Bóg w wielkim mieście

O pustyni w środku wielkiego miasta i modlitwie w metrze z o. Pierre’em-Marie Delfieux rozmawia Agata Puścikowska

Bóg w wielkim mieście
Źródło zdjęć: © WP.PL

Agata Puścikowska: Wspólnoty Jerozolimskie, które Ojciec założył, pracują w wielkich metropoliach. Dlaczego właśnie tam?

O. Pierre-Marie Delfieux: – Miasta błyskawicznie rozrastają się i skupiają coraz więcej ludzi. Metropolie są coraz bardziej międzynarodowe, wielowyznaniowe, wielokulturowe. Te zjawiska wpływają na nas, na nasze postrzeganie rzeczywistości, naszą mentalność. I właśnie w takim miejscu muszą żyć mnisi – musi kwitnąć życie monastyczne. Życie w sercu miast jest naszym podstawowym powołaniem. Tutaj właśnie pracujemy i modlimy się: z miastem i za miasto.

Ale Ojciec napisał, że „Niebo jest miastem”. Takie twierdzenie trochę szokuje.

– Bóg mieszka w mieście! To On je uświęca. Przez Niego miasto staje się święte – święte od chwili, gdy zostało obmyte krwią Chrystusa na krzyżu.

Jednocześnie miasto jest wielką pustynią…

– Tak. Współczesne miasta to duchowe pustynie. Pustynie samotności, anonimowości wśród tłumów. I dlatego właśnie tu trzeba przygotować oazę – wszystkich napoić i nakarmić – miłością, prawdą, pokojem, Bogiem. Zrozumiałem to, gdy sam dwa lata przebywałem na prawdziwej pustyni, na Saharze.

Czego duszpasterz Sorbony szukał na Saharze?

– Chciałem być sam na sam z Bogiem. Musiałem się przekonać, czy plan, który nosiłem w sercu, rzeczywiście pochodzi od Pana Boga. Modliłem się, przyjmowałem Komunię Świętą, pogłębiałem swoją wiarę. Pustynia była mi potrzebna – przybliżyła mnie do Boga.

Ja na nią nie pojadę…

– I nie musisz. Rozejrzyj się wokół siebie – wokół człowieka jest wiele „pustyń”. Pustynia samotności, braku miłości, choroby, ludzkiego cierpienia… Szczególnie tu, gdzie mieszkasz, w wielkim mieście.

Ojciec proponuje mnichom i mniszkom ze wspólnot, a także osobom świeckim, takie „zwyczajne” dążenie do świętości. Mieszkać pośród ludzi świeckich, modlić się, pracować, cieszyć się, kochać… Niby proste, ale trudne.

– Nic, co jest dobre, nie jest łatwe! Wzrastanie ku dobru, stawanie się świętym, jest wielką pracą nad sobą. Jest tak samo trudne dla ciebie, jak i dla mnie. Żeby zdać egzamin – trzeba ciężko pracować. Żeby być dobrą matką – nie można ustawać w wysiłku. Żeby zrobić dobry wywiad z paryskim mnichem… trzeba włożyć wiele pracy i mieć wiele cierpliwości…

...a przede wszystkim być posłusznym przełożonym. A swoją drogą, posłuszeństwo, które odgrywa tak wielką rolę w życiu zakonnym, dla nas, świeckich, jest często niezrozumiałe, wywołuje bunt i niechęć. Wszyscy chcemy być wolni.

– Pamiętaj: im więcej posłuszeństwa, tym więcej miłości. I nie chodzi mi tu o posłuszeństwo wynikające z reguł społecznych czy zawodowych. Słuchanie szefa w pracy to konieczność, tak jak przechodzenie przez ulicę na zielonym, a nie na czerwonym świetle. To pozwala zachować pewien porządek, ale nie ma większych wartości duchowych. A ja mówię o posłuszeństwie, które jest prawdziwą wolnością, które nas wyzwala. Posłuszeństwo to słuchanie siebie nawzajem, to patrzenie na siebie z miłością i pokojem. Gdy mąż kocha żonę – słucha jej, jest jej posłuszny. Ona – podobnie, słucha go, a oboje wzrastają we wzajemnej miłości. Dziecko słucha rodziców, a rodzice wsłuchują się w dziecko. W przyjaźni podobnie – słuchamy się nawzajem. Gdy przestajemy słuchać, ginie miłość… Czasem nawet nie zaczynamy słuchać. Wokół szum, harmider, hałas. Potrzebna jest cisza, a ciszy nie ma.

– Bóg jest ciszą i poprzez ciszę przemawia do nas. Do nas osobiście – do naszego sumienia. Jeśli się wsłuchamy i będziemy chcieli na tym się skupić, wyraźnie usłyszymy, co jest dobre, co złe. Bóg w ten sposób przemawia do wszystkich ludzi, niezależnie od miejsca zamieszkania czy wyznania. Głos sumienia słyszą tak samo chrześcijanie, muzułmanie, żydzi czy… niewierzący.

I tak samo, czasami, nie chcą go słyszeć. Współczesny świat pełen jest bałaganu moralnego, brudu. Czystość to towar deficytowy.

– Ależ skąd! Czystość jest wokół nas! To prawda, że liberalizm, tani erotyzm sprawiają, że pewne zasady stają się „śmieszne”, a w konsekwencji pewne granice są przekraczane, a zasady „rozmiękczane”, naginane. Również media nie służą czystości… Niszczą piękno miłości, jej delikatność, subtelność. Nie wiedzieć czemu, promują zachowania nieprzyzwoite, a niszczą prawdziwe wartości. Wielu bardzo młodych ludzi, a nawet całe rodziny, uległy pseudomiłości – erotyzmowi, który tak naprawdę jest ogromnie smutny i skostniały, nie pozwala rozwinąć się wewnętrznie. Jednak, mimo takiej smutnej (i najczęściej najbardziej widocznej) tendencji, bardzo wielu ludzi żyje prawdziwą miłością, staje się świętymi naszych czasów. Kiedy byłem duszpasterzem Sorbony, codziennie spotykałem młodych, dla których czystość była wielką wartością.

Francuzi? W centrum „zachodniej, moralnej zgnilizny”?

– Istnieje stereotyp Francji rozwiązłej, grzesznej, liberalnej. Ale to tylko część prawdy. A prawda mniej znana jest taka, że wielu Francuzów żyje z Bogiem, a wiarę i jej zasady przyjmuje całkowicie serio, bez kompromisów. Mówi się, że we Francji kościoły są puste. Niektóre tak, ale inne są pełne. W naszym kościele w Paryżu – św. Gerwazego – zawsze jest bardzo wielu wiernych.

Takiej Francji nie znam. I nie bardzo rozumiem, dlaczego Ojciec twierdzi, że największym paryskim kościołem jest… metro.

– Przez paryskie metro codziennie przewija się 2 miliony ludzi. Młodzi, starzy, kobiety, dzieci – ludzie różnych stanów, ras, religii… Wielu z nich, jadąc do pracy czy szkoły, modli się na różańcu, czyta Ewangelię, odmawia psalmy. To taka ciągła, trwająca od wczesnego ranka do późnych godzin nocnych, modlitwa. W metrze jest czasem więcej modlitwy niż w jakimkolwiek, nawet najbardziej wypełnionym, paryskim kościele! Metro to wielki duchowy kościół.

Niedługo taka oaza modlitwy powstanie także w Warszawie...

– Warszawa w szybkim tempie staje się nowoczesną, wielokulturową i wielonarodową metropolią. A my jesteśmy posłani do pracy właśnie w takich miejscach. Chcemy i tu być oazą ciszy i modlitwy. Skorzystaliśmy z zaproszenia prymasa Józefa Glempa i przygotowujemy się do zamieszkania w waszej stolicy. Będziemy pracować wśród was w swoich zawodach, a żyjąc rytmem miasta, będziemy sprawować codzienną liturgię. Niedługo będziemy sąsiadami.

O. PierRe-Marie Delfieux

Założyciel Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. Był duszpasterzem akademickim na Sorbonie. Dwa lata spędził na Saharze jako pustelnik. Tam usłyszał wezwanie, by założyć oazę modlitwy na pustyni miasta. Pierwsza Wspólnota Jerozolimska powstała w Paryżu w 1975 r. Obecnie Wspólnoty Jerozolimskie obecne są w wielu miastach świata, m.in. w Montrealu, Florencji, Strasburgu, Brukseli. Członkowie Wspólnot Jerozolimskich pracują w miastach, łącząc otwartość na świat z życiem w milczeniu i na modlitwie. Mnisi i mniszki razem z osobami świeckimi, żyjącymi tą samą duchowością, tworzą Rodzinę Jerozolimską

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)