Budżet trwania
Po długich przepychankach i politycznych targach Sejm uchwalił wreszcie budżet na 2006 rok. Prezes PiS, Jarosław Kaczyński uznał, że podczas przegłosowywania kilkuset poprawek został on „częściowo zdemolowany”, poważnie też utrudniono działanie kilku ważnych instytucji.
01.02.2006 | aktual.: 01.02.2006 08:57
Mówił tak jednak przede wszystkim ze względów taktyczno-politycznych, chcąc przedłużyć prace nad budżetem w Senacie i zostawić sobie miejsce do ewentualnego zakwestionowania konstytucyjności terminu przyjęcia budżetowej ustawy. Jeśli Senat przeciągnie teraz cyzelowanie budżetu poza styczeń, prezydent być może go nie podpisze, co otwierałoby pole do przedterminowych wyborów. A tego mniejsze partie opozycyjne boją się dzisiaj jak ognia. I tak po raz kolejny polityka spycha merytoryczną dyskusję o finansach państwa na dalszy plan.
Z kolei sam budżet wydaje się dość nijaki. W zasadniczych proporcjach nie odbiega od swego pierwowzoru przygotowanego jeszcze przez byłego ministra finansów Mirosława Gronickiego. Deficyt został nawet lekko zmniejszony. Założone wskaźniki kursów, inflacji i dochodów państwa, o ile gospodarka będzie rosła, nie wydają się nierealistyczne. Nic dziwnego, że rynki finansowe akceptację tego budżetu przez Sejm przyjęły z dużym zadowoleniem. O to co będzie za rok lub dwa lata ( trudno przecież bez końca finansować dziurę budżetową długiem) na razie nie mają zamiaru się martwić. Szkoda, że o to samo nie martwi się również ani premier, ani nowa minister finansów. Nieunikniona, odważna sanacja finansów państwa jest ciągle jeszcze przed nami. A teraz zmarnowano tylko kolejny rok.
Paweł Tarnowski