecie Amerykanów uważa, że wojna w Iraku nie ma sensu. Administracja obawia się, że nastroje te mogą przesądzić o porażce Republikanów w listopadowych wyborach do Kongresu.
Z pierwszych komentarzy po wystąpieniu Busha wynika jednak, że nie przekonało ono krytyków.
Wszystko to już słyszymy stale od 11 września. Niestety, istnieje ogromny rozziew pomiędzy retoryką prezydenta a rzeczywistością na Bliskim Wschodzie. W Iraku szkolą się terroryści, nie mamy żadnej polityki, jak poradzić sobie z Syrią i Iranem. Nadal działa Osama bin Laden, nie wiemy, jak zdławić Al-Kaidę - powiedział w telewizji Fox News były ambasador USA w Maroku Marc Ginsberg, który wcześniej był zwolennikiem wojny w Iraku.
Czy jesteśmy bliżej zwycięstwa niż trzy lata temu? Nie wygląda na to. Zgadzam się z programem szerzenia wolności i demokracji na Bliskim Wschodzie i w świecie muzułmańskim, ale realizacja tych planów nie wygląda dobrze. W Iraku nie możemy umocnić rządu, w Afganistanie wracają talibowie - powiedział w telewizji CNN Michael McFaul, politolog z konserwatywnego Instytutu Hoovera w Kalifornii.
Tomasz Zalewski