Bunt w granicach możliwości
Łatwo być Polakiem w demokratycznym kraju. Trudniej, gdy można za to zapłacić karę albo trafić do aresztu. Czy białoruscy Polacy po ostatnich represjach będą się teraz do polskości przyznawać bardziej czy mniej? - zastanawia się Jagienka Wilczak w "Polityce".
03.08.2005 | aktual.: 03.08.2005 08:38
Szacunki bardzo się różnią. Według jednych, mniejszość polska na Białorusi liczy 400 tys. osób. Według innych danych, kościelnych, jest grubo ponad milion katolików: katolik jest tutaj synonimem Polaka. Ale do Związku Polaków, największej pozarządowej organizacji, należy około 27 tys. członków i ta liczba od pewnego czasu nie rośnie.
Może to wina niżu czy raczej zapaści demograficznej, pogłębiającej się od kilku lat i dotykającej również mieszkających tu Polaków. Ale może przyczyny należy upatrywać w tym, że reżim bardzo się o to postarał.
Być Polakiem na Białorusi jest znów trudno, coraz trudniej. Ludzie boją się, bo wiedzą, że nie mają wyboru. Muszą tu żyć, są obywatelami Białorusi, mają białoruskie paszporty. Muszą pracować i zarabiać. A emeryci obawiają się, że prezydent odbierze im emerytury, te 35 czy 50 dol. miesięcznie, za jakie wprawdzie nie sposób godnie żyć, ale to wszystko, co mają po latach pracy, bo oszczędności dawno zżarła inflacja. Na niezależność mogą sobie pozwolić nieliczni, tacy jak Wiesław Kiewlak, wiceprezes ZPB, bo sobie na nią zarobił łopatą w Portugalii.
Badanie krwi
Największa fala wstępujących do Związku była w 1989 r., ludzie płakali, tak ich wzruszało, że polksa mowa może wyjść z podziemia. Dziś część traktuje przytnależność instrumentalnie, chce wyjechać na studia, otrzymać stypendium; opinia organizacji nawet gdy nie jest wymagana, zawsze się przyd. Ale są tez i młodzi, którzy niczego nie oczekują, chcą jedynie należeć do Związku Polaków. Coraz częściej przyznają się do korzeni, wyrasta generacja ludzi świadomych, różniąca się od pokolenia rodziców, które dorastało w sowieckiej rzeczywistości i w rosyjskich szkołach często zatraciło język. Ale też inna od pokolenia dziadków. Patriotyzm młodych jest bardziej prgmatyczny niż idealistyczny, bo liczą się pieniądze.
A teraz, mówią działacze, wszystko się wyczyści. Konflikt z władzami jest jak papierek lakmusowy; pokazał, kto jest zdrajcą, kto donosił, a kto nie. Stary zarząd przywrócony siłąnie reprezentuje Polaków, tylko agentów. Ale pewnie znajdą się i tacy, których można przekupić.
Więcej w papierowym wydaniu "Polityki".