Ból i pamięć
Hodowca gołębi z Lubania – Mariusz Pałka – zmarł wczoraj w szpitalu.
Jest 62. ofiarą tragedii na Górnym Śląsku. Osierocił pięciomiesięcznego synka. Prokuratura potwierdziła też tożsamość kolejnego Dolnoślązaka, który zginął w katastrofie. To Zbigniew Wójcik z Żarowa.
01.02.2006 | aktual.: 01.02.2006 08:21
Setki osób przychodziło wczoraj pod zawaloną halę w Katowicach. Ludzie płakali, zapalali znicze, modlili się. Obok wciąż pracowali prokuratorzy, eksperci i ekipy ratunkowe. Niestety, już tylko poszukując ciał. Od rana strażacy przyznawali, że nie ma szans na odnalezienie żywych. Nie przy tak niskiej temperaturze. Rano w szpitalu w Tychach zmarł Mariusz Pałka z Lubania. Marek Trzaska, kolega Pałki, był w hali, kiedy zaczął się dramat. – Widzieliśmy się tam na miejscu – mówi Trzaska. – Mnie ze znajomym udało się odskoczyć. Potem wyszliśmy przez dach. Dzwoniliśmy do Mariusza, ale jego telefon nie odpowiadał. Chcieliśmy go szukać. Policja już nas nie wpuściła. W Lubaniu pierwsza o tym, że syn leży przywalony gruzami, dowiedziała się matka Mariusza. W sobotę o godz. 19 zadzwonił do domu z komórki, pożyczonej od innej ofiary. – Mówił: „Mamo, strasznie mi zimno” – opowiada Maria Pałka. – Uwolniono go godzinę później. Leżał pod gruzami trzy godziny. Był ubrany tylko w podkoszulek.
Operowali go dwa razy
W niedzielę rano do tyskiego szpitala pojechał ojciec Mariusza. – Syn miał dwie operacje, nie odzyskiwał przytomności. Obrażenia wewnętrzne, krwotoki, zmiażdżona miednica i temperatura ciała w granicach 30 stopni – mówi. Lekarze operowali Mariusza dwa razy. Bez skutku. Jego śmierć wstrząsnęła znajomymi. – Znał się wspaniale na hodowli, a do tego był koleżeński, służył radą. Nie wszyscy tacy są – wspomina Eugeniusz Reut ze Zgorzelca. – Mariusz to człowiek dusza, wspaniały facet, zawsze pomocny – mówi Marek Trzaska. Oprócz Mariusza Pałki w Katowicach zginęło na pewno też dwóch innych Dolnoślązaków: Wiesław Prystupa z Wrocławia i Zbigniew Wójcik z Żarowa. Ten drugi na wystawę na Górny Śląsk pojechał z trzema kolegami.
Cała czwórka siedziała przy jednym stoliku, na środku hali. Trzej mężczyźni zostali odrzuceni w jedną stronę. Cudem ocaleli. Pana Zbigniewa przygniotły zwały stali i śniegu. Przez kilka godzin znajomi dzwonili na jego telefon komórkowy. W końcu jednak z jego telefonu oddzwonił lekarz z tragiczną informacją. Żarowianin, który zginął pod gruzami hali, miał 46 lat. Gołębiami pasjonował się od kilku lat. Wkrótce miał przeprowadzić się do Sobótki, gdzie kończył budowę domu.
Bez wyjścia
Zdaniem świadków przesłuchiwanych wczoraj przez katowicką prokuraturę, być może przynajmniej część winy z powodu sobotniej tragedii leży po stronie właścicieli obiektu i organizatorów wystawy gołębi. Wskazują na to też pierwsze oględziny miejsca wypadku. – Z całą pewnością niektóre wyjścia ewakuacyjne z hali były zamknięte – potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach Tomasz Tadla. – Uciekający z budynku zeznawali także, że inne zasypane były śniegiem – dodaje. Na miejscu katastrofy przez cały czas pracują biegli, eksperci budowlani i specjaliści od opadów i struktury śniegu. Ich zdaniem jest wyjaśnienie, ile dokładnie śniegu zalegało na dachu i czy rzeczywiście to on był przyczyną katastrofy. W całym kraju trwa sprzątanie dachów z zalegającego śniegu. Takie dyspozycje wydali wojewodowie.
Premier ostrzega, że będą zaostrzane kary i zamykane wielkie hale, jeśli na ich dachach zalegać będzie śnieg. Najwyższa Izba Kontroli zaczęła kontrolować, jak działał w ostatnich latach nadzór budowlany. – Badają, jak instytucje nadzoru wypełniają swoje obowiązki – powiedziała Barbara Stasiak z NIK. Na specjalnym posiedzeniu rządu premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział przyjęcie nowych założeń ustawy o ratownictwie medycznym. Sejm rozpatrzy ją już za tydzień. Rząd przekaże też pomoc finansową dla rodzin ofiar wypadku w Katowicach. Dzieci, których rodzice zginęli otrzymają specjalne renty.
Bernard Łętowski, A. Belawska, A. Giedroyć