Borusewicza inwigilowała armia ludzi
Zdziwiony jestem tą armią ludzi - powiedział marszałek Senatu Bogdan Borusewicz po tym, gdy dowiedział się, że co najmniej 230 funkcjonariuszy Służby
Bezpieczeństwa i jej tajnych współpracowników inwigilowało go w
czasach PRL. Takie informacje marszałek przekazał dziennikarzom po
tym, jak po raz kolejny przejrzał w gdańskim oddziale IPN
zgromadzone na swój temat archiwa.
19.09.2006 | aktual.: 19.09.2006 17:35
Myślałem, że było ich nieco mniej - powiedział dziennikarzom b. działacz KOR i jeden z organizatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r.
Borusewicz oświadczył, że nie zamierza ujawniać nazwisk agentów SB, na które natknął się w aktach. Nie są to ludzie na tyle istotni, żebym musiał je podawać(nazwiska). Byli to jacyś ludzie, którzy nie kręcili się przy mnie, tylko dawali informacje z drugiej i trzeciej ręki, często bardzo bałamutne - wyjaśnił.
B. działacz opozycji dodał, że może ujawnić jedynie nazwisko jednego agenta SB - Edwina Myszka - o którego kolaboracji ze służbami specjalnymi dowiedział się już w 1979 r.
Borusewicz nie wykluczył upublicznienia w przyszłości nazwisk innych agentów SB, pod warunkiem, że nie będą oni tak "drugorzędni" jak ci, których personalia już zna.