PolskaBob Geldof zaśpiewa we Wrocławiu

Bob Geldof zaśpiewa we Wrocławiu

Irlandzki artysta zaśpiewa za tydzień, 2 września, na lotnisku w Lubinie. Zorganizował największe koncerty charytatywne w historii, skutecznie przekonuje najbogatszych tego świata, by pomagali najbiedniejszym, jest ambasadorem dobrej woli i kandydatem do Nagrody Nobla. A nic na to nie wskazywało, kiedy jako szesnastoletni chłopak porzucił szkołę i zatrudnił się w fabryce konserw.

Bob Geldof zaśpiewa we Wrocławiu
Źródło zdjęć: © SP/GW

25.08.2007 | aktual.: 27.08.2007 01:13

Urodzony w Dublinie w 1954 roku Bob Geldof miał jednak we krwi miłość do muzyki. W wieku 21 lat, kiedy założył grupę The Boomtown Rats. Szybko zrobiło się o nich głośno. Najpierw dzięki zakrwawionej twarzy lidera. W czasie jednego z pierwszych koncertów w londyńskim klubie Geldofa zaatakowali chuligani. Poobijany wokalista, mimo krwi lejącej się z ust, występ dokończył. Kolejna krwawa historia umieściła jego zespół na najwyższej muzycznej półce. W 1979 roku nastolatka z San Diego zastrzeliła w szkole dwóch kolegów. Na pytanie, dlaczego to zrobiła, Brenda Spencer odparła: „Bo nie lubię poniedziałków...”. To wydarzenie zainspirowało Geldofa do napisania piosenki. „I Don’t Like Mondays” – jednego z najsłynniejszych utworów rockowych w historii muzyki.

Wszystko dla Afryki

Bob Geldof nigdy nie chciał być po prostu rockmanem. Od zawsze niepokoiła go sytuacja Afryki. Bieda, głód, szerzące się tam choroby. W 1984 roku namówił kilkudziesięciu artystów do wspólnego nagrania piosenki „Do They Know It’s Christmas” i przeznaczenia dochodu na pomoc głodującym na Czarnym Lądzie. Nieformalny zespół gwiazd przyjął nazwę Band Aid. Przedsięwzięcie zyskało taką popularność, że Geldof podjął się kolejnego wyzwania. 13 czerwca 1985 roku zorganizował na londyńskim Wem-bley i na stadionie J.F. Kennedy’ego w Filadelfii wielkie koncerty charytatywne pod hasłem Live Aid. Wzięło w nich udział 50 słynnych artystów. Wśród nich Madonna, Tina Turner, Phil Collins, Sting, Bob Dylan, U2, BB King i Led Zeppelin. Zebrano ponad 100 milionów dolarów!

Rok później Geldof zorganizował ogólnoświatowy charytatywny bieg, w którym wzięło udział 30 milionów ludzi. Artyści z Live Aid po raz kolejny zebrali się w 2005 roku. Tym razem koncerty pod hasłem „Live 8” odbyły się aż w 10 miastach świata. Nazwa miała uzasadnienie – właśnie rozpoczynał się światowy szczyt państw grupy G8 i irlandzki rockman chciał znów zwrócić uwagę polityków na problemy Czarnego Lądu. Koncerty, które przygotował wspólnie z Bono z U2, były i tym razem nie tylko akcją społeczną, ale i wielkim wydarzeniem artystycznym. Na scenie po raz pierwszy po dwudziestu latach przerwy zagrała grupa Pink Floyd w oryginalnym składzie. Zabrzmiały też przeboje Beatlesów, które zaśpiewał Paul McCartney z Bono. Po takim światowym spektaklu muzycznym politycy zobowiązali się zająć na serio rozwiązywaniem problemów Afryki. Nie wszystkie obietnice zostały dotrzymane. Bob Geldof wypomniał to kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, w ostrym wywiadzie, który przeprowadził z nią w tym roku dla dziennika „Bild”. I nie
chodzi o to, że Geldof zmienił nagle profesję na dziennikarską. Po prostu artysta został na jeden dzień, 1 czerwca 2007 roku, redaktorem naczelnym najpoczytniejszej w Europie gazety, a numer był oczywiście poświęcony ludziom żyjącym w nędzy na Czarnym Lądzie. Za działalność humanitarną irlandzki artysta był już dwa razy nominowany do pokojowej Nagrody Nobla, a brytyjska królowa Elżbieta nadała mu tytuł szlachecki.

Smutny koniec marzeń

Prywatnie Geldofowi układało się trochę gorzej. W 1978 roku artysta poślubił Paulę Yates, prezenterkę brytyjskiej telewizji, swoją wielką fankę. Doczekali się trzech córek. Najstarsza Fifi ma dziś 24 lata, Peaches 17, a najmłodsza Pixie 14 lat. Małżeństwo nie przetrwało. Paula miała problemy z narkotykami i alkoholem, a gdy poznała Michaela Hutchence’a, wokalistę legendarnej grupy INXS, stwierdziła, że znalazła miłość swojego życia i zostawiła Boba. Rozwiedli się w 1996 roku, po 18 latach małżeństwa. W tym samym roku Yates urodziła Hutchence’owi córeczkę, Tiger Lily. Rok później nowy ukochany Pauli popełnił samobójstwo w hotelowym pokoju w Sydney. Była żona Geldofa nigdy nie podniosła się po tej tragedii.

Tiger miała cztery lata, kiedy do domu Pauli na Notting Hill w Londynie przyszedł znajomy rodziny. W środku zastał przerażoną Tiger, która powiedziała, że nie może dobudzić mamusi... Do dziś jej śmierć owiana jest tajemnicą. Wiadomo, że jej nie zamordowano. Wokół jej łóżka leżały ponoć tabletki antydepresyjne, butelka wódki i heroina. Policja tego nie potwierdziła. Po jej śmierci Bob sam zajął się wychowywaniem trzech córek. Stoczył także batalię o prawo do wychowywania Tiger Lily i wygrał. Jak mówi, chciał dziewczynce stworzyć choć namiastkę prawdziwej rodziny, a w jego domu są przecież trzy jej przyrodnie siostry.

Bob Geldof zna Polskę. Po raz pierwszy przyjechał do naszego kraju w 1990 roku, kilka miesięcy po upadku komunizmu. Mówił, że w naszym kraju zauważył „wybuch nadziei i wiary w przyszłość”. Później odwiedzał nas jeszcze kilkakrotnie (ale koncertował tylko raz, 13 lat temu). Zapewnia, że szalenie podobają mu się polskie dziewczyny. Rok temu z Irlandczykiem spotkali się polscy dziennikarze Krzysztof Szewczyk i Maria Szabłowska. Gdy go spytałam, czy po sukcesach koncertów Live Aid za 20 lat osiądzie na laurach, odparł z uśmiechem: "O, chyba mnie nie znasz. Nigdy się nie zmęczę. Wymyślę jeszcze parę rzeczy, o niektórych pewnie usłyszysz" – wspomina Maria Szabłowska.

Okazję do usłyszenia, co ma nam do przekazania, będziemy mieli za tydzień. Najpierw 1 września w Warszawie, a potem 2 września na koncercie towarzyszącym imprezie upamiętniającej 25-lecie zbrodni lubińskiej.

Edyta Golisz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)