Bujanie w obłokach
W połowie lat 90. pękł monopol narodowych przewoźników powietrznych. Dzięki tanim liniom lotniczym ceny biletów w Europie Zachodniej spadły o ponad 40%. Z Frankfurtu do Paryża można dziś polecieć za mniej niż 30 euro. Czesi już teraz mogą latać z Pragi do Londynu linią EasyJet trzy razy taniej niż my z Warszawy - pisze "Polityka". Polacy wciąż czekają na tanie linie, a przewoźnicy rozpatrują opłacalność inwestycji w Polsce.
29.10.2003 | aktual.: 29.10.2003 09:36
Polacy ciągle płacą słono, bo według międzyrządowych ustaleń na liniach międzynarodowych może latać jedynie LOT i jego zagraniczni partnerzy. Jednak, jak twierdzi "Polityka", dni powietrznej dyktatury LOT są jednak policzone.
Po wejściu Polski do Unii nasz rynek otworzy się dla wszystkich przewoźników. Już teraz Urząd Lotnictwa Cywilnego podpisał z władzami lotniczymi Anglii, Niemiec, Szwecji, Danii nowe porozumienia. Padają obietnice, że jeszcze przed Bożym Narodzeniem część lotów z Polski mocno stanieje. Mówią o tym najczęściej przedstawiciele regionalnych portów lotniczych i krajowi przewoźnicy.
Wizja możliwości latania do miast europejskich za niespełna 100 zł z lotnisk w Gdańsku, Szczecinie, Wrocławiu czy Katowicach budzi wiele emocji, a atmosferę najmocniej podgrzewa tajemnicza firma GetJet z Katowic, która wprawdzie jeszcze nigdzie nie lata, ale często mówi o swoich planach rozwoju międzynarodowego lotnictwa.
Z jednej strony, perspektywy dla tanich linii lotniczych są w Polsce duże ze względu na to, iż jesteśmy narodem lubiącym podróżować. Jednak to, jak duże będzie zainteresowanie tanimi liniami lotniczymi, pozostaje zagadką, a żaden tani przewoźnik nie utrzyma się, jeśli samoloty nie będą latały pełne.
Tanie latanie jest zresztą tylko z pozoru tak tanie, jak to sugerują promocyjne taryfy w Internecie. Liczba biletów za kilkanaście euro jest z reguły ograniczona do kilku miejsc. Tani przewoźnicy lądują zwykle na lotniskach znacznie oddalonych od centrów miast, co wiąże się z koniecznością poniesienia przez pasażera dodatkowych kosztów.
Firmy przewozowe często stosują perfidne pułapki marketingowe: cóż z tego, że można polecieć z Londynu do Norwegii za 70 pensów, skoro już za bilet powrotny trzeba zapłacić 130 funtów.
Każdego roku 2 miliony Polaków podróżuje po Europie i zapewne chętnie przesiadłaby się z autokaru na tani samolot. Problem tkwi jednak w tym, że większość rodaków odbywa podróże wiosną lub latem, więc jesienią i zimą samoloty latałyby puste. Żadna tania linia się na to nie zgodzi - pisze "Polityka".