"Brak uprawnień pilotów zabił Lecha Kaczyńskiego"
Prasa zagraniczna komentuje opublikowany raport polskiej komisji ds. badania wypadków lotniczych.
"Brak uprawnień pilotów zabił Lecha Kaczyńskiego" - pisze w sobotę belgijski dziennik "Le Soir". W komentarzu poświęconym raportowi polskiej komisji ws. katastrofy smoleńskiej gazeta sceptycznie podchodzi do współodpowiedzialności Rosji za katastrofę.
30.07.2011 | aktual.: 30.07.2011 12:07
"Ostatecznie przedstawiony (w raporcie) scenariusz wydaje się brzmieć: brak kompetencji polskich pilotów mógł być złagodzony przez rosyjską wieżę kontrolną. Cały dramat rozegrałby się wtedy bez najmniejszej odpowiedzialności pasażerów za ich własną śmierć, w przeciwieństwie do wniosków wyciągniętych w styczniu przez Rosjan" - ocenia gazeta.
"Jest to więc sprawa czysto wojskowa i techniczna, w której polityka nie odegrała żadnej roli" - pisze dziennik podsumowując wyniki opublikowanego w piątek w Warszawie raportu komisji ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera.
Artykuł sugeruje, że tak przedstawione wnioski są wynikiem upolitycznienia śledztwa. Pisze też, że cały raport jest odpowiedzią na opublikowany w styczniu przez Rosjan raport MAK-u, który Warszawa odrzuciła.
"(...)Śledczy rosyjscy zrzucili całą odpowiedzialność za wypadek na polską załogę, (która była) pod presją dygnitarzy obecnych na pokładzie. Jeden z nich, generał Błasik, miał ślady alkoholu we krwi" - przypomina dziennikarz "Le Soir". "Warszawa uznała to za skandal. Sześć miesięcy później Polacy publikują swój raport, który w wielu miejscach potwierdza tezy Rosji", ale "komisja wytyka też błędy po stronie rosyjskiej" - wyjaśnia dziennik.
Przyznaje on jednak, że według raportu "główne przyczyny katastrofy są po stronie polskiej".
Gazeta odnotowuje również, że raport ministra Millera został "ostro skrytykowany" przez brata zmarłego prezydenta, Jarosława Kaczyńskiego. Cytuje także artykuł rosyjskiej gazety "Izwiestija", która w piątkowym komentarzu oceniła, że za katastrofę odpowiedzialny jest sam Lech Kaczyński.
"To była wina polskich pilotów"
"Warszawa przyznaje. To była wina polskich pilotów" - tak włoski dziennik "La Stampa" pisze w sobotę o raporcie polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Moskiewska korespondentka gazety odnotowuje "szok w polskim świecie politycznym".
"To nie był spisek rosyjskich służb, jak myślało wielu w Warszawie, ani typowy i fatalny poryw polskiej dumy, jak mówiono pogardliwie w Moskwie" - podkreśla turyński dziennik. Dodaje: "To była klasyczna tragedia, przewidywalna i nieuchronna, złożona z wielu elementów, z których zasadniczym było nieprzygotowanie pilotów prezydenckiego Tupolewa".
"La Stampa" przypomina, że po katastrofie "Polacy oskarżali Rosjan, a Rosjanie udzielali reprymendy Polakom za to, że chciano lądować za wszelką cenę".
"Teraz 328 stron raportu, co do którego Warszawa zdaje się nie mieć wątpliwości, potwierdza, że przynajmniej tym razem Moskwa nie przyłożyła do tego ręki" - konstatuje autorka artykułu Anna Zafesova.
"To prawda, że kontrolerzy lotu ze Smoleńska podali nieprecyzyjne dane dotyczące warunków meteorologicznych i że pas prowincjonalnego lotniska był wadliwy, z 60 proc. działających świateł. Lecz zasadniczą przyczyną katastrofy wskazaną przez 34 ekspertów była decyzja o rozpoczęciu lądowania poniżej minimalnego pułapu bezpieczeństwa, przy skrajnie dużej prędkości w warunkach meteorologicznych, które nie pozwalały na jakikolwiek kontakt wzrokowy z ziemią" - tak włoski dziennik podsumowuje wnioski z raportu komisji Millera.
Dziennik odnosi się też do sprawy obecności "osoby postronnej" w kabinie pilotów, która miała "nakazać lądowanie". Gazeta zauważa, że według strony rosyjskiej osobą tą mógł być dowódca sił lotniczych generał Andrzej Błasik.
"Ale polski raport idzie dalej i daje do zrozumienia, że tą trzecią osobą w kabinie był sam (prezydent) Kaczyński. Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i szef komisji, powiedział jasno, że 'decyzję o lądowaniu bierze na siebie ten, kto wynajmuje samolot, a nie załoga'" - pisze "La Stampa" (w raporcie komisji Millera nie ma informacji, by jakakolwiek osoba postronna, poza gen. Błasikiem, znajdowała się w kokpicie Tu-154M tuż przed katastrofą i w jej trakcie - PAP).
"La Stampa" informuje również o dymisji ministra obrony Bogdana Klicha.
"Ale szok w polskim świecie politycznym może mieć dalsze reperkusje" - konkluduje włoska gazeta. Jarosław Kaczyński wykorzysta raport do celów politycznych
Główny białoruski dziennik państwowy "SB.Biełaruś Siegodnia" ocenia natomiast, że raport polskiej komisji w sprawie katastrofy smoleńskiej "złagodził drażliwe kwestie". Zarazem dziennik sugeruje, że Jarosław Kaczyński wykorzysta raport do celów politycznych.
"W tekście raportu nie ma wniosków o winie i odpowiedzialności za katastrofę. Eksperci stwierdzają jedynie brak profesjonalizmu polskich pilotów i błędy, których się dopuścili, a także wspominają o pracy kontrolerów rosyjskiego lotniska" - opisuje raport gazeta. Dodaje, że komisja "wskazuje na niedociągnięcia i naruszenia, których dopuściły się strona polska oraz rosyjska na różnych etapach lotu".
Dziennik nie rozwija wątku zastrzeżeń dotyczących pracy rosyjskich kontrolerów. Według niego "do strony rosyjskiej odnoszą się uwagi o tym, że sygnalizacja świetlna na lotnisku działała w sposób niezadowalający. Oprócz tego, wysokość drzew rosnących w rejonie pasa startowego przewyższała dopuszczalne normy. Jednocześnie eksperci są przekonani, że schematy podchodzenia do lądowania na lotnisku 'mimo licznych niedostatków' pozwalały na bezpieczne wylądowanie".
"Faktycznie rząd polski złagodził wszelkie drażliwe kwestie w tej niełatwej historii" - ocenia gazeta.
Informuje przy tym, że "z wnioskami ekspertów kategorycznie nie zgadza się" Jarosław Kaczyński i że według niego "strona rosyjska miała obowiązek zabronić załodze lądowania na lotnisku Siewiernyj".
"W uporze Kaczyńskiego, lidera konserwatywnej opozycji, politolodzy dopatrują się chęci zarobienia jak najwięcej punktów na arenie politycznej. Jak wiadomo, w polityce czasami dobre są wszelkie środki, by osiągnąć swój cel. Tak więc nie ma wątpliwości, że ta historia będzie miała ciąg dalszy" - uważa białoruski dziennik.