Buddysta-terapeuta mordercą
Karę 25 lat więzienia utrzymał w mocy Sąd
Apelacyjny we Wrocławiu dla 45-letniego Rajmunda Jacka P.,
skazanego za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem swojej 24-
letniej kochanki. Wyrok jest prawomocny.
28.12.2005 | aktual.: 28.12.2005 17:27
Do zabójstwa doszło w maju 2000 r. w mieszkaniu Doroty W., która brała wcześniej udział w terapii prowadzonej przez P.
Oskarżony - buddysta, terapeuta, dziennikarz - zaproponował kochance masaż, podczas którego w wyjątkowo brutalny sposób zabił dziewczynę. W trakcie zabijania zrobił półgodzinną przerwę na medytację. Po zabiciu kobiety o wszystkim poinformował żonę, aby ją przekonać, że romans z kochanką został definitywnie zakończony. Żona zawiadomiła policję.
Sąd przypomniał, że P. od początku przyznał się do winy, nie pamiętał jedynie niektórych swoich poczynań względem ofiary. Dlatego też, trzeba było ustalić, czy oskarżony w chwili popełnienia zabójstwa był poczytalny.
W trakcie pierwszego procesu, kiedy P. został skazany na 15 lat więzienia, oskarżonego badały dwie grupy biegłych sądowych: z Wrocławia i Krakowa. Pierwsi twierdzili, że był poczytalny. Drudzy - przeciwnie. Dlatego też Sąd Najwyższy nakazał sprawą zająć się ponownie.
Ostatecznie, trzeci zespół biegłych ze Szczecina ustalił, że oskarżony był poczytalny w chwili zabójstwa. Sąd Okręgowy we Wrocławiu, który skazał P. na 25 lat więzienia, wydał prawidłowy wyrok - powiedział sędzia sprawozdawca. Tym samym, sąd odrzucił apelację obrońcy oskarżonego.
Sąd uznał, że opinia szczecińskich biegłych została sporządzona bardzo dokładnie i skrupulatnie, przy wykorzystaniu m.in. tomografu i EEG. Biegli dołączyli również opinię biegłego z zakresu walk wschodu oraz neuropsychologa (prof. Aliny Borkowskiej).
Prof. Borkowska napisała w opinii, że oskarżony ma duże zdolności planowania i racjonalnego myślenia, ma niezwykłą zdolność manipulowania ludźmi, którzy są od niego zależni- powiedział sędzia. Jak dodał, zdaniem biegłej oskarżony podszedł do zabicia kochanki jak do "eksperymentu", chciał bowiem sprawdzić, co będzie czuł podczas mordowania. I najprawdopodobniej ta właśnie ciekawość sprawiła, że nie przerwał zabijania, lecz do niego powrócił po okresie medytacji i wyciszenia emocji - powiedział sędzia.
Szczecińscy biegli wielokrotnie podkreślali, że P. zabijał w dwóch etapach i zwłaszcza ten drugi etap świadczy o jego poczytalności. Według biegłych, P. najpierw podczas masażu zastosował chwyt duszący, po którym Dorota W. straciła przytomność. Potem zrobił napisy na ścianach i rozpoczął przynajmniej półgodzinną medytację, podczas której jego emocje zostały wyciszone. Następnie poszedł do kuchni po nóż i rozpoczął drugi etap zabijania. Nóż okazał się jednak niewystarczający, więc przyniósł siekierę.
Potem P. wyłączył telefon, domofon i poszedł powiedzieć żonie o zabójstwie. Wrócił jeszcze pod dom Doroty W., aby znaleźć zakrwawione rzeczy jako dowód dla żony. Wieczorem poszedł do lekarza, aby wyciągnął mu esperal, gdyż zamierzał napić się alkoholu.
Zdaniem sędziego sprawozdawcy, P. miał wszystko pod kontrolą i wiedział, co robi. Nawet pamiętał o wyciągnięciu esperalu - powiedział sędzia.