Bunt osadzonych w szpitalu w Branicach
Sterroryzowali pielęgniarzy odłamkami szkła i uciekli. Po dwóch godzinach złapała ich policja. Wcześniej przez trzy dni mieli pić wódkę tam, gdzie powinni się leczyć z nałogu.
Te wydarzenia rozegrały się w niedzielę wieczorem na oddziale D-1 psychiatrii sądowej dla pacjentów uzależnionych Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach. Jego podopiecznymi są alkoholicy i narkomani, skierowani na przymusowe leczenie przez sądy z całej Polski. Wielu osadzonych policja podejrzewa o przestępstwa kryminalne. Niektórzy z nich są nosicielami wirusa HIV.
Proszący o anonimowość pracownik szpitala twierdzi, że grupa uzależnionych od alkoholu mężczyzn przez trzy dni piła wódkę na oddziale, który miał ich leczyć z nałogu.
- Trunki prawdopodobnie dostarczył im facet przeniesiony z oddziału sądowego na zwykły oddział psychiatryczny - twierdzi nasz rozmówca. - Tam stwarzał problemy i ponownie trafił na sądowy. Wrócił, przemycając wódkę.
O komentarz w tej sprawie spytaliśmy oddziałowego Huberta Gargulę. Niestety, zamiast wypowiedzi reporter „NTO” usłyszał tylko szczęk rzucanej nerwowo słuchawki telefonu.
Przedwczoraj między pacjentami doszło do kłótni. Wybuchła bójka, którą pielęgniarzom udało się przerwać. Po godz. 19.00 grupa kilkunastu chorych skierowała agresję przeciw personelowi.
- Na oddziale przebywało wtedy 25 pacjentów i trzech opiekunów - informuje Elżbieta Skupień, naczelna pielęgniarka branickiego szpitala. Jej zdaniem to właściwa proporcja. - Żadne przepisy nie zostały złamane - zapewnia.
Grupa rozjuszonych pacjentów wybiła szyby w kilku oknach. Najbardziej agresywni zaatakowali sanitariuszy, grożąc im odłamkami szkła. Mężczyźni staranowali troje drzwi i sześciu z nich wydostało się poza oddział. Natychmiast wezwano policję.
Na widok radiowozów kilku pacjentów dobrowolnie wróciło do szpitala. Jednego policja schwytała w parku okalającym lecznicę. Dwóch osadzonych wydostało się na zewnątrz. Nie było to trudne, gdyż park otoczony jest zwykłym płotem. Jest w nim kilka bram i furtek.
Zbiegów poszukiwało 14 policjantów, kilka radiowozów oraz pies gończy. Udało się ich schwytać w ciągu dwóch godzin. Policjanci potwierdzają, że uciekinierzy byli nietrzeźwi. Dodają, że będą wyjaśniać, czy upili się na oddziale.
- Nie wiem, dlaczego policja tak twierdzi, gdyż pacjenci odmówili badania alkomatem, do czego mają prawo - stwierdza pielęgniarka Elżbieta Skupień.
W pracy nie było wczoraj dyrektora branickiego szpitala Anatola Majchera ani jego zastępcy.
- Mogę tylko potwierdzić, że zdarzenie miało miejsce, ale nie znam jego przebiegu - powiedział nam Jerzy Baran, zastępca dyrektora ZOZ-u w Kędzierzynie-Koźlu, którego szefem jest także Anatol Majcher. - Nie pracuję w Branicach. Z tego względu trudno mi oceniać, czy trzech sanitariuszy na 25 pacjentów to ilość wystarczająca czy nie - kończy dyrektor Baran.
Józef Małek, wójt Branic, jest zaniepokojony ucieczką pacjentów z oddziału sądowego. Tym bardziej, że to już kolejny taki przypadek. Małek przypomina sobie, że kilka lat temu zbiegli ze szpitala przestępcy napadli na sklep.
- Niedzielne zdarzenie dowodzi, że nie należy przetrzymywać takich niebezpiecznych ludzi pod opieką garstki pielęgniarzy, w oddziale zamykanym na zwykły klucz - mówi wójt. - Kiedyś taka ucieczka może zakończyć się dramatem, którego ofiarami będą Bogu ducha winni ludzie.
Tomasz Gdula
TO ABSURD!
Prof. Marian Filar, znawca prawa karnego: - Trzech opiekunów na 25 chorych przestępców to absurd. Dla chorych są szpitale, ale dla przestępców - więzienia. Problem w tym, że w Polsce nie wiadomo, kto ma się zajmować ludźmi należącymi do obu kategorii. Ministerstwa sprawiedliwości i zdrowia przerzucają się odpowiedzialnością za rozwiązanie tej kwestii. Pół biedy, jeśli kończy się to krótką ucieczką pensjonariuszy. Dalsze ignorowanie problemu grozi jednak tragedią. Trzeba jasno określić, ile więzienia ma być w szpitalu dla przestępców, by leczenie było skuteczne, a personel bezpieczny. Dziś tego nie wiadomo.