"Bo ofiara gwałtu nie krzyczała". Przełom w sprawie bulwersującego wyroku
Gwałtu nie było, bo ofiara nie krzyczała - tak sąd we Wrocławiu tłumaczył nadzwyczajne złagodzenie kary dla mężczyzny oskarżonego o gwałt. Jak ustaliła Wirtualna Polska, w tej bulwersującej opinię publiczną sprawie zostanie wniesiona kasacja do Sądu Najwyższego.
27.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 15:21
Pokrzywdzona nie podjęła próby zaalarmowania domowników, co oznacza, że sprawca nie używał przemocy i gwałtu nie było - tak Sąd Apelacyjny we Wrocławiu tłumaczył powód złagodzenia kary wobec mężczyzny skazanego wcześniej za gwałt na 14-letniej siostrzenicy. Dostał on rok więzienia w zawieszeniu. Prawomocny wyrok zapadł w sierpniu i sprawa wydawała się zamknięta.
Po tym, jak historię nagłośniły media (także Wirtualna Polska informowała o sprawie), jest wniosek o kasację tego wyroku. Rozpatrzy ją Sąd Najwyższy.
- Oceniając wyrok, prokurator uznał go za niesłuszny w zakresie przyjętej kwalifikacji prawnej, a okoliczności popełnienia czynu przez oskarżonego noszą znamiona zbrodni - informuje Wirtualną Polskę Katarzyna Bylicka, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.
Według prokuratury właściwa kwalifikacja dotyczy przestępstwa z art. z art. 197 § 3 pkt 2 Kodeksu Karnego. Chodzi o gwałt, zagrożony karą do 12 lat więzienia.
- Brak było podstaw do zastosowania względem oskarżonego nadzwyczajnego złagodzenia kary i jej wymierzenia z warunkowym zawieszeniem jej wykonania - dodaje rzecznik.
Koszmar w Boże Narodzenie. Wujek wrócił z imprezy
Do wykorzystania seksualnego 14-letniej dziewczyny doszło w trakcie rodzinnego zjazdu na Boże Narodzenie w 2016 roku. W mieszkaniu we Wrocławiu nocowało wspólnie 20 osób. Ofiara spała pokoju Kamila W. (29 lat), który jest dla niej wujkiem. Mężczyzna ten wrócił z nocnej imprezy i zaczął dobierać się do siostrzenicy.
Ofiara tłumaczyła w sądzie, że nie krzyczała ze względu na wstyd. "Bałam się, co sobie ludzie pomyślą, gdyby przyszli i zobaczyli, co się dzieje" - zeznała. Według sądu pierwszej instancji, opór pokrzywdzonej, polegający na odpychaniu mężczyzny był wystarczający, aby sprawę zakwalifikować jako gwałt. Karą miały być 3 lata więzienia.
Obrońca oskarżonego zabiegał o uniewinnienie i ostatecznie wywalczył zmianę kwalifikacji czynu na seks z osobą małoletnią oraz złagodzenie kary. Sąd apelacyjny uznał, że dziewczyna nie powiadomiła od razu rodziców, co czyni jej zeznania mało wiarygodnymi.
Według mec. Justyny Beni, adwokat pokrzywdzonej, ten wątek da się łatwo wytłumaczyć. Ofiara przeżywała wstyd i nosiła w sobie traumę, aż do przypadkowego spotkania z policjantką. To jej pierwszej wypłakała się na temat swoich przeżyć. Do tego czasu wujek wysyłał jej wiadomości, że nie chce iść do więzienia.
Ofiary gwałtów muszą udowodnić, że się broniły
Sprawa z Wrocławia to idealny przykład, na który mogą powołać się posłanki Lewicy, domagające się zmiany definicji gwałtu w kodeksie karnym. Przypomnijmy, że Anna Maria Żukowska zapowiedziała złożenie do konsultacji projektu ustawy w tej sprawie.
Obecny przepis brzmi "kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego", podlega karze. Zdaniem posłanek Lewicy, do tego sformułowania należy dołożyć zapis oparty o konwencję stambulską. Odpowiedzialność karną powinien ponosić ten, "kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny".
- Musi nastąpić radykalna zmiana, aby to nie ofiara musiała udowadniać, że zapierała się rękami i nogami, że się broniła i że nie chciała kontaktu seksualnego - komentowała posłanka Lewicy.