PolskaBOR opóźnił wejście ludzi na Westerplatte

BOR opóźnił wejście ludzi na Westerplatte

Funkcjonariusze BOR zatrzymali kilkudziesięciu gdańszczan, chcących w poniedziałek rano uczcić na Westerplatte 69. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Przybyłym pozwolono
przejść pod pomnik Obrońców Wybrzeża około kwadransa po rozpoczęciu uroczystości.

BOR opóźnił wejście ludzi na Westerplatte
Źródło zdjęć: © PAP

Wśród osób, które funkcjonariusze BOR zatrzymali przy wejściu na aleję prowadzącą pod pomnik, był m.in. były szef biura prasowego i rzecznik prasowy prezydenta Lecha Wałęsy, Andrzej Drzycimski, który jest też autorem kilku książek i publikacji poświęconych Westerplatte.

Poczułem się źle, jak ktoś niepotrzebny. Chciałem oddać hołd poległym i zmarłym później Westerplatczykom. Wielu z nich znałem osobiście. Wiele razy bywałem w tym miejscu, zawsze można było wejść pod pomnik - powiedział Drzycimski.

Według niego grupę ludzi, którzy zjawili się na Westerplatte przed godz. 4.45, gdy miały się zacząć uroczystości, funkcjonariusze BOR zatrzymali u wlotu alejki, w miejscu oddalonym o kilkaset metrów od pomnika. Nie wpuścili nikogo, kto nie miał zaproszenia - wyjaśnił Drzycimski.

Z jego relacji wynika, że gdańszczanie, wśród których była i młodzież i starsze osoby, poprosili o interwencję premiera, gdy ten akurat przechodził obok. Donald Tusk miał krzyknąć do czekających "Zapraszam wszystkich". Mimo to borowcy nie pozwolili na przejść twierdząc, że nie ma miejsca pod pomnikiem - powiedział Drzycimski.

Według niego gdańszczan (nie wszystkich, bo część ludzi zrezygnowała) wpuszczono dopiero kilkanaście minut po rozpoczęciu uroczystości. Jego zdaniem miejsca u podnóża pomnika było pod dostatkiem.

To było smutne i nienormalne - ocenił Drzycimski dodając, że nie określiłby tego zdarzenia mianem skandalu, ale dobrze byłoby zwrócić na nie uwagę. Nie mogę powiedzieć, że nie byłem na uroczystościach na Westerplatte, bo byłem, ale chyba więcej się tam nie wybiorę - powiedział.

Relację Drzycimskiego o zatrzymaniu gdańszczan przez funkcjonariuszy BOR-u potwierdza też radny miasta Gdańska Kazimierz Koralewski (PiS). Ja sam wszedłem, bo mam legitymację radnego. Przewodniczący rady uprzedził nas, byśmy je wzięli - powiedział.

M.in. za sprawą Koralewskiego prezydium zarządu okręgu gdańskiego PiS wydało oświadczenie na temat zdarzenia przy wejściu na uroczystości pod pomnikiem na Westerplatte. Prezydium zarządu wyraziło w nim oburzenie z powodu "incydentu".

Zdaniem pomorskich władz PiS wśród ludzi nie wpuszczonych na uroczystości byli "kombatanci wojenni i inne osoby wielce zasłużone dla sprawy niepodległości Państwa Polskiego". Koralewski przyznał jednak, że pisząc o kombatantach miano na myśli starsze osoby. Nikt nie oglądał ich legitymacji - stwierdził.

W oświadczeniu pomorski zarząd PiS napisał też, że "osoby odpowiedzialne za dzisiejszy skandal na Westerplatte powinny ponieść daleko idące konsekwencje, a kombatanci zostać oficjalnie przeproszeni".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)