Polska"Biedronka czy Carrefour? Oto jest pytanie"

"Biedronka czy Carrefour? Oto jest pytanie"

W okresie nasilonej świątecznej konsumpcji Polacy całymi rodzinami wyruszają do hipermarketów. W dalszym ciągu, wbrew oficjalnym wynikom badań rynku, czynią tak, ulegając złudzeniu szybszych i tańszych zakupów towarów zgromadzonych w jednym miejscu na dużej powierzchni handlowej. Dlatego warto być może poczynić kilka uwag, mogących przyczynić się, jeśli nie do rozwiania stereotypu, to przynajmniej ograniczenia jego wpływu na zabieganego przed świętami klienta.

"Biedronka czy Carrefour? Oto jest pytanie"
Źródło zdjęć: © AP

18.12.2008 | aktual.: 18.12.2008 18:27

Do podstawowych złudzeń hipermarketowych zaliczyć należy wrażenie, że zakupy można zrobić szybciej. 78 osób z taką samą liczbą wypełnionych po brzegi koszy w kolejce do kasy na podwrocławskich Bielanach w połączeniu z koniecznością dojazdu przez rozkopane na wszystkie strony miasto sprawiają, że statystyczne półtorej godziny potrzebne na takie zakupy, rozciąga się w trzy, albo nawet pięć. I nie jest to bynajmniej wysiłek, który uznać by można za opłacalny. Zakupione w przedświątecznej promocji produkty w magiczny sposób drożeją w drodze do kasy, gdzie okazuje się, że ich cena wzrasta w najlepszym wypadku o kilkadziesiąt groszy. Zdarza się jednak, że kwota ta idzie w dziesiątki złotych, które łatwo przeoczyć czy to wykładając kolejne produkty na taśmę, czy zajmując się pakowaniem już tych przeskanowanych przez kasjera. Dlatego warto korzystać z rozlokowanych w sklepie skanerów oraz domagać się od obsługi ich uruchomienia, gdyby dziwnym zbiegiem okoliczności akurat wszystkie okazały się przypadkowo nieczynne.
Jest rzeczą niezmiernie wymowną, że takie „pomyłki” praktycznie nigdy nie zdarzają się na korzyść klienta, dlatego towary o zawyżonej cenie należy po prostu konsekwentnie zwracać bezpośrednio po dokonaniu zakupu. To chyba jedyna metoda, która zastosowana na masową skalę zdolna jest zniechęcić sklepy do rezygnacji z nieuczciwych praktyk.

Tajemnicę nieudanych świątecznych wypieków często wyjaśnić można łudzącym podobieństwem opakowań syntetycznych tłuszczy udających masło, na których informacja, że nie są tym, na co wyglądają, umieszczona jest zazwyczaj w niewidoczny na pierwszy rzut oka sposób. W stosunku do tego ostatniego również warto kierować się zasadą ograniczonego zaufania. W celu utrzymania ceny na tym samym poziomie, producent odchudza produkt, i to zarówno pod względem zawartości tłuszczu, jak i gramatury, systematycznie skracając wysokość kostki, czego również nie widać na pierwszy rzut oka.

Oczywiście tego rodzaju zabiegi handlowe nie stanowią domeny masła i spotkać się z nimi można również w przypadku proszków do prania, pieluch, kawy, papierosów i wielu innych – niekoniecznie świątecznych – produktów. Wiele z nich jest pakowanych w ilości, która utrudnia szybkie przeliczenie możliwej do porównania ceny jednostkowej, podanej mikroskopijnym drukiem. Obok towaru leży „przypadkowo” zachęcająca cena, która nie pokrywa się z tą przy kasie, lub dotyczy tylko jednego z produktów w koszu, oczywiście akurat tego, który sprzedaje się najrzadziej. I tak dalej, za pomysłowością handlowców zdecydowanie nie nadążają obserwacje kupujących.

Podstawową zasadą zakupów w hipermarkecie, obok wspomnianego korzystania ze skanera, kiedy tylko jest to możliwe, powinna być przygotowana wcześniej i konsekwentnie realizowana lista zakupów. Rozkład towarów, a nawet ich lokalizacja na wysokości oczu, zostały tak zaprojektowane, by nieustannie prowokować do wkładania do kosza w rytm usypiającej muzyki niekoniecznie akurat tego, czego cena jest najbardziej atrakcyjna, ale towa-rów, które mają się sprzedać. Dlatego czasem warto wyciągnąć szyję, albo się schylić – wysoko nad głową, lub tuż przy podłodze niemal na pewno znajdziemy towar takiej samej jakości w bardziej atrakcyjnej cenie. Ponieważ z o wiele cięższym sercem rozstajemy się z gotówką, niż pieniądzem elektronicznym, przed wejściem na salę odwiedźmy również banko-mat.

Święta to także czas prezentów. W tej dziedzinie warto zachować jak najdalej idącą ostrożność, ponieważ w świetle polskiego prawa nie istnieje możliwość zwrotu pełnowarto-ściowego towaru, jeśli sprzedający nie wyraża na to zgody. Na szczęście coraz większa liczba marketów deklaruje gotowość przyjęcia niechcianego zakupu z powrotem i na tę możliwość niewątpliwie warto zwrócić uwagę, dokonując wyboru miejsca świątecznych zakupów. Inne względy nie mają praktycznie żadnego znaczenia. Przeprowadzony kilka miesięcy temu przez łódzkich dziennikarzy eksperyment z zakupem zestawu identycznych towarów w kilku różnych ogólnopolskich sieciach handlowych dowiódł, że uzyskana oszczędność nie przekracza kilkudziesięciu groszy. Dzieje się tak wskutek strategii produktu wiodącego, którego promocja przyciąga klienta, przy okazji kupującego inne rzeczy w cenach odpowiednio wyższych dla zrekompensowania utraconego zysku.

Ponieważ coraz większy segment rynku zajmują sklepy internetowe, warto poświęcić im kilka zdań. Za przyciągającym uwagę, interesującym wyglądem strony www nierzadko kryje się zapuszczony kantor bez okna, dlatego, kiedy tylko to możliwe, starajmy umówić się na osobisty odbiór zamówionego towaru. Tym bardziej, że na koszty transportu niekiedy by-wa przerzucona część zysku, co wyjaśnia tajemnicę rewelacyjnych promocji. Zdarza się rów-nież, że musimy zapłacić także za osobisty odbiór towaru, chociaż nic nie uzasadnia pokrycia tego rodzaju kosztów.

Kupując, nie tylko zresztą w Internecie, warto z pewnością kierować się zasadami zdrowego rozsądku. Pół biedy, jeśli nasz wybór pada na szalik albo książkę, sprawa może się jednak skomplikować, gdy chcemy bliskiej osobie podarować np. telewizor albo lodówkę. W momencie konieczności złożenia reklamacji jesteśmy bowiem zobowiązani na własny koszt wyekspediować kilkudziesięciokilogramową przesyłkę na drugi koniec kraju, co może skutecznie zniwelować początkowe zadowolenie z dokonanego w rewelacyjnej cenie zakupu.

Reklamacja wadliwie działającego towaru to osobna kwestia. W tej dziedzinie często jedyną sensowną odpowiedzią na opór w ich przyjmowaniu może być uciążliwość konsekwentnego składania w oparciu o znajomość obowiązujących przepisów. W ich myśl to kupujący podejmuje decyzję, czy kieruje reklamację pod adresem sprzedawcy, czy sam odnosi uszkodzoną rzecz do serwisu gwarancyjnego. Sprzedawca nie może odmówić jej przyjęcia, ponieważ zgodnie z prawem ponosi bezpośrednią odpowiedzialność przed kupującym.

Jeśli skończyła się roczna gwarancja, możemy jeszcze skorzystać z chroniących prawa konsumenta zapisów ustawowych, na mocy których w ciągu dwóch lat od daty zakupu sprzedający zobowiązany jest do nieodpłatnego „doprowadzenia towaru do stanu zgodności z umową” poprzez jego naprawę, wymianę, bądź zwrot gotówki, kiedy nie jest to możliwe np. ze względu na wycofanie produktu z rynku albo nadmierny koszt naprawy. Dowodem zawarcia takiej umowy jest nie tylko faktura VAT, lecz także zwykły paragon kasowy, a dwuletniego terminu nie wolno w żaden sposób skracać.

W przypadku zakupów w Internecie uprawnienia kupującego, który nie może fizycz-nie zweryfikować dokonanego wyboru, podlegają dalszemu rozszerzeniu, obejmując prawo do odstąpienia od umowy w terminie dziesięciu dni od daty doręczenia przesyłki, czyli do zwrotu nieużywanego towaru, zakupionego na odległość, o czym sprzedający często „zapo-minają” poinformować składających zamówienie drogą elektroniczną. Warunkiem koniecznym jest w tym przypadku dokonanie zakupu w firmie zajmującej się sprzedażą w sieci, jeśli sprzedającym jest osoba prywatna, nie można tego uprawnienia skutecznie wyegzekwować. Wyłączeniu z tej regulacji podlegają z oczywistych powodów towary wykonane na zamówienie – np. koszulki klubowe z indywidualnym nadrukiem, itd. – artykuły żywnościowe o krótkim terminie przydatności do spożycia oraz materiały chronione prawem autorskim, np. oprogramowanie komputerowe, bądź filmy DVD, z których zdjęto wierzchnią folię zabezpieczającą.

Podsumowując, warto pamiętać o starej łacińskiej zasadzie, zgodnie z którą ryzyko ponosi kupujący. Z doświadczenia wiadomo, że niechcianego towaru niezmiernie trudno jest się pozbyć, a reklamacja to często droga przez mękę, której jedyną szansą uwieńczenia powo-dzeniem jest skierowanie sprawy do sądu. Kto jednak zdecyduje się na takie rozwiązanie z powodu kilkudziesięciu złotych? I o to właśnie chodzi. W sytuacji, w której należące do istoty wolnego rynku mechanizmy konkurencji wywołują określony skutek, coraz częściej okazuje się, że tę samą lub bardzo podobną rzecz można w porównywalnej cenie dostać w osiedlowym sklepie za rogiem. Bez konieczności tracenia czasu na zajmującą pół dnia wyprawę do centrum handlowego, skąd niemal na pewno wyjdziemy obładowani stertą produktów nikomu tak naprawdę do niczego niepotrzebnych, ulegając czarowi atmosfery świątecznej promocji, będącej jedynie marketingową drogą do portfela klienta w okresie nasilonej skłonności do wydawania pieniędzy.

Mariusz Opaliński

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)