Brat Piłsudskiego popełnił samobójstwo. Jego wnuk jest Japończykiem
Bronisław odebrał sobie życie zanim jego młodszy brat wyzwolił Polskę. Był totalnym przeciwieństwem Józefa. Nigdy nie wziął szabli do ręki – mówi Danuta Onyszkiewicz, prawnuczka marszałka.
Katarzyna Zając-Malarowska: Pradziadek byłby zazdrosny, że zamiast o nim rozmawiamy o jego starszym bracie?
Danuta Onyszkiewicz: W rodzinie mówiło się, że Józef nie był specjalnie zazdrosnym człowiekiem. Poza tym część mojej rodziny zawodowo zajmuje się promowaniem jego osoby, tworzy muzeum w Sulejówku. O Bronisławie niewiele wiadomo.
W Japonii żyje 66-letni wnuk Bronisława Piłsudskiego, Kazuyasu Kimura. Jest ostatnim męskim potomkiem rodziny Piłsudskich, ale nie nosi nazwiska dziadka.
W linii męskiej rzeczywiście tylko on mógłby się nazywać Piłsudski, gdyby chciał. Ale już syn Bronisława, Sukezo, nie nosił nazwiska ojca. Uważali, że Bronisław uciekł. Podobno żona Bronisława, Chuhsamma, tak za nim płakała, że oślepła… Prawie o nim nie rozmawiali. Poza tym Ajnowie nie posiadali nazwisk. Dopiero Japończycy im je dali, gdy wkroczyli z wojskiem na Sachalin. Potem przesiedlili większość Ajnów na japońską wyspę Hokkaido. Rodzinę Bronisława nazwano Kimura, co oznacza "wioska drzew".
Kiedy pierwszy raz usłyszałaś o starszym bracie Józefa?
W 1999 roku, miałam wtedy 11 lat. Dokładnie to pamiętam, bo w Krakowie po raz pierwszy zorganizowano konferencję dotyczącą dorobku Bronisława. Do Polski specjalnie na tę okazję przyjechał Kazuyasu Kimura. Wiedzieliśmy, że mamy rodzinę w Japonii, ale nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów.
Twój ojciec, Janusz Onyszkiewicz, chyba wiedział o japońskiej rodzinie już w latach 80.?
Wszystko zaczęło się w czasach „Solidarności”. Do Polski przyjeżdżali wówczas dziennikarze z całego świata, w tym z Japonii. Jeden z nich powiedział tacie, że w Japonii żyje wnuk Bronisława Piłsudskiego. Ojciec się zaciekawił, ale wtedy miał dużo innych spraw na głowie. Ta informacja pozostała rodzinną ciekawostką.
Jak w takim razie wyglądało wasze spotkanie w 1999 roku?
Kazuyasu przyjechał ze swoją najstarszą córką Kanako, miała 14 lat. Nie znali angielskiego, a my japońskiego. Tłumacze próbowali pomóc, ale kontakt był utrudniony. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. Łączą nas ciepłe, rodzinne relacje. Wysyłamy sobie zdjęcia naszych dzieci. Kilka lat temu Kanako przyjechała na ślub mojej starszej siostry. Moi rodzice i siostry już odwiedziły rodzinę w Japonii. Ja dopiero się tam wybieram.
W waszej rodzinie mówiło się o Bronisławie?
To była tajemnicza postać, nikt nie znał szczegółów jego życia. O Józefie wiedziałam oczywiście od zawsze. Pamiętam jak rodzice opowiadali, że historia Bronisława to polska wersja bajki o Pocahontas, gdy piękny John Smith przyjechał do „dzikiego” kraju i poznał tamtejszą kobietę. Jednak losy Bronisława nie mają nic wspólnego z bajką Disneya. Był przecież katorżnikiem zesłanym na Sachalin za próbę zamachu na cara Aleksandra III.
Na zesłaniu spędził 19 lat. Jak zaczyna się ta historia?
Bronisław, mój "pradziado-stryj", urodził się w Zułowie na Litwie, tak jak Józef. Potem całą rodziną przeprowadzili się do Wilna, gdzie razem z Józefem założyli kółko samokształceniowe „Spójnia”. Czytali zakazaną literaturę polską. W końcu władze carskie zakazały spotkań, a Bronisława wyrzucono ze szkoły. Przeprowadził się do Petersburga, tam zdał maturę, a potem na studia prawnicze.
Na pierwszym roku poznał ciekawych znajomych. Jednym z nich był Aleksander Uljanow, starszy brat Lenina. Przygotowywali zamach na cara Aleksandra III. Józef też maczał w tym palce. Znam trzy wersje tej historii. Jedna mówi, że Bronisław tylko rozdawał ulotki, druga, że przygotowywał bombę, inna, że był przewodnikiem konspiratorów. Wszystkich aresztowano. Józefa skazano na pięć lat zesłania, Bronisława na karę śmierci. Brata Lenina powieszono razem z pięcioma innymi członkami tej grupy w Twierdzy Pietropawłowskiej. Bronisław prawdopodobnie dzięki wstawiennictwu swojego ojca został "ułaskawiony" i zesłany na 15 lat katorżniczej pracy na Sachalinie. Miał wtedy 21 lat.
Był rok 1887. Kolej Transsyberyjska dopiero była w planach. Jak go przetransportowano na Sachalin?
Można było się tam dostać jedynie przez morze. Bronisław jako więzień popłynął z Odessy do Stambułu, potem przez Port Said, Morze Czerwone, Aden w Jemenie, Colombo na Sri Lance, Nagasaki, Władywostok aż do Aleksandrowska na Sachalinie. Podróż zajęła około dwóch miesięcy. Przez ten czas więźniowie nie mogli zejść na ląd, widzieli go jedynie przez małe okienka, bo znajdowali się pod pokładem. Nad nimi płynęli ludzie wolni, urzędnicy. Zesłańcy słyszeli dochodzącą stamtąd muzykę, czuli zapach dobrego jedzenia.
Bronisław kontaktował się wtedy z rodziną?
Napisał trzy listy do swojego ojca: pierwszy z Petersburga, kolejny z Morza Śródziemnego, ostatni z Singapuru. Pisał, że żałuje swojego czynu, ale akceptuje swój los. Opisywał, że wszyscy wymiotują na statku, woda ciągle wlewa się pod pokład tak, że omal w niej pływają, a upał jest nie do zniesienia, bo płynęli latem. Wszystko było zawszone, po ubraniach skakały pchły. Przez dwa miesiące musieli leżeć w kajdanach, bo nie było miejsca, żeby się ruszyć. Urozmaiceniem były pory jedzenia. Razem z nim płynęło 500 katorżników, w tym mordercy, gwałciciele i złodzieje. Dla wykształconego 21-latka musiał to być szok.
Wspominał w listach o Józefie?
Napisał, że Józef „przeznaczony jest do większych rzeczy”, a jemu pozostaje pogodzić się z losem. Cieszył się, że młodszy brat dostał mniejszą karę, bo lepiej radził sobie w "wielkim społeczeństwie". Sam dostał gorszą karę. Dotarł na Sachalin.
Wiadomo, że pracował fizycznie, ale szybko „awansował”.
Na początku przydzielono go do wyrębu drzew, pracował jako cieśla. Gdy zauważono, że był wykształcony, zatrudniono go w kancelarii więziennej, gdzie zajmował się administracją. Poza tym uczył tamtejsze dzieci języka rosyjskiego, podstaw matematyki, czytania. Dzięki temu miał większą swobodę: dostał przydziałowy domek przy więzieniu, mógł prowadzić badania meteorologiczne i botaniczne. Po dwóch latach zesłania poznał rosyjskiego antropologa Lwa Sternberga, też katorżnika, który zainspirował go do prowadzenia „dzienniczka sachalińskiego”. Bronisław po pracy spisywał bajki, legendy i obrzędy Giliaków – miejscowego ludu. Po jakimś czasie spotkał lud Ajnów na południowym Sachalinie. Ajnowie charakteryzują się bujnym owłosieniem, co odróżnia ich od Japończyków, którzy traktowali ich jak dzikich, brudnych ludzi. Bronisław podchodził do nich po ludzku. Nauczył się ich języka, stworzył słowniki, budował szkoły.
W końcu został okrzyknięty „królem Ajnów”.
Przez to, że występował w imieniu Ajnów w różnych sprawach do lokalnych rosyjskich władz. Gdy Rosjanie zakazali Ajnom łowić ryby, zaczęli głodować. Bronisław pokazał im jak sadzić ziemniaki, solić ryby, uprawiać pole. Wszystko spisywał, robił zdjęcia, ich rozmowy nagrywał na wałki woskowe i cynowe, ciekawił się…
… i zakochał.
Zgadza się. Ale w ceremonii ślubnej ale nie było nic romantycznego. W każdym razie nie w naszym Europejskim znaczeniu. Ślub polegał na tym, że Bronisław spojrzał na żonę i wspólnie zjedli obiad. Jego żona była Ajnuską. Bronisław poznał ją, gdy po 10 latach zsyłki zwolniono go z odbywania reszty kary.
Dlaczego nie wrócił wtedy do kraju?
Bo dostał przymus osiedlenia się na Dalekim Wschodzie. Nie miał pieniędzy na podróże. Zatrzymał się w domu wodza wioski Bafunke. I tam poznał Chuhsammę, krewną wodza. Uczyła go języka ajnuskiego. Po roku wzięli ślub, który, jak już mówiłam, nie był zbyt romantyczny. Urodziło im się dwoje dzieci. Syn i córka. Córki nigdy nie zobaczył.
Dlaczego?
Ta historia związana jest z Wacławem Sieroszewskim. W 1903 roku Sieroszewski dostał nakaz przeprowadzenia badań nad Ajnami na Hokkaido. Powiedział, że się zgodzi pod warunkiem, że będzie mu pomagać Bronisław Piłsudski. Sieroszewski czekał na niego pięć miesięcy na Hokkaido, bo było sporo problemów ze sprowadzeniem Bronisława na wyspę, w końcu był więźniem. Gdy już przyjechał, posługiwali się najnowocześniejszym wówczas sprzętem ściąganym ze Stanów Zjednoczonych - kamerami filmowymi, aparatami fotograficznymi i, co najciekawsze, fonogramem Thomasa Edisona, za pomocą którego nagrali na woskowych i cynowych wałkach rozmowy i śpiewy Ajnów.
W trakcie ich badań wybuchła wojna rosyjsko-japońska. Z obawy, że mogą zostać uznani za rosyjskich szpiegów, musieli szybko zwijać się z wyspy. Bronisław wrócił na chwilę na Sachalin do rodziny. Jego żona ponownie zaszła w ciążę, a on zdecydował, że nielegalnie opuści Daleki Wschód. Chciał zabrać ze sobą żonę i syna, ubiegał się o to, ale rodzina żony nie pozwoliła jej opuścić wioski. Nawet Józef starał się o przewiezienie rodziny brata do Polski.
W końcu wyjechał sam.
Wiem, że dzisiaj to nie do pomyślenia, że zostawił dziecko i żonę w ciąży. Ale możliwe, że Chuhsamma nie odnalazłaby się w Europie. Pamiętajmy, że wtedy ludzi odmiennych kulturowo „zatrudniano“ przy wystawach w muzeach etnograficznych. Traktowano ich jak okazy w zoo. Poza tym żona Bronisława miała tatuaże na rękach i ustach, co było uznawane za barbarzyństwo. Bronisław nigdy więcej nie zobaczył rodziny. Chuhsamma zmarła w wieku 50-kilku lat.
O jego drodze powrotnej do Polski niewiele wiadomo.
To najbardziej tajemniczy okres. Wiemy, że w Japonii wsiadł na statek do Seattle. W Stanach poznał etnologa Charles’a Gabriela Seligmana. Sprzedał parę ajnuskich rzeczy. Po paru miesiącach wypłynął z Nowego Jorku do Londynu, stamtąd udał się do Paryża, następnie do Polski. Zatrzymał się w Zakopanem i prowadził badania na Podhalu.
Jak odnajdywał się w nowej rzeczywistości?
Nie do końca dobrze. Problem polegał na tym, że był ekspertem z 19-letnim doświadczeniem, ale nie ukończył żadnego uniwersytetu. Proponowano mu pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim i Sorbonie, ale jak się okazywało, że nie ma dyplomu, odmawiano mu. Zapisał się nawet na uniwersytet w Szwajcarii jako wolny słuchacz, ale szybko zrezygnował. Był jednym z inicjatorów Muzeum Tatrzańskiego im. Tytusa Chałubińskiego, „Rocznika Podhalańskiego”, a razem ze Stanisławem Witkiewiczem stworzyli tak zwany styl zakopiański.
Wtedy poznał Bronisława Malinowskiego?
Tak, wówczas w Zakopanem spotykała się śmietanka inteligencka. To było jeszcze przed wyjazdem Malinowskiego na Wyspy Triobriandzkie. Sporo rozmawiali. Wielka teoria Malinowskiego dotycząca badań terenowych bazowała również na doświadczeniach badawczych Bronisława.
Są na to dowody?
Są podobieństwa. Malinowski uważał, że badania terenowe powinny trwać minimum dwa lata: rok trwa nauka języka i wdrożenie się w kulturę, a drugi jest badaniem terenowym. A co miał powiedzieć Bronisław, który badał tamtejsze ludy przez 19 lat? Podobnie było z Franzem Boasem, pionierem światowej antropologii. Korespondował z moim stryjecznym dziadkiem. Jak zobaczyłam skany ich listów, to szczęka mi opadła. Bronisław dzielił się wiedzą o szamanizmie i medycynie naturalnej z Boasem. Historia Bronisława przypomina mi trochę postać Foresta Gumpa, który spotykał na swojej drodze niesamowitych i znanych ludzi, a nikt go nie zapamiętywał.
W Polsce ponownie się zakochał.
Po powrocie do Europy skontaktował się z Marią Żarnowską, sympatią z młodości. Narodziło się między nimi uczucie. Nazywali się mężem i żoną. Problem polegał na tym, że ona była w separacji. A on przecież zostawił żonę. Budzili kontrowersje. Maria niedługo zachorowała na raka piersi, zmarła w Petersburgu w 1914 roku. To był kolejny cios dla Bronisława.
Józef mu pomagał?
Jak tylko mógł. Mieszkali przez pewien czas razem w Krakowie przy ul. Topolowej 16. Jest tam teraz piękna tablica z napisem „Tu mieszkał Józef Piłsudski”. Pomagał Józefowi w pracy niepodległościowej, jeździł po Europie, rozmawiał z ludźmi. Ale był totalnym przeciwieństwem Józefa: spokojny i skoncentrowany. Nigdy nie wziął szabli do ręki. Jego bronią była rozmowa.
A Józef, jaki był?
O Józefie już dużo wiemy. Zostawmy go w spokoju. Niech inni się nim zajmują.
Ile jest prawdy w plotkach na temat zdrowia Bronisława?
Analizując jego listy i dokumenty można dziś stwierdzić, że Bronisław cierpiał na depresję, zespół stresu pourazowego i cukrzycę. Pod koniec życia prześladowały go manie. Pukał w nocy do mieszkań sąsiadów, budził ich i mówił, że musi wrócić na Sachalin, żeby pomóc Ajnom. Był traktowany jak dziwak. Wskoczył do Sekwany w maju 1918 roku. Nie doczekał wolnej Polski. Ciało zidentyfikowano dopiero tydzień po śmierci. Pochowano go na cmentarzu w Paryżu, za drzewem, na uboczu.
Poszłaś w jego ślady, skończyłaś etnografię. To on cię zainspirował?
To był zbieg okoliczności. Po liceum wyjechałam na rok do Australii. Podróżowałam, robiłam kurs fotografii. Po powrocie zaczęłam zastanawiać się nad wyborem studiów. Interesowała mnie antropologia Syberii. Padło na etnografię. I dopiero na studiach dowiedziałam się o dokonaniach Bronisława. Nie wiedziałam, że był ekspertem w tej dziedzinie.
Razem z Joanną Baranowską, japonistką i Michałem Jakubowskim, ekspertem nowych mediów, przygotowujecie grę internetową o Bronisławie Piłsudskim. O co chodzi?
To tzw. web documentary. Przez połączenie dokumentalistyki, filmu i interakcji. Użytkownik wybiera, ile chce się dowiedzieć. W każdej chwili może sprawdzić, co Bronisław robił w Petersburgu, a co na Sachalinie. Zadaniem jest przejść przez życie Bronisława. Planujemy ją skończyć w tym roku, bo okazji jest kilka. W tym roku przypada setna rocznica śmierci Bronisława, stosunków polsko-japońskich i odzyskania niepodległości przez Polskę.
Na jesieni wyruszasz w dwuletnią podróż śladami Bronisława. Jesteś już gotowa?
Zbieram nadal środki. Poza tym sporo czytam, przeglądam archiwa. Będę podążała dokładnie tą samą trasą, używając tych samych środków transportu. Chcę zobaczyć, jak wygląda np. cela więzienna w Petersburgu, w której siedział Bronisław, planuję sfotografować muzeum, w którym pracował. Może znajdę zdjęcia portu w Colombo z 1887 roku, który widział tylko przez małe okienko statku?
A zastanawiałaś się, dlaczego Bronisław został zapomniany?
Trochę to rozumiem. Józef wyzwolił Polskę, ciężko coś takiego pobić. Ja chcę pokazać, że Bronisław dokonał wartościowych odkryć dla światowej nauki i za to należy go docenić.
*Link do zbiórki na projekt. *