Bronisław Geremek: Polska nie zaakceptuje polityki hegemonicznej


Monika Olejnik rozmawia z profesorem Bronisławem Geremkiem

Obraz
© Bronisław Geremek (PAP)
Obraz
© (RadioZet)

Panie Profesorze, prezydent Francji obraża nas, mówi, że jesteśmy infantylni, lekkomyślni, obraża nie tylko nas, ale kraje kandydujące za to, że podpisaliśmy list ośmiu, każe nam siedzieć cicho. Bardzo źle to brzmi, jest to dosyć bolesne. Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że są to słowa niedopuszczalne - chodzi o ton, który tworzy melodię, chodzi także o meritum. Jeśli chodzi o ton, jest taka anegdota dotycząca Ignacego Paderewskiego. Paderewski jest na konferencji w Wersalu po pierwszej wojnie światowej, Clemenceau się przybliża do niego i widząc, że Paderewski ma kielich z szampanem w ręku mówi: o, będzie pijany jak Polak. A na to Paderewski odpowiedział: ależ niech pan tego nie bierze na serio, to są stereotypy, u nas się mówi - dobrze wychowany jak Francuz. Otóż zapamiętajmy tę anegdotę. Z tego konkluzję bym wyciągnął następującą. Jestem w oczekiwaniu na to, że Polska jako państwo zajmie stanowisko jednoznaczne - równie jednoznaczne jak Bułgaria, która zareagowała natychmiast. I potem nie należy dać
się wprowadzać w spiralę nonsensu, trzeba szukać rozwiązań politycznych. Ale wystarczająca jest odpowiedź prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, że to są tylko słowa, a poczekajmy na czyny? Wolałbym, żeby była bardziej jednoznaczna, bo tu nie chodzi tylko o to, że zostaliśmy obrażeni. To jest także zapowiedź, w jaki sposób wielkie państwo w europejskie, Francja, wyobraża sobie współistnienie słabszych i silniejszych - słabszych gospodarczo, słabszych potencjałem demograficznym i dużych. Polska nigdy nie zaakceptuje - i to powinno być jasno powiedziane - jakiejkolwiek polityki hegemonicznej. Mamy za sobą własne doświadczenie historyczne. Właśnie, prezydent Chirac chyba myśli, że jesteśmy w Układzie Warszawskim. Właśnie to również powiedział, i to mnie cieszy, komisarz do spraw zagranicznych Unii Europejskiej Chris Patten, więc jest to jakby dyktat Paktu Warszawskiego, ale naprawdę dajmy temu pokój. Ale to nie jest tak, że jest to przejęzyczenie czy to są emocje prezydenta Chiraca, bo francuska pani minister
obrony, która była wczoraj w Polsce, też powiedziała: wobec wysiłków, jakie czyniliśmy, aby te państwa mogły przystąpić do Unii, smutno mi, że mogły w ten sposób postąpić, lepiej milczeć, gdy absolutnie nie wie się, co się dzieje. Pani Alliot-Marie była zawsze bliskim współpracownikiem prezydenta Chiraca, trudno, żeby minister mówił coś złego o swoim prezydencie. Ale też mówi o tym, że powinniśmy siedzieć cicho, a prezydent Chirac mówi jeszcze, że nie jesteśmy w rodzinie. No tak, ale powtarza za szefem swojego państwa... Nie, tu mówię o Chiracu, że nie jesteśmy w rodzinie i nie mamy takich praw. Jeśli bylibyśmy w rodzinie, to byśmy mieli większe prawa. Tak, ale to mało poważne i nie przynosi to zaszczytu wypowiadającemu te słowa. Ale pasuje przydomek „buldożer” do prezydenta Chiraca? Nie, dajmy spokój... Pamiętajmy o tym, że prezydent Chirac był jednym z pierwszych wielkich mężów stanu europejskich, którzy powiedzieli, że Polska się znajdzie w roku 2000 w Unii Europejskiej. Zapomniał o własnych słowach.
Tak, ale teraz mówi, że wszystko się może zdarzyć i zagroził, że możemy mieć problemy z zachodnioeuropejską opinią publiczną przy ratyfikacji naszego członkostwa. Dobrze, na to my też możemy odpowiedzieć, że Unia Europejska może mieć problemy z ratyfikacją traktatu akcesyjnego w Polsce, bo we wszystkich krajach kandydujących będą referenda. Równie Unii Europejskiej zależy na naszym wejściu do niej, jak nam zależy na uzyskaniu członkostwa w Unii Europejskiej - i to powinno być oczywiste. Dobrze, ale jak minister zagraniczny powinien odpowiedzieć, jak powinien rząd polski odpowiedzieć, jak powinien odpowiedzieć premier, czy należy to bagatelizować? Pan powiedział, że powinniśmy mocno zareagować, ale jak mocno? Wie pani, nie należy tego bagatelizować i wolałbym, żeby już było jasne stanowisko. Spotkałem się już ze stanowiskiem wiceministra spraw zagranicznych pana Rotfelda, które mi bardzo odpowiada - jednoznaczne, odrzucające to, co ze strony Francji padło, a jednocześnie spokojne. Bo o co chodzi? Zastanówmy
się chwilę, skąd nagle ta irytacja prezydenta Francji. W zapleczu zapewne, bo to się stale w prasie wspomina, jest sprawa F-16, że zakupiliśmy F-16, i sprawa druga, sprawa listu ośmiu. List ośmiu, mówił mi to jeden z członków rządu francuskiego, mógłby zostać podpisany przez wszystkie kraje Unii Europejskie, bo jego treść w niczym nie naruszała interesu europejskiego. O co tu chodziło? Mówią, że był aktem nielojalności, dlatego że nazajutrz po oświadczeniu Piętnastki jest oświadczenie tej „ósemki”, w innym tonie. Nikt nas nie pytał o oświadczenie Piętnastki, my tam nie byliśmy obecni. Wśród podpisujących list ośmiu był jeden z krajów założycielskich Unii Europejskiej – Włochy - więc to jest, jak sądzę, ten typ irytacji jest mało poważny ze strony Francji. Ale to jest irytacja na to, że oś francusko-niemiecka, która wydawała się do tej pory decydującą o wszystkim, co się w Unii Europejskiej działo, nie jest przyjmowana w tej chwili w Unii. I gdy Unia się rozszerzy, to sytuacja w tym sensie się nie zmieni.
Wspólnota musi być wspólnotą krajów w równych prawach i równych obowiązkach. Im szybciej to się stanie, tym lepiej będzie. A może rząd Polski powinien był mimo wszystko uprzedzić Niemców, że chcemy podpisać taki list, może trzeba było zadzwonić i powiedzieć. Bo przedtem, przed Kopenhagą, bez przerwy dzwoniliśmy. Tak, gdy sobie rozmawiamy o polityce przy kawie, to powiem, że rzeczywiście najlepiej by było, żeby ten tzw. list ośmiu - który nie narusza w niczym zasady europejskiej, on mówi o znaczeniu więzi euroatlantyckiej - został podpisany przez wszystkie, a przynajmniej większość krajów Unii Europejskiej. I szkoda, że takiej inicjatywy nie było. Ale skoro ona była taka, jaka była, to jestem przekonany, że rząd polski dobrze zrobił podpisując ten list. Ten list oddaje stan myślenia społeczeństwa polskiego wobec zagrożenia, jakie wystąpiło dla więzi euroatlantyckiej. Czy po tych słowach prezydenta Chiraca przestanie pan być frankofilem, panie profesorze? Jak to powiadają, nie porzuca się wspomnień o miłości z
młodych lat. Poważnie mówiąc, interes Francji, interes Unii Europejskiej jest w tej chwili zbieżny z interesem polskim. I jestem przekonany, że powinniśmy, jakby wychodząc z tej spirali nonsensu, odzyskać siłę półgłosu polskiego, zwłaszcza w dialogu z Niemcami i z Francją. Bo my zapominamy, także pod wpływem tych słów Francji, że coś się dzieje również niedobrego między Polską a Niemcami. Nasze wejście do Unii Europejskiej miało wytworzyć trwałą sytuację dla przyszłości polskich losów, dla polskiej racji stanu. I otóż nagle dostrzegamy, że w tej chwili ci dwaj nasi główni partnerzy na drodze do Unii Europejskiej mają do Polski stosunek ambiwalentny. I w zapleczu tego jest sprawa Iraku, jest sprawa relacji między Europą a Ameryką i nagły brak zaufania ze strony tych dwóch krajów, które w tej chwili są w sporze z Ameryką, że znajdą wystarczające poparcie wewnątrz Europy. A myśli pan, że Francuzi mogą poważnie traktować słowa prezydenta Chiraca, który każe nam siedzieć cicho. Mam nadzieję, że nie spodoba się to
Francuzom, ale gdy spoglądam chociażby na komentarz w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” Bernarda Guetty, który przed 20 laty był czołowym dziennikarzem francuskim, wspierającym sprawy polskiej „Solidarności”, to myślę ze smutkiem, że nawet w tym jego komentarzu, krytycznym wobec słów prezydenta Chiraca, widać nieuzasadnioną krytykę polityki polskiej. I myślę, że przed nami jest bardzo dużo pracy, żebyśmy przekonali opinię publiczną, że gdy dokonaliśmy zakupu F-16, to dlatego, że wynikało to z interesu gospodarczego, bo gdyby racje polityczne wzięły górę, to trzeba było wziąć ofertę czy to szwedzko-angielską, czy francuską. A może to też wynika z błędnej polityki zagranicznej, bo skoro słabo się tłumaczy Polakom, dlaczego podpisano list ośmiu, to cóż mają zrozumieć Francuzi i Niemcy? Tego ja nie wiem. Rzeczywiście w polityce zagranicznej, jak w ogóle w polityce, siła przekonywania ma duże znaczenie. Myślę jednak, że trzeba patrzeć w tej chwili do przodu. Oświadczenie ministra Cimoszewicza z Brukseli w tej
sprawie było jednoznaczne. Ja bym chciał, żeby w ślad za nim poszły skuteczne działania. A skuteczne działania to takie, które są adresowane i do rządu, i do opinii publicznej. Zgadzam się z tym, że opinia publiczna Francji i krajów europejskich jest niedostatecznie przedmiotem naszego zainteresowania. „Gazeta Wyborcza” zatytułowała artykuł o Chiracu „Gbur Chirac” - zgadza się pan z tym? Niegrzeczne to jest... Na niegrzeczność nie należy odpowiadać niegrzecznością, a zatem nie powiem, że się z tym zgadzam, tylko powiem, że naprawdę nie należy wchodzić w tę dziecięcą zabawę wzajemnego obrażania się. Trzeba z tego wyjść. I ja jestem przekonany, że i Polska, i Francja mają wystarczająco wiele emocji historycznych i interesu europejskiego, żeby móc się porozumieć. Jest Trójkąt Weimarski, instytucja współpracy między Francją, Niemcami i Polską, która powinna być w tej trudnej obecnej sytuacji wykorzystana. I może trochę więcej historii powinni czytać, może by inaczej na to patrzyli. Gorąco się do tego przyłączam.
Uważam, że lekcja historii jest ważniejsza niż lekcja dobrego wychowania.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)