ŚwiatBrytyjski kontrwywiad skrytykowany w książce o londyńskich zamachach

Brytyjski kontrwywiad skrytykowany w książce o londyńskich zamachach

Brytyjskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo były "nadzwyczaj źle" przygotowane na wypadek zamachów i zignorowały ważne informacje, które mogły pomóc w zapobieżeniu atakom - ocenia niezależny ekspert Crispin Black w swej książce "7-7: Co poszło nie tak?", która ukazała się w Wielkiej Brytanii.

18.11.2005 16:00

Jest to pierwsza książka poświęcona londyńskim zamachom.

Zamachy 7 lipca można było w porę wykryć i im zapobiec - ocenił Black na spotkaniu z zagranicznymi dziennikarzami przed publikacją jego książki.

W swej książce, która jest analizą działań służb bezpieczeństwa przed atakami, Black krytykuje "propagandę" władz i policji, ktore zaraz po atakach twierdziły, że uczyniono wszystko, by im zapobiec.

Przekonuje, że - wbrew temu co twierdzono - "zamachy nie nastąpiły jak grom z jasnego nieba" - po kilku dniach okazało się, że ataków nie przeprowadziły osoby nieznane policji. Co najmniej jeden z zamachowców i przywódca grupy Mohammed Sidik Khan został wcześniej namierzony przez służby bezpieczeństwa w związku z planowanym zamachem na nocny klub w Londynie w 2004 roku. Uznano jednak, że nie stanowi on takiego zagrożenia, by dalej go obserwować.

Black przypomina też, że miesiąc przed zamachami władze obniżyły stopień zagrożenia, nie informując jednak o tym opinii publicznej.

Wydaje się też - pisze Black - że wszyscy, z wyjątkiem samych Brytyjczyków, wiedzieli, iż na początku lipca w W.Brytanii może nastąpić atak terrorystyczny, i to ze strony rodzimych ekstremistów. Sugerowały to służby francuskie i saudyjskie.

Początek lipca był z kilku względów najbardziej prawdopodobną datą zamachów. Jak podkreśla Black, od dawna planowano szczyt G8 w Gleneagles, co oznaczało, że policja skupi się na ochronie obradujących w Szkocji przywódców. Ponadto W.Brytania objęła właśnie prestiżowe przewodnictwo w UE, a Londyn oczekiwał na przyznanie prawa do organizacji igrzysk olimpijskich (6 lipca - dzień przed zamachami).

Powinniśmy byli podjąć w tym okresie jakieś działania na wypadek prawdopodobnego ataku (...) Zamiast tego poszliśmy spać, a nawet planowaliśmy przerzucenie wszystkich policjantów ze stolicy (do Gleneagles) - ocenia Black.

Atakuje on też tzw. grupowe myślenie w służbach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, które sprawia, że wszyscy myślą jednakowo. Jak pisze Black, MI5 (kontrwywiad) zdaje sobie sprawę z tego, że wojna w Iraku wpłynęła na radykalizację niewielkiej liczby brytyjskich muzułmanów. Jednak ze względu na to, że rząd nie chce przyznać, iż istnieje związek między brytyjską obecnością w Iraku a terroryzmem, kontrwywiadowi trudno byłoby nadać właściwy priorytet tej sprawie.

Zdaniem Blacka czujności kontrwywiadu nie sprzyjała też tzw. doktryna przymierza bezpieczeństwa, przezwana przez Francuzów doktryną "Londonistanu". "Chodzi o brytyjski zwyczaj zapewniania schronienia i dobrobytu islamskim ekstremistom przy cichym założeniu, że nie zaatakują swej bezpiecznej przystani" - pisze ekspert. Ocenia, że idea ta zawsze była "mirażem".

Crispin Black jest niezależnym analitykiem ds. wywiadu i bezpieczeństwa. Były żołnierz, uczestniczył w wojnie o Falklandy, potem jako oficer wywiadu działał w Irlandii Północnej. W latach 1999-2002 doradzał rządowi.

Anna Widzyk

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)