PublicystykaBierzyński: "Mówią, że tylko ‘nasze ofiary są prawdziwe’. Ja pytam - naprawdę?” (Opinia)

Bierzyński: "Mówią, że tylko ‘nasze ofiary są prawdziwe’. Ja pytam - naprawdę?” (Opinia)

W środę zakończyła się w Gdańsku żałoba po Pawle Adamowiczu. To dobry czas, żeby zakończyć wojnę polsko-polską. Wiem, to tylko moje marzenie.

Bierzyński: "Mówią, że tylko ‘nasze ofiary są prawdziwe’. Ja pytam - naprawdę?” (Opinia)
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Stróżyk/Reporter
Jakub Bierzyński

Historię piszą zwycięzcy. W sprawie zamachu na Pawła Adamowicza fakty są znane, ale prawdziwy spór toczy się o to, kto nada społecznie dominującą ich interpretację. Spór jest tym bardziej ciekawy, że po latach doszło do zamiany ról. Gdy samotny zamachowiec mordował Marka Rosiaka, dzisiejsza władza była w opozycji, dzisiejsza opozycja u władzy. PiS i PO wraz ze zmianą pozycji zamieniły się interpretacjami aktu politycznego terroru.

Mechanizmy nienawiści są niezmiene. Tylko ofiar przybywa

Zabójstwo działacza PiS wstrząsnęło krajem i polską sceną polityczną. Były członek PO Ryszard Cyba oddał w stronę Marka Rosiaka – asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego, osiem strzałów, zabijając go na miejscu. Następnie rzucił się na Pawła Kowalskiego asystenta posła PiS, którego poraził paralizatorem i próbował zabić nożem. Cyba mówił potem, że nienawidzi PiS, i że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego. W grudniu 2011 r. mężczyznę skazano na dożywocie – biegli uznali, że w momencie dokonywania zabójstwa był poczytalny.

Zabójstwo Marka Rosiaka było dla prawicy prawdziwym szokiem. Po 3 latach w opozycji, w głębokiej defensywie, słaby w sondażach PiS tracił nadzieję na sukces. Tymczasem obóz władzy triumfował. Wcześniej już Radek Sikorski "dożynał watahy", Donald Tusk szydził z "moherowych beretów", a marszałek sejmu Bronisław Komorowski kpił z incydentu w Gruzji z udziałem Lecha Kaczyńskiego: "Jaki prezydent taki zamach" mówiąc o "ślepym snajperze".

Jarosław Kaczyński nie pozostawał dłużny. Jednym tchem wymieniał morderców księdza Popiełuszki, "Gazetę Wyborczą" i Platformę Obywatelską.

Nie ma sensu porównywanie języka wzajemnych obelg i szyderstw używanych wtedy i dzisiaj. Słowa nabierają znaczenia w kontekście społecznym, w jakim zostały wypowiedziane. Dyskusja o tym, kto i kiedy rozpoczął "wojnę polsko-polską", kto bardziej obraził oponentów używając mocniejszych słów nie ma sensu. Najważniejsze jest to, że mechanizm wtedy i dzisiaj jest ten sam.

Oczywiście dziś natężenie języka nienawiści jest nieporównanie większe niż w przeszłości. Do fali hejtu dołączył Internet, w którym wyznawcy obu stron nie szczędzą sobie wulgarnych epitetów i próbując wykluczyć "wroga" z debaty. W zalewie nienawiści stajemy się coraz bardziej na nią odporni. To co szokowało jeszcze kilka lat temu, dzisiaj jest normą. Media zmieniły się z publicznych na partyjne narzędzie topornej i bezwzględnej propagandy.

Coraz bardziej agresywny język sporu skutkuje narastającą polaryzacją społeczną. Narastanie podziałów sprawia, że nie uczestniczymy już w dyskusji politycznej, ale w wojnie aksjologicznej dobra ze złem. My i ludzie podobnie do nas myślący są oczywiście po dobrej stronie. Pozostali, to wyznawcy zła.

Polaryzację pogłębia i konserwuje język pogardy. Delegitymizacja przeciwnika i wysoki poziom emocji sprawia, że puszczają społeczne hamulce i uwalniane są demony. To ludzie o słabej psychice, zaburzeni, pogubieni, którzy nie umieją odróżnić rzeczywistości od własnych fantazmatów są najbardziej wrażliwi na tą upajającą nienawiścią mieszankę. Fakt, że aktów politycznego terroru dokonują osoby niestabilne emocjonalnie jest bardzo dobrze znany, tak jak mechanizm, który je do takich zbrodni popycha.

Mechanizm ten był bardzo podobny w przypadku zabójstwa Marka Rosiaka i Pawła Adamowicza. Aż trudno uwierzyć, jak bardzo jedni politycy kopiują retorykę swoich przeciwników z czasów, gdy byli na ich miejscu.

Już w godzinę po zabójstwie asystenta w łódzkim biurze poselskim PiS, Jarosław Kaczyński obarczył odpowiedzialnością za zamach ówczesną władzę: "Każde słowo, które będzie nawiązywało do tej kampanii nienawiści, będzie już dzisiaj po prostu wzywaniem do morderstw. I to bardzo mocno chciałem podkreślić. Powtarzam: każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno ktokolwiek je wypowie, czy to będzie polityk czy to będzie dziennikarz, to będzie po prostu wzywanie do morderstw. (..) Będziemy walczyć o to, żeby w Polsce wróciła demokracja, wrócił normalny porządek polityczny, gdzie jest władza i jest opozycja, ale nie ma tego szaleństwa, nie ma tego wszystkiego co w polskiej polityce w związku z rządami Platformy Obywatelskiej obserwujemy".

Kto ma większe prawo do żałoby?

Politycy prawicy i prawicowi publicyści nie mieli wątpliwości: to był akt terroryzmu politycznego wymierzony w PiS. Media liberalne głosiły tezę, że był to kryminalny czyn szaleńca.

Dzisiaj zamieniliśmy się opiniami. Gazeta Polska: "Na razie wiemy na pewno, że mord polityczny był w Łodzi, a nie w Gdańsku".

To ciekawe, jak podobne akty terroru, będące skutkiem tych samych procesów, z podobnym politycznym kontekstem, są przeciwnie interpretowane w zależności od politycznych interesów. Osiem lat temu prawica nie wzywała do ciszy nad trumną. Wręcz odwrotnie, z determinacją obarczała władzę odpowiedzialnością już od pierwszych godzin po zamachu - Marek Rosiak padł ofiarą mowy nienawiści, przemysłu pogardy itp.

Oczywiście były różnice. Rosiak był przypadkową ofiarą. Nie był prominentnym politykiem ani postacią powszechnie znaną. Nie był także, w odróżnieniu od prezydenta Gdańska, obiektem politycznej nagonki.

Na tragedię w Łodzi politycy Platformy zareagowali znacznie lepiej niż teraz poradził sobie z morderstwem PiS. Już następnego dnia po zamachu pod zamkniętym jeszcze biurze poselskim PiS w Łodzi prezydent Bronisław Komorowski, marszałek sejmu Grzegorz Schetyna i premier Donald Tusk złożyli kwiaty, odmówili modlitwy, zapalili znicze; prezydent wygłosił oświadczenie.

Osiem dni później Marek Rosiak został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski "za wybitne osiągnięcia w działalności zawodowej i społecznej podejmowane w służbie państwu i społeczeństwu". Sejm uczcił jego pamięć minutą ciszy. Wszyscy znaczący politycy Platformy byli obecni na sali posiedzeń. Platforma nie ucierpiała w notowaniach na skutek morderstwa w Łodzi. PiS może zapłacić wysoki rachunek za śmierć Pawła Adamowicza.

I jeśli czegoś możemy się z tych historii nauczyć to hipokryzji. Politycy na przemian będą wzywali do uszanowania żałoby, jeśli ofiara była z przeciwnego obozu, po to by zmniejszyć rozmiar zniszczeń oskarżeniami o własną odpowiedzialność za zbrodnię. Symetrycznie też będą przekonywać, że prawdziwy akt terroryzmu dotyczył jedynie ich towarzyszy. Zabici po przeciwnej stronie to ofiary kryminalnych zabójstw szaleńców. Wszyscy będą się starać przekonać opinię publiczną do własnej interpretacji wydarzeń jednocześnie oskarżając przeciwników o to, że w identycznej sytuacji "politycznie wykorzystują tragedię bliskich".

Moja osobista refleksja jest taka, że osiem lat temu reakcję wyborców PiS na śmierć Marka Rosiaka odebrałem jako przesadzoną.

Dziś patrzę na to inaczej. Może śmierć i żałoba po Pawle Adamowiczu powinna być dla nas także lekcją empatii? Może wyborcy prawicy osiem lat temu czuli to co czujemy my dzisiaj? Może taka refleksja jest konieczna byśmy mogli realnie pomyśleć o zakończeniu tej polsko-polskiej wojny?

Obniżenie emocji w tym sporze jest nie tylko głosem serca, ale przede wszystkim rozumu.

Jakub Bierzyński - szef grupy OMD Poland, socjolog, publicysta, doradca Roberta Biedronia

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)