Brytyjskie raporty o Polsce
Wielkość pogłowia świń, plony z hektara oraz dowcipy o PZPR - między innymi takie informacje wysyłali do Londynu dyplomaci brytyjscy w PRL-u.
14.01.2005 | aktual.: 14.01.2005 16:45
Naczelne Archiwa Państwowe we współpracy z archiwami brytyjskim opublikowały Raporty roczne ambasady brytyjskiej w Polsce w latach 1945 - 1970.
Profesor Mieczysław Nurek (Uniwersytet Gdański), który publikację przygotował, powiedział, że Brytyjczyków interesowała sytuacja gospodarcza i polityczna PRL, a także realia życia codziennego. Stąd w raportach znajdowały się różne informacje począwszy od danych statystycznych, skończywszy na dowcipach, jakie krążyły wówczas wśród partyjnej "góry" w Warszawie.
Według jednego z dowcipów, w końcu 1962 roku członkowie PZPR mieli sobie składać takie życzenia: że wprawdzie rok 1962 okazał się gorszy od poprzedniego, ale przy odrobinie szczęścia będzie lepszy niż następny.
Zdaniem profesora Nurka, raporty były rzeczowe i wiernie oddawały sytuację w PRL. W jednym z nich znalazła się trafna do dziś uwaga. Ambasador napisał, że wprawdzie w raporcie nie ma nic ciekawego, ale w tej części Europy zawsze dzieje się coś wtedy, gdy nikt tego sie nie spodziewa.
Rzuca się szczególnie w oczy - podkreślił prof. Nurek - wnikliwość raportów, które potwierdzają, że pracownicy ambasady brytyjskiej w Warszawie byli obserwatorami wnikliwymi, a jednocześnie bardzo wstrzemięźliwymi i sumiennymi.
Dyrektor Archiwów Państwowych prof. Daria Nałęcz powiedziała podczas promocji książki, że jest to wyjątkowe źródło do najnowszej historii, zawierające sumę wiedzy o Polsce, ludziach i wydarzeniach, jaką dysponował ambasador brytyjski.
Jest to też - podkreśliła - ważne uzupełnienie wiedzy pochodzącej ze źródeł polskich. Raporty, opatrywane komentarzami przez brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznychspraw zagranicznych, są też źródłem pokazującym politykę Wielkiej Brytanii wobec Polski.
Zdaniem ambasadora Wielkiej Brytanii w Polsce Charlesa Crawforda, książka zawierająca raporty jego poprzedników jest "naprawdę świetna". Nie tylko dlatego - powiedział - że stanowi ona zapis bardzo dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w tej części Europy, i naprawdę wiele mówi o Polsce, ale także dlatego, że bardzo dużo mówi o Brytyjczykach.
W opinii Crawforda raporty zwierają dobre analizy i mądre spojrzenie na polską rzeczywistość tamtego okresu, a ponadto widoczne jest w nich poczucie ich autorów, że komunizm był naprawdę zły i coś trzeba z tym zrobić.
Ambasador przyznał, że raporty są miejscami zabawne, ale "w dość smutny sposób", bo pokazują czasem "akademickie, przez co neutralne" podejście do tego, co się wtedy w Polsce działo.
Crawford dodał jednak, że w książce jest kilka naprawdę śmiesznych fragmentów, szczególnie komentarzy nanoszonych na raporty w Londynie - np. prośba skierowana do ambasadora, by skrócił raport o 650 słów, i pytanie, które 650 słów chce z raportu wyrzucić, albo analizy dotyczące tego, czy zbiory ziemniaków w Polsce w danym roku były udane, czy nie.
Zwyczaj rocznych raportów nie zniknął i obecnie brytyjscy dyplomaci także je piszą, choć - jak zaznaczył ambasador - odeszli już w nich od "stylu Dickensa", raporty są też bardziej zwięzłe. Crawford powiedział, że obecnie mniej miejsca zajmuje w nich analiza sytuacji w Polsce, a większy nacisk położony jest na współpracę polsko-brytyjską.
Publikacja powstała staraniem Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych przy współpracy z Narodowym Archiwum Wielkiej Brytanii. Planowany jest drugi tom, poświęcony raportom brytyjskich ambasadorów z lat 1918/1919-1939 r.