"Bo żaby sąsiada za głośno rechoczą"
120-kilogramowy koń w fiacie uno, obrączka na penisie, nadzy młodzieńcy biegający po parku to jedne z dziwniejszych zgłoszeń, jakie dostali policjanci. Z okazji Dnia Policjanta strażnicy prawa opowiedzieli Wirtualnej Polsce o najbardziej zadziwiających i zabawnych sprawach, którymi się zajmowali.
24.07.2009 | aktual.: 01.08.2009 10:43
Jak mówi rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji w Warszawie Monika Brodowska policja często ma do czynienia z zaskakującymi zgłoszeniami. Zdarza się, że ludzie, którzy dzwonią na policję dzwonią twierdzą, że atakują ich kosmici, albo że ktoś ich namierza radarem.
W czerwcu tego roku po godzinie 22.00 policjanci z Warszawy otrzymali zgłoszenie od mieszkańca Białołęki, który chciał się poskarżyć na to, że żaby jego sąsiada zbyt głośno rechoczą.
Policja dostała zgłoszenie od 28-latka, który wezwał stróżów prawa, bo matka kazała mu posprzątać pokój. Jak stwierdził - "matka się nad nim znęca".
Rzecznik prasowa pamięta również sytuację, gdy do dyżurki policyjnej przyszedł pan z budką lęgową, mówiąc że chciał zgłosić morderstwo czterech wróbli. Okazało się, że po kłótni sąsiedzkiej jeden z sąsiadów wyrzucił budkę lęgową z młodymi ptakami do ogrodu. Matka nie znalazła już swoich piskląt i w ten sposób przez zemstę sąsiada zdechły ptaki. Policja wezwała biegłego, by stwierdzić jakie to były ptaki. Na podstawie ćwierkania zgłaszającego ustalono jakie to były ptaki.
- Czy ptaki ćwierkały „ćwir, ćwir, ćwir” czy może „tralla, lalla, la”? – pytał zgłaszającego biegły. Po ustaleniu jakiego rodzaju dźwięki wydawały z siebie ptaki stwierdzono, że ten gatunek był pod ochroną i przeciwko mściwemu sąsiadowi aktualnie toczy się postępowanie.
W niedzielny poranek 22 czerwca 2008 roku pracownik ochrony Parku Północnego na płockich Podolszycach zdziwił się, kiedy zobaczył trzech młodzieńców biegających nago po parkowych alejkach. Ochroniarze wezwali policję, która przewiozła wesołą trójkę na izbę wytrzeźwień. Zapewne w ten niezwykły sposób dwóch 20-latków i 18-latek witali nadejście upragnionych wakacji.
„W fiacie uno jest przewożony koń” - takie nieprawdopodobne zgłoszenie odebrał oficer dyżurny olsztyńskiej policji w styczniu 2009 roku. Patrol, który pojechał na miejsce stwierdził, że w samochodzie na miejscu tylnej kanapy siedział 120-kilogramowy koń. Jadący autem mężczyźni kupili zwierzę pod Warszawą i wieźli je do domu. Niestety, samochód miał awarię i musieli się zatrzymać. Ktoś zaniepokojony tym dziwnym widokiem wezwał policjantów.
Nie tylko na policję ludzie zgłaszają dziwne sprawy – jak się okazuje równie często absurdalne sprawy są kierowane do straży pożarnej. Mieszkanka Białegostoku w lipcu tego roku zadzwoniła do straży pożarnej mówiąc, że w jej mieszkaniu wiszą jakieś przewody, które dymią. Twierdziła, że może wybuchnąć pożar. Gdy strażacy przyjechali szybko na miejsce, okazało się, że kobieta wezwała ich, by zamontowali jej żyrandol, bo sama tego nie umiała zrobić. Bardzo się jednak zdziwiła, gdy strażacy zamiast zamontować jej żyrandol wezwali policję. Sprawa została potraktowana jako złośliwy fałszywy alarm.
Nie był to jedyny taki przypadek, gdy białostoccy strażacy zostali wezwani nie do pożaru, a żeby komuś pomóc w zdjęciu np. obrączki z palca lub... z penisa. Oba takie przypadki wydarzyły się w Białymstoku. Do obrączki, która utknęła na spuchniętym palcu strażacy zostali wezwani w środku nocy. Sami nie potrafili pomóc z tym problemem kobiecie, której palec coraz bardziej siniał, więc wysłali ją do złotnika.
Mężczyzna zaś, który założył metalowy pierścień na członka męczył się prawie dwa dni. Gdy trafił na pogotowie, nikt nie był w stanie mu pomóc. Pierścień nie chciał spaść, bo członek był w pełnym wzwodzie. Strażacy w tym przypadku również nie mieli odpowiedniego sprzętu do usunięcia pierścienia. Nożyce, które mają w wyposażeniu, są bowiem zbyt duże. Wpadli więc na inny pomysł: w pełnym umundurowaniu, w kaskach na głowach i z wielkimi nożycami wkroczyli na izbę przyjęć, gdzie znajdował się mężczyzna. Gdy ten ich zobaczył, jego penis opadł.
Strażacy są też często wzywani do ludzi, którzy są tak ciężcy, że pogotowie nie jest w stanie ich znieść na noszach. Rekordzistka, którą transportowała straż, ważyła 300 kilogramów.
Sylwia Mróz, Wirtualna Polska