Bjørn Lomborg: Rewolucja toaletowa
W ciągu ostatnich 25 lat prawie dwa miliardy ludzi uzyskały dostęp do podstawowego zaplecza sanitarnego. Jednak tego dostępu wciąż nie posiada 2,5 miliarda, czyli połowa krajów rozwijających się. Toalety spłukiwane wydają się być czymś oczywistym w krajach bogatych. Są jednak tak rzadkie w Indiach, że spośród miliarda ludzi korzystających z otwartej defekacji na świecie, Hindusi to aż 600 milionów. Taki stan rzeczy prowadzi do groźnych następstw dla zdrowia, szczególnie wśród dzieci. Przewlekłe biegunki zabijają w Indiach prawie 200 tys. dzieci rocznie - pisze Bjørn Lomborg. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach w ramach współpracy z Project Syndicate.
31.08.2016 | aktual.: 31.08.2016 17:55
Politycy i filantropi nierzadko mówią o takich abstrakcyjnych i wzniosłych ideach jak zrównoważony rozwój czy transformacja przez dialog. Należałoby zatem pogratulować Billowi Gatesowi i premierowi Indii Narendrze Modiemu, że zajęli się tematem o tyle bardziej przyziemnym, o ile kluczowym: toaletami.
Fundacja Billa i Melindy Gatesów chce zmienić samą technologię toalet, żeby nie musiały być uzależnione od rozbudowanej infrastruktury w postaci systemów kanalizacyjnych czy oczyszczalni ścieków. W 2011 Fundacja Gatesów zainicjowała konkurs "Reinvent the Toilet Challenge" finansujący badaczy, "którzy korzystając z podstawowych procesów inżynierii, szukają nowatorskich sposobów dla bezpiecznego i zrównoważonego zarządzania odpadami pochodzenia ludzkiego". Toalety XXI wieku miałyby zamieniać nieczystości w energię, nawóz albo nawet wodę pitną.
Ze swojej strony, Modi oficjalnie ogłosił, że budowanie toalet jest ważniejsze niż stawianie świątyń i rozpoczął kampanię w celu zniwelowania w Indiach przed 2019 r. tzw. "otwartej defekacji". Ta data zbiega się w czasie ze 150. rocznicą urodzin Mahatmy Gandhiego, który poprowadził Indie do niepodległości spod rządów brytyjskich. W tym celu rząd Modiego w szybkim tempie buduje podstawową infrastrukturę sanitarną i montuje miliony toalet na terenie całego kraju, w tym przynajmniej jedną w każdej szkole.
Wysiłki Indii podobne są do starań ich największego sąsiada, Chin, który również buduje toalety na całym terytorium, przede wszystkim w celu wsparcia przemysłu turystycznego. Narodowa Administracja Turystyki Chin nazywa to „rewolucją toaletową” i deklaruje, że w roku 2015 postawiła 14 320 toalet w okolicy centrów turystycznych oraz podniosła standard 7 689 obiektów.
To bardzo dobry wybór ze strony polityków, żeby koncentrować się na tej kwestii. Niski poziom zaplecza sanitarnego jest poważnym wyzwaniem rozwojowym. W ciągu ostatnich 25 lat prawie dwa miliardy ludzi uzyskały dostęp do podstawowego zaplecza sanitarnego. Jednak tego dostępu wciąż nie posiada 2,5 miliarda, czyli połowa krajów rozwijających się. Toalety spłukiwane wydają się być czymś oczywistym w krajach bogatych. Są jednak tak rzadkie w Indiach, że spośród miliarda ludzi korzystających z otwartej defekacji na świecie, Hindusi to aż 600 milionów.
Taki stan rzeczy prowadzi do groźnych następstw dla zdrowia, szczególnie wśród dzieci. Przewlekłe biegunki zabijają w Indiach prawie 200 tys. dzieci rocznie i łączone są z niedożywieniem i zahamowanym wzrostem 43 proc. dzieci poniżej piątego roku życia. Dzieci żyjące w takich warunkach są podatne na zakażenia oportunistyczne w rodzaju zapalenia płuc czy nawet polio. Te liczby są o wiele wyższe dla Indii niż dla innych krajów o podobnym poziomie dochodów, ale lepszych warunkach sanitarnych.
Także kobiety cierpią niewspółmiernie z powodu braku toalet, ponieważ podstawowe zasady prywatności wymagają, żeby załatwiały swoje potrzeby jedynie po zmroku. A wówczas są bardziej narażone na ataki fizyczne i przypadkowe zranienia.
Szkody, jakie złe warunki sanitarne zadają zdrowiu publicznemu, ograniczają rozwój gospodarczy. Sprawiają bowiem, że pracownicy mniej produkują, oszczędzają i inwestują, jak również wcześniej umierają. Bank Światowy szacuje, że roczny globalny koszt złych warunków sanitarnych wynosi 260 miliardów dolarów. Według ostatnich badań przeprowadzonych w roku 2006, same Indie kosztuje to prawie 54 miliardy dolarów, czyli 6,4 proc. indyjskiego PKB.
Nie istnieje proste rozwiązanie tego problemu. Nawet większa dostępność toalet nie przyspieszy przecież tworzenia się nowych zwyczajów sanitarnych. Dlatego też takie organizacje pozarządowe jak WaterAid nawołują do szerszej edukacji w szkole i mediach, żeby propagować korzyści płynące z lepszej higieny dla zdrowia, bezpieczeństwa i ekonomii.
Ta strona problemu wskazuje na dodatkowe wyzwanie: koszta. W ciągu najbliższych 15 lat jeszcze trzy miliardy ludzi potrzebować będą dostępu do podstawowych obiektów sanitarnych. Według szacunków ekonomisty Banku Światowego, Guya Huttona, realizacja ich potrzeb kosztować będzie około 33 miliardów dolarów rocznie.
Wyliczenia Huttona są częścią analizy przeprowadzonej dla prowadzonego przeze mnie think-tanku Centrum Konsensusu Kopenhaskiego (CKK), w ramach Celów Zrównoważonego Rozwoju (SDG) Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) dla wody i infrastruktury sanitarnej. W ramach SDG, ONZ przyjęło 169 celów rozwojowych, które wchodzą w życie w tym roku. Sama ilość nowych wskaźników przyprawia o ból głowy organizacje i rządy udzielające pomocy rozwojowej. Z tego powodu Centrum Konsensusu Kopenhaskiego zatrudniło ekonomistów w celu oceny wagi każdego z punktów i określenia kolejności działań.
Według wyliczeń ekspertów, żeby zapewnić trzem miliardom ludzi dostęp do dzisiejszych technologii toalet niskokosztowych potrzebna jest inwestycja 33 miliardów dolarów rocznie. W skład rozwiązań wchodzą wychodki zalewane, latryny kopane w ziemi na terenach wiejskich, a w miastach toalety spłukiwane połączone z szambem. Zwrot z inwestycji wynosiłby do 94 miliardów dolarów rocznie w postaci korzyści społecznych, czyli za każdego wydanego dolara prawie trzy.
Wyliczenia biorą pod uwagę oszczędności wynikające dla gospodarki i zdrowia publicznego, jak na przykład zwiększoną produktywność czy zapobieganie przypadkom przewlekłej biegunki i innych chorób. A prawdziwe korzyści będą prawdopodobnie jeszcze większe, jeżeli weźmiemy pod uwagę poprawę środowiska naturalnego czy wyników dzieci w szkołach.
Należy jednak także przyznać, że pieniądze wydane na poprawę infrastruktury sanitarnej można by wydać nawet lepiej na takie wpływowe cele SDG jak chociażby kompletne wyrugowanie gruźlicy czy propagowanie świadomego rodzicielstwa. Z tego względu pieniądze na projekty sanitarne należy najpierw wykorzystać w obszarach, które przyniosą największe efekty. Jednym z prostszych działań byłaby właśnie kompletna eliminacja otwartej defekacji na terenach wiejskich dzięki budowie wspólnych wychodków. Kosztowałoby to około 14 miliardów dolarów rocznie, a za każdego wydanego dolara zapewniłoby sześć dolarów w postaci korzyści społecznych.
Jeszcze pokolenie temu nikt nie słyszał, żeby politycy czy filantropi zajmowali się toaletami, nie wspominając już o robieniu ich głównym tematem działań rozwojowych. To że uczynili tak Narendra Modi i Bill Gates jest osiągnięciem samym w sobie. Ale przed nami jeszcze wiele pracy. Dlatego kiedy rozdzielamy rzadkie zasoby na inwestycje w rozwój nie możemy tracić z oczu danych liczbowych. Jedynie ostrożnie szacując korzyści i koszta będziemy w stanie uniknąć sytuacji, w której wyrzucamy pieniądze w błoto albo do wychodka.
Bjørn Lomborg - profesor w Copenhagen Business School I dyrektor w Copehnagen Consensus Center, gdzie zajmuje się rowiązywaniem problemów związanych z ochroną środowiska. Jest autorem książek “The Skeptical Environmentalist”, “Cool It, How to Spend $75 Billion to Make the World a Better Place” i “The Nobel Laureates' Guide to the Smartest Targets for the World”. W 2004 r. został magazyn “Time” jednym ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
Copyright: Project Syndicate, 2016