Burza o kadencję prof. Czekaja
Ewa Milewicz komentuje w "Gazecie Wyborczej" sprawę wniosku PiS o odwołanie marszałka Sejmu Marka Borowskiego za bezprawną - zdaniem tej partii - zmianę uchwały Sejmu, dotyczącej wyboru Jana Czekaja na członka Rady Polityki Pieniężnej.
04.09.2003 | aktual.: 04.09.2003 06:35
W opinii publicystki marszałek Sejmu powinien być bardzo ostrożny. Skoro miał wątpliwości co do zgodności ustawy o NBP z konstytucją, powinien o nich poinformować posłów przed głosowaniem. Posła bowiem powinno interesować, czy przyciskając guzik, gwałci konstytucję. Nieprawdopodobne jest jednak, że marszałek, zaniechając poinformowania posłów, dążył do przedłużenia kadencji prof. Czekaja na sześć lat. Przecież ustawa tego wyraźnie zabrania, tak samo jak nie dopuszcza do przedłużenia kadencji Sejmu, prezydenta czy rzecznika praw obywatelskich. Marszałek to wie - pisze Ewa Milewicz w "GW".
Uważa ona, że w tej sytuacji odwoływanie marszałka przez PiS wydaje się reakcją nadmiarową, podobnie jak wiszące wciąż w powietrzu odwoływanie prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego (PiS), bo obraził Lecha Wałęsę i Mieczysława Wachowskiego. A może najprostszym wyjściem z sytuacji byłaby reasumpcja głosowania w sprawie prof. Czekaja i złożenie przez niego jeszcze raz przysięgi? - zastanawia się autorka komentarza w "GW". (uk)