Biją i wywożą ludzi - tak tłumią milczący protest
Co najmniej 20 osób zostało zatrzymanych w Mińsku w środę wieczorem po milczących protestach zwoływanych przez internet. Ich uczestników aresztowali mężczyźni w cywilu. Ponad 30 osób zatrzymano w innych miastach.
13.07.2011 | aktual.: 14.07.2011 00:46
Inaczej niż podczas poprzednich akcji protestacyjnych, ich uczestnicy nie mieli klaskać w dłonie, żeby - jak tłumaczyli inicjatorzy protestów - nie prowokować milicji do brutalnej reakcji. Mieli zaś nastawić budziki w telefonach komórkowych tak, by odezwały się o godz. 20 (godz. 19 czasu polskiego). Jednak bez oklasków protesty "straciły energię" - napisała opozycyjna gazeta "Nasza Niwa". Według jej oceny ilość protestujących była w środę znacznie mniejsza niż podczas zgromadzeń pod koniec czerwca.
W Mińsku około 500 osób przyszło na plac Jakuba Kołasa. Sygnałów z telefonów komórkowych było mało, jednak krótko po godz. 20 mężczyźni w cywilu, prawdopodobnie milicjanci, zaczęli wyciągać młodzież z placu i wpychać kolejne osoby do samochodów osobowych bez numerów. Działali bez ostrzeżeń i bez wezwań do rozejścia się.
Jednocześnie o godz. 20 rozbrzmiały liczne klaksony z samochodów przejeżdżających obok placu, centralnym Prospektem Niepodległości. Według mediów opozycyjnych kierowcy puszczali też piosenkę rockową Wiktora Coja "Czekamy na przemiany" (ros. My żdiom pieriemien). Piosenka, która stała się protest-songiem pod koniec epoki ZSRR, pojawia się podczas ostatnich protestów na Białorusi.
Zgromadzonych, trąbiące samochody i licznych dziennikarzy filmowali małymi kamerami mężczyźni w cywilu. Inni, również w cywilu, bili dziennikarzy, którzy fotografowali lub filmowali zatrzymania - dwóch uderzyli po głowie, popychali ich, uderzali w sprzęt. Młodych mężczyzn o sportowych sylwetkach i krótko ostrzyżonych włosach było na placu co najmniej kilkudziesięciu. Rzecznik milicji Alaksandr Łastouski, który pojawił się na miejscu po zatrzymaniach, nie odpowiedział na pytania dziennikarzy, czy ludzie ci są milicjantami.
Zatrzymani, a potem zwolnieni zostali trzej dziennikarze: dwaj reporterzy niezależnej agencji BiełaPAN oraz dziennikarz Radia Swaboda.
Protesty odbywały się też w środę w innych miastach, m.in. w Homlu, Brześciu, Baranowiczach, Nowopołocku, Słucku - podało Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna. Według dotychczasowych danych Wiasny poza Mińskiem zatrzymano pomiędzy 30-40 osób. W Witebsku został zatrzymany Uładzimir Prawalski, który ubiegał się o kandydowanie w zeszłorocznych wyborach prezydenckich, ale nie został zarejestrowany przez Centralną Komisję Wyborczą.
Milczące protesty, których inicjatorem jest internetowa grupa pod nazwą Rewolucja Poprzez Sieci Społeczne odbyły się w środę po raz szósty. W późnych godzinach popołudniowych w środę rozpoczęły się problemy z wejściem na stronę grupy na rosyjskim portalu społecznościowym Vkontakte.
Protesty rozpoczęły się w połowie czerwca. Wówczas były to zgromadzenia w centralnych punktach miast, których uczestnicy na znak krytyki władz wspólnie klaskali, czasami tupali. Nie wznosili haseł ani nie używali zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej.
W wyniku protestów 15., 22. i 29. czerwca oraz 3. i 6. lipca na Białorusi zatrzymano około 1730 osób, w tym 980 w Mińsku. Znaczna część spośród nich została skazana przez sądy na kary aresztu lub grzywien. Podczas akcji, które odbyły się w lipcu, zatrzymania stały brutalniejsze, a kary - surowsze. Zatrzymywani są także przypadkowi przechodnie oraz coraz częściej dziennikarze, zarówno pracujący dla mediów białoruskich, jak i zagranicznych.