Brat, który wiózł przyszłego Papieża na konklawe
Ponoć to on wszystkiemu jest winien. Gdyby
się spóźnili, utknęli w korku, gdyby zepsuł się samochód, gdyby
Bóg chciał inaczej... kardynał Wojtyła być może nie dotarłby na
czas na konklawe - 14 października 1978 r. A wtedy, kto wie,
jak potoczyłyby się losy Kościoła i świata - pisze "Głos
Wielkopolski".
09.04.2005 | aktual.: 09.04.2005 07:43
Zgromadzenie Braci Serca Jezusowego w podpoznańskim Puszczykowie skierowało brata Mariana Markiewicza do swojej placówki w Papieskim Kolegium Polskim. Do zajęć brata Mariana należała obsługa domu, jazda samochodem, po gości na lotnisko i dokąd było trzeba. To właśnie w Kolegium, podczas swoich wizyt w Rzymie, zatrzymywał się kardynał Wojtyła.
Po 33 dniach pontyfikatu niespodziewanie umiera Jan Paweł I. Kardynałowie ponownie zjeżdżają się na konklawe. "Był początek października, trzeci, może czwarty dzień miesiąca. Na rzymskim lotnisku nie poznałem kardynała Wojtyły, choć znałem go z wcześniejszych spotkań, poza tym, dopiero co był na konklawe po śmierci Pawła VI" - mówi gazecie brat Markiewicz.
"Kilka dni później, przed konklawe, poprosił mnie, abym go ostrzygł. 'Żebym jakoś wyglądał' - powiedział do mnie. Cóż miałem zrobić, strzygłem kardynała, choć ręce trzęsły mi się ze strachu" - dodaje.
Kiedy 16 października nad Wiecznym Miastem ukazał się biały dym - znak, że kardynałowie wybrali następcę Jana Pawła I, brat Marian był w jadalni Kolegium. Na dźwięk słowa "Karol" czuł, jak fala ciepła uderza mu do głowy. Kiedy dodano "Wojtyła", chwycił jednego ze studentów i zaczął z nim tańczyć wokół stołu - informuje "Głos Wielkopolski". (PAP)