Brak refundacji problemem w leczeniu niepłodności
Nierefundowanie przez Narodowy Fundusz
Zdrowia leczenia niepłodności metodami zapłodnienia
pozaustrojowego jest w Polsce wciąż największym problemem w
leczeniu niepłodności - uważa prof. Marian Szamatowicz, kierujący
Kliniką Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku.
24.09.2005 | aktual.: 24.09.2005 12:35
Mówił o tym w Białymstoku podczas XIV Sympozjum Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego "Niepłodność - wyzwania na dziś i jutro". Wzięło w nim udział kilkuset naukowców z kraju i zagranicy.
Podczas sympozjum prof. Szamatowicz obchodzi 45-lecie swojej pracy naukowej - wieczorem w Filharmonii Podlaskiej odbędzie się dedykowany mu koncert. Zespół lekarzy pod jego kierownictwem doprowadził 18 lat temu, 12 listopada 1987 roku, w Białymstoku do pierwszych w Polsce narodzin dziecka poczętego metodą zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro. Była to dziewczynka.
Szamatowicz powiedział PAP, że decyzja o refundacji leczenia niepłodności w Polsce jest decyzją "polityczną, a nie medyczną", bo pod względem postępu medycznego i naukowego, a także sprzętowego i kwalifikacji lekarzy Polska niczym nie ustępuje ośrodkom europejskim i światowym. Podkreślił, że Polskie Towarzystwo Ginekologiczne zabiega, by rząd i resort zdrowia zajęły się rozporządzeniem, które wprowadziłoby refundację.
Ja powtarzam z uporem maniaka, że posiadanie potomstwa to jest fundamentalne prawo człowieka - powiedział Szamatowicz. Przypomniał, że Światowa Organizacja Zdrowia dawno uznała niepłodność za chorobę społeczną. Jej skutki psychiczne dla bezdzietnych par są nawet porównywane do stresu, jaki przeżywa się w momencie zachorowania na nowotwór czy utraty kogoś bliskiego. Szamatowicz podkreślił, że osoby nie mogące mieć dzieci zapadają na depresje i tracą chęć do życia. Niepłodność jest chorobą wciąż niedocenianą społecznie - mówił.
Szacuje się, że w Polsce około 1 mln par ma kłopoty ze spłodzeniem potomka, a liczba ta ciągle wzrasta. Z leczenia technikami wspomaganego rozrodu korzysta rocznie około 3 tys. par. Leczeniem zajmują się 24 ośrodki, z czego 6 działa przy akademiach medycznych, reszta to placówki prywatne.
Główną barierą, zdaniem Szamatowicza, w sięganiu po leczenie metodami zapłodnienia pozaustrojowego są pieniądze. Jedna próba takiego zapłodnienia kosztuje 5-10 tys. zł. To nie jest "kupowanie" dziecka, to nie jest gwarancja, to nie jest produkcja. To jest pomoc medyczna, która daje szansę na ciążę - dodał.
Skuteczność leczenia jest różna, zależy ona przede wszystkim od wieku kobiety. Kobiety poniżej 30. roku życia mają około 25-30 proc. szans na ciążę, u pacjentek po 35. roku życia szansa spada o kilka procent.
Szamatowicz ocenia, że gdyby wprowadzono refundacje, rocznie mogłoby korzystać z pomocy 7 razy więcej par niż dotychczas. Tyle par leczy się bowiem w krajach, gdzie leczenie refunduje im państwo. Podał, że w Czechach rocznie leczy się około 25 tys. par.
Nie wiadomo, ile dzieci urodziło się do tej pory w Polsce dzięki pozaustrojowemu zapłodnieniu. Ginekolodzy postulują od kilku lat wprowadzenie rejestru, ale jak do tej pory bezskutecznie. Wielu rodziców zrywa często kontakty z klinikami w momencie, gdy dochodzi do ciąży, nie chcą bowiem ujawniać tego faktu ze względu na wciąż istniejące bariery i opory społeczne.