Brutalny atak na Polaka w Telford. Bartosz Milewski: nie ma możliwości, bym nocą opuścił dom
• 21-letni Polak został zaatakowany w ubiegłym tygodniu
• Jeden z napastników uderzył go rozbitą butelką, powodując rany cięte szyi
• Mężczyzna trafił do szpitala, założono mu 13 szwów
• Milewski udzielił obszernego wywiadu dziennikowi "Independent"
• Twierdzi, że nadal odczuwa bóle głowy i szyi. Nie wyklucza, że doszło do uszkodzenia nerwów, ma problemy z podnoszeniem ręki
• Milewski ma problemy z zaśnięciem, boi się wychodzić samotnie po zmroku
• Zaczęli nas obrażać i pytać, dlaczego rozmawiamy po polsku. Mówili, że to nie nasz kraj i powinniśmy stąd wyjechać - opowiada gazecie
• Próbowałem z nimi rozmawiać, ale traciłem dużo krwi, nie rozumieli mnie - relacjonuje
21.09.2016 | aktual.: 21.09.2016 16:33
"Nie ma takiej możliwości, abym nocą opuścił mój dom, żeby choćby wyprowadzić swojego psa. Na pewno nie sam" - mówi Bartosz Milewski, 21-letni Polak zaatakowany w ubiegłym tygodniu w Telford na zachodzie Anglii, w obszernym wywiadzie udzielonym dziennikowi "Independent".
Do zdarzenia doszło w nocy z czwartku na piątek w pobliżu parku przy St. Matthews Road. Polak i jego znajomi zostali zaczepieni przez grupę trzech osób, w wieku około 20 lat, które w ostrych słowach mówiły o tym, że powinni rozmawiać po angielsku, bo są w Anglii. Po krótkiej sprzeczce jeden z napastników uderzył Polaka rozbitą butelką, powodując rany cięte szyi. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia. Policja bada atak jako potencjalnie motywowany nienawiścią na tle narodowościowym.
Milewski opowiada w rozmowie z "Independent", że tuż przed atakiem wrócił ze Stanów Zjednoczonych, gdzie na obozie dla dzieci pełnił rolę nauczyciela. Feralnego wieczoru spotkał się ze znajomymi, by dowiedzieć się, co u nich słychać. Najpierw odwiedzili lokalny supermarket, by kupić coś do picia, następnie udali się do parku znajdującego się w pobliżu domu Polaka w Donnington.
W rozmowie z "Independent" Milewski zaznacza, że zarówno on, jak i jego znajomi rozmawiali po cichu. Przez godziną 1.00 zauważyli zbliżającą się do nich grupę mężczyzn. Prawie ich minęli, ale w pewnym momencie usłyszeli, że mówią po polsku i zawrócili - zaznacza.
- Zaczęli nas obrażać i pytać, dlaczego rozmawiamy po polsku. Mówili, że to nie nasz kraj i powinniśmy stąd wyjechać - opowiada Milewski. Jeden z napastników - jak dodaje - miał powiedzieć, że jego córka mieszka tuż za rogiem i nie chce on, by usłyszała rozmowy po polsku.
Grupa napastników kazała następnie Polakom opuścić park. Milewski zwrócił się do mężczyzn i powiedział, że mieszkają w Anglii od dłuższego czasu, nie ma powodu do agresji, a oni sami już wychodzą. Wtedy jeden z napastników chwycił za butelkę, rozbił ją i oświadczył, że jeśli nie opuszczą parku, ugodzi nią 21-latka. Gdy Milewski powiedział, że nie ma potrzeby, bo idą, mężczyzna go popchnął. Polak się zrewanżował i wtedy został zraniony. - Próbowałem z nimi rozmawiać, ale traciłem dużo krwi, nie rozumieli mnie - opowiada.
Krwawiąc, 21-latek zaczął iść w kierunku domu swojego przyjaciela. Wtedy sprawcy napadu wyrwali deski z pobliskiego płotu i zaczęli go gonić. Milewski zadzwonił pod numer 999, ale miał problemy z opisaniem sytuacji, bo tracił przytomność.
21-latek trafił do pobliskiego szpitala, gdzie założono mu 13 szwów. Opuścił już placówkę, ale twierdzi, że nadal odczuwa bóle głowy i szyi. Nie wyklucza, że doszło do uszkodzenia nerwów, gdyż ma problemy z podnoszeniem ręki.
Poza dolegliwościami fizycznymi, Milewski ma problemy z zaśnięciem i boi się wychodzić samotnie po zmroku. Przez pobyt w szpitalu musiał odłożyć swój powrót do USA, gdzie prowadził wakacyjne obozy piłkarskie dla dzieci.
"W Anglii czuję się jak w domu"
Milewski twierdzi, że to pierwszy brutalny atak na tle ksenofobicznym, jakiego doświadczył. Wcześniej miał słyszeć tylko kilka uwag na temat swojego pochodzenia.
- Miałem czternaście lat, kiedy opuściłem moją ojczyznę. W Anglii czuję się jak w domu - stwierdza w rozmowie z "Independent". - Niestety, nie było mnie w kraju, gdy zdecydowano o Brexicie i tak naprawdę nie wiedziałem, że aż tak wiele się zmieniło. Większość wiadomości na temat rasistowskich wybryków, które do mnie dochodziły, były bagatelizowanych przez moich brytyjskich przyjaciół na zasadzie: "zawsze znajdzie się jakiś idiota" - dodaje.
21-latek po ukończeniu szkoły w Shropshire przeprowadził się do Portsmouth, gdzie studiuje na tamtejszym uniwersytecie. W przyszłości chce zostać trenerem.
Morderstwo w Harlow
Zgodnie z informacjami ambasady RP w Londynie w ciągu kilku ostatnich miesięcy polskie służby konsularne interweniowały w ponad 30 przypadkach incydentów, które są badane jako potencjalnie motywowane nienawiścią na tle narodowościowym.
W najpoważniejszym wydarzeniu tego typu - w Harlow, w hrabstwie Essex - zginął 40-letni mężczyzna Arkadiusz J., a jedna osoba została ranna. Policja wciąż bada okoliczności tego ataku.