ŚwiatBiją naszych (gazetami)

Biją naszych (gazetami)

Pobiją nas, zgwałcą, potraktują jak podludzi – oto, co czeka Polaka za granicą według polskich mediów. Zagraniczne tabloidy nie pozostają dłużne, ale większość tych informacji nie jest warta funta kłaków.

30.06.2008 | aktual.: 30.06.2008 12:10

Burmistrz Lothar Meistring lubi opowiadać o Polakach. O tym, jak zachęcani przez lokalne władze zjawili się kilka lat temu w położonym 20 kilometrów od Szczecina Löcknitz. I jak zaludnili mieszkania opuszczane przez Niemców, którzy przenosili się z byłego NRD na zachód. Opowiada, jak Polacy rozkręcają własne biznesy: piekarnie, warsztaty, agencje nieruchomości. Jak ożywiają miasto, tworzą nowe etaty (nie zabierając Niemcom pracy). 200 Polaków w trzytysięcznym miasteczku rzuca się w oczy, ale nie ma większych konfliktów. Gdy więc latem zeszłego roku na domu Meistringa ktoś namazał sprayem „Uwaga, przyjaciel Polaków”, burmistrz tylko się uśmiechał. Jednak gdy w mroźną styczniową noc ktoś wybił szyby i zerwał tablice rejestracyjne w dziewięciu polskich autach, polska prasa nie zostawiła na miasteczku (dotąd wzorcu współpracy) suchej nitki. „Niemcy dręczą Polaków”, „Atak na Polaków w Löcknitz”, „Löcknitz wypłasza Polaków” – krzyczały nagłówki dzienników. Cytowano Polaków, którzy opowiadali o głuchych telefonach
i opluwaniu ich dzieci w szkołach.

To nic, że niemiecka policja natychmiast zareagowała na dewastację aut, a burmistrz przekonywał, że podkręcanie histerii to woda na młyn prawdopodobnych organizatorów akcji – regionalnej komórki skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). Löck-nitz – w pamięci czytelników – pozostanie miejscem, gdzie „biją naszych”. Kto bije? Źli Niemcy, rzecz jasna.

Biją i krzyczą

Zagraniczne tabloidy nie pozostają Polakom dłużne. Niemiecki „Bild” donosi o grasującej w Berlinie „polskiej bandzie”, która okradła prawie 80 samochodów, w tym audi byłego szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera. Niemiecka agencja prasowa DPA dorzuca tekst o polskiej szajce, która kradnie siedzenia z samochodów.

„Polscy wędkarze pustoszą holenderskie wody” – obwieszcza nagłówek holenderskiej agencji ANP. A w brukowcu „De Telegraaf” w tekście „Polakom wstęp wzbroniony” jeden z rozmówców opowiada: „To jest inwazja Polaków. 80 procent Polaków to debile. Wszawy naród”. Zaniepokojeni dużą grupą Polaków mieszkańcy holenderskiego Hazerswoude-Rijndijk „muszą wziąć sprawy we własne ręce”, bo jak tu żyć, gdy „100 Polaków zamieszka w naszym sąsiedztwie”.

– Tabloidy w osobie polskiego emigranta znalazły idealnego chłopca do bicia, do obarczania winą za wszystkie problemy – wyjaśnia Wiktor Moszczyński ze Zjednoczenia Polskiego zrzeszającego organizacje polonijne na Wyspach. – Szczególnie celuje w tym „The Daily Mail”, który zasłynął opisywaniem polskich imigrantów jako pożeraczy łabędzi i karpi z brytyjskich stawów, kradnących Brytyjczykom miejsca pracy oraz zasiłki i wywożących z Wysp banknoty 50-funtowe, które nakręcają polską gospodarkę – opowiada Moszczyński, który na publikacje „The Daily Mail” złożył skargę do brytyjskiej Press Complaints Commission. – Pytanie, czy faktycznie trzeba bić na alarm i krzyczeć o nagonce? – zastanawia się Justyna Frelak z Instytutu Spraw Publicznych, współautorka raportu „Next Stopski London” poświęconego obrazowi Polaka w brytyjskiej prasie. – Trudno się dziwić, że Polacy stali się obiektem zainteresowania zachodniej prasy. To naturalny efekt tak dużej emigracji. Są obecnie w Wielkiej Brytanii trzecią po Hindusach i
Irlandczykach mniejszością – wyjaśnia. Polacy to sprawcy, ale i ofiary

Z raportu Justyny Frelak i Joanny Fominy wynika, że „nagonka” na Polaków to głównie wytwór polskiej prasy. Autorki porównały teksty z 2004 i 2007 roku z 13 brytyjskich mediów – od brukowców „The Sun” i „The Daily Mail” po opiniotwórcze „The Times” i „The Guardian”. – Liczba tekstów w tym czasie, rzecz jasna, wzrasta o ponad sto procent, ale też zmienia się podejście do Polaków – tłumaczy Fomina. – O ile w 2004 media opisywały nas dość stereotypowo jako potencjalnych pracowników zmierzających na Wyspy w autokarze, o tyle w 2007 widzą nas też jako studentów, założycieli własnych biznesów, ludzi sukcesu z City. A jeśli już sprawców przestępstw, to także ich ofiary.

– Wizerunek Polaków w mediach jest głównie neutralny lub pozytywny – dodaje doktor Zbigniew Mazur z Instytutu Anglistyki Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie. Zepół pod kierunkiem profesor Irminy Wawrzyczek przeanalizował ponad 3300 tekstów opublikowanych w sześciu brytyjskich dziennikach w latach 2002–2007 (patrz wykres). – Dominuje obraz Polaka jako piłkarza i jako ciężko pracującego solidnego pracownika, a nie nielegalnego pożeracza karpi – podsumowuje.

– Polskie media krzyczą: „Biją naszych na Wyspach”. Zapominają, że do tego typu wypadków dochodzi w specyficznym kontekście społecznym – tłumaczy Wiktor Moszczyński, autor raportu „Hate Crimes Against Poles”.

Nowość, a nie Polak

Moszczyński przeanalizował ponad 50 ataków na Polaków opisanych przez brytyjskie media. Okazało się, że w wielu przypadkach Brytyjczycy zaczepiali Polaków nie dlatego, że ci byli Polakami, lecz dlatego, że ogólnie nie są przygotowani do prezentowanych przez tych nowych imigrantów zachowań. – Brytyjczycy są przyzwyczajeni, że imigrant czuje się gorszy, podporządkowuje się, spuszcza wzrok. A Polak z zasady jest odważny i świadomy swej wartości – wyjaśnia profesor Wiesław Godzic, medioznawca.

– Polacy jako pierwsi nie ograniczają się do dużych miast. Ruszyli na angielską prowincję, która imigrantów w życiu na oczy nie widziała. To w małych miasteczkach, które często są enklawami biedy i gdzie pracy dostarcza jedna fabryka, która by przyjąć 200 Polaków, zwolniła tyluż Brytyjczyków, rodzi się antypolska frustracja – tłumaczy Michał Garapich, antropolog społeczny z Centre for Research on Nationalism, Ethnicity and Multiculturalism przy Uniwersytecie w Surrey. Braki w tolerancji

Coraz częściej zresztą, jak zauważa Moszczyński, adwersarzem Polaka nie jest Brytyjczyk, lecz imigrant, najczęściej z Indii bądź krajów afrykańskich. Jedną z przyczyn awantur bywa niechęć wobec Polaków, którzy konkurują z imigrantami z Afryki o pracę w hotelach i fabrykach, oraz wobec Hindusów i Chińczyków, bo otwierają własne biznesy, na przykład delikatesy. Drugim powodem konfliktów jest rasistowskie nastawienie naszych rodaków do „kolorowych”.

– Deklarowany przez Polaków wysoki poziom tolerancji, a mówi o niej 47 procent badanych, często nie przekłada się na ich codzienne podejście do spotykanych Chińczyków czy Afrykanów – mówi Iwona Gadzińska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, która pod kierunkiem profesora Janusza Balickiego pytała polskich imigrantów, czy zaakceptowaliby osobę innej rasy w roli swego szefa, męża lub nauczyciela dzieci. Na przykład statystycznie tylko co tysięczny z badanych przyjąłby go jako małżonka swego dziecka. Przeciwnych było ponad 50 procent badanych. Taką ksenofobią najczęściej wykazywali się imigranci z małych (od 10 do 100 tysięcy) miast z południa i wschodu Polski. – Oni często tolerancję znają z książek, a ludzi o innym kolorze skóry z telewizji. Gdy na Wyspach mają w sąsiedztwie czarnoskórego, zaczynają się problemy – tłumaczy Gadzińska.

Moszczyński wspomina szkołę w londyńskiej dzielnicy Ealling, gdzie ostatnio wzywana była policja, po tym jak polscy uczniowie zostali pobici przez uczniów somalijskich. Po wysłuchaniu obu stron konfliktu okazało się, że to Polacy sprowokowali Somalijczyków rasistowskimi zaczepkami. – Co pokazuje, że musimy oderwać się od rozpatrywania konfliktów jednostronnie, automatycznie broniąc „naszych” i szukając winy w stronie przeciwnej. Takie zachowania tylko pogłębiają wzajemną niechęć i agresję – twierdzi Wiktor Moszczyński. Dlaczego media tak bardzo straszą Polaków, na wszelkie sposoby robią z nich ofiary? – W atmosferze medialnej histerii z serii „biją naszych” działa typowo plemienny odruch zwierania szyków – dodaje Michał Garapich. – Każdy przypomina sobie, że jest Polakiem, a przez to jest potencjalnie narażony. Strach sprzyja wewnętrznej integracji takiej grupy. Daje też okazję liderom etnicznym do zbicia na nim politycznego kapitału – ocenia.

Rozdymanie minusów

– A chodzi o to, by – parafrazując Stanisława Bareję – „minusy nie przysłoniły nam plusów” – uważa medioznawca Godzic. – By nie zamykać się w polskim getcie, wychodzić bez obaw na ulicę Londynu, gdzie codziennie jedzie do pracy 100 tysięcy Polaków i 99,99 procent nie wraca do domu ze złamanym nosem. Nie żyje im się tak źle, jak piszą w Polsce. Bo gdyby poczytali naszą prasę, to czym prędzej wróciliby do Polski, w której wszyscy są „nasi” i nawet jak dostaniesz w mordę, to przynajmniej od Polaka.

Agnieszka Jędrzejczak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)