Birmingham zalały śmieci. Po ulicach biegają "szczury wielkości kotów"
Birmingham zmaga się z potężnym kryzysem śmieciowym. Strajk pracowników komunalnych trwa już cztery tygodnie, a mieszkańcy obwiniają władze miasta za zaistniałą sytuację. Ulice zalewają śmieci, które przyciągają tłumy nieproszonych gości m.in. szczurów.
Co musisz wiedzieć?
- Strajk trwa już cztery tygodnie: Pracownicy komunalni w Birmingham protestują przeciwko planom cięć budżetowych, które obejmują m.in. zakaz nadgodzin i likwidację niektórych stanowisk.
- Konflikt związków zawodowych z władzami: Związek zawodowy Unite oskarża władze o brak zaangażowania w negocjacje, co pogłębia konflikt.
- Mieszkańcy mają dość: Mieszkańcy przyznają, że są zmęczeni przedłużającym się kryzysem. - To nie kraj trzeciego świata - podkreślają sfrustrowani.
Tony śmieci na ulicach Birmingham, pracownicy strajkują
Na ulicach Birmingham, drugiego co do wielkości miasta Wielkiej Brytanii, zalega około 17 000 ton śmieci. - Zapach jest absolutnie niewiarygodny. Gnijące jedzenie, robaki wychodzą z worków - opisuje sytuację w mieście deratyzator, który w Birmingham ma ręce pełne roboty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
WP ujawniła, ile zarobił Pablo Morales. "SSP nie mogą być paśnikiem"
Mężczyzna przyznaje, że od początku strajku śmieciarzy dwukrotnie wzrosła liczba zgłoszeń od osób, które w swoich domach natknęły się na szczury. Jak twierdzą mieszkańcy, niektóre gryzonie mają być "wielkości kotów".
- Wszędzie są śmieci, szczury większe od kotów. To jest Wielka Brytania. To jest rok 2025. Co się dzieje? - mówił dziennikarzom CNN jeden z mieszkańców Birmingham.
Sytuacja w Birmingham jest wynikiem trwającego od czterech tygodni strajku pracowników komunalnych. Konflikt rozpoczął się, gdy władze miasta ogłosiły plan oszczędnościowy, polegający m.in. na likwidacji niektórych stanowisk i wprowadzeniu zakazu nadgodzin. Związek zawodowy Unite sprzeciwia się tym zmianom twierdząc, że prowadzą one do utraty miejsc pracy.
Zobacz również: Burmistrz Salonik chce aresztowania strajkujących śmieciarzy
Mieszkańcy mają dość. "Nie jesteśmy w kraju trzeciego świata"
Mieszkańcy Birmingham, m.in. właściciel warsztatu samochodowego Suhail Sadiq odczuwają skutki strajku również w pracy. Ulice są zasypane śmieciami, co przyciąga szczury, które na niemal masową już skalę przegryzają kable w samochodach. Sadiq mówi, że naprawia kilkanaście uszkodzonych przez gryzonie samochodów tygodniowo.
Wolałby jednak nie mieć dodatkowego zajęcia i pozbyć się zalegających na ulicach śmieci. - Cała rada miasta powinna zostać zwolniona. Nie jesteśmy w kraju trzeciego świata. Jesteśmy w Anglii - grzmi wściekły mężczyzna.
Nikłe szanse na zakończenie strajku
Władze miasta twierdzą, że oferują pracownikom alternatywne stanowiska, jednak związek zawodowy Unite uważa, że propozycje są nieuczciwe. Władze związku podkreślają, że nie wszyscy pracownicy mogą się przekwalifikować, a niektórych z nich czekają znaczne obniżki wynagrodzeń. Zwłaszcza, że brakuje wakatów na lepiej płatne stanowiska i wielu pracowników będzie musiało się zgodzić na degradację, żeby całkiem nie stracić zatrudnienia.
- Politycy z łatwością mogliby rozwiązać ten spór, ale zamiast tego wydają się bardzo zdeterminowani, by za wszelką cenę narzucić swój plan cięć płac i zatrudnienia - uważa sekretarz związku Unite Sharon Graham, cytowana przez CNN.
Władze Birmingham zapowiedziały na razie wprowadzenie stanu wyjątkowego wynikającego z "poważnego incydentu", jakim są tony gnijących śmieci zalegające na ulicach. Dzięki temu strajkujący będą mogli zostać ominięci, a ulice oczyszczone ze śmieci. Na ulice Birmingham zostanie wysłanych dodatkowych 35 śmieciarek, do których będzie można przynieść odpady. Protestujący oskarżają władze miasta, że w ten sposób chcą nieoficjalnie przerwać strajk, nie doprowadzając do porozumienia z pracownikami.
Źródło: CNN