Biedroń: nie chciałem urazić katolików
Robert Biedroń, szef Kampanii Przeciw
Homofobii i kandydat SLD na posła uważa, że skazanie go przez
elbląski sąd za wyjęte z kontekstu słowa, co potraktowano jako
znieważenie katolików, zagraża wolności słowa. Popierany przez
mazowiecki SLD Biedroń podkreśla, że skazanie nastąpiło bez
procesu i że się od wyroku odwoła.
04.08.2005 | aktual.: 04.08.2005 13:34
Poparcie dla Biedronia i protest wobec wyroku sądu wyraził także Ruch Społeczny Niezależna Inicjatywa Europejska, którym kieruje publicystka tygodnika "Nie" Bożena Dunat, a honorowym prezesem jest poseł SLD także piszący w tym tygodniku, Piotr Gadzinowski.
2 sierpnia Sąd Rejonowy w Elblągu wydał w trybie nakazowym wyrok skazujący Biedronia na 600 zł grzywny za znieważenie osób o wyznaniu rzymsko-katolickim. Słowa, za które go skazano, były komentarzem do wypowiedzi działaczki katolickiego Stowarzyszenia Rodzina Polska Doroty Ekes, która nazwała homoseksualizm chorobą.
Biedroń miał powiedzieć wówczas, że jej słowa "oddają w pełni faszystowsko-nacjonalistyczno-katolicki charakter nagonki na środowisko homoseksualistów". Wyrok w wydziale grodzkim Sądu Rejonowego w Elblągu w sprawie Biedronia zapadł w trybie nakazowym bez procesu na posiedzeniu niejawnym.
"Sąd w Elblągu nie stał na straży prawa do obrony Roberta Biedronia" - powiedział na konferencji prasowej szef rady mazowieckiej SLD Jacek Pużuk, który deklarował poparcie partii dla nieprawomocnie skazanego, którego określił mianem osoby stającej się "symbolem walki o standardy demokratyczne w kraju".
Sam Biedroń mówił, że jest zaskoczony tak szybką reakcją prokuratury, która już 12 dni po wszczęciu śledztwa skierowała akt oskarżenia do sądu, ten zaś wydał wyrok skazujący na posiedzeniu bez udziału oskarżonego. Prawo mówi, że wyrok nakazowy sąd może wydać, jeśli okoliczności sprawy nie budzą wątpliwości, a tymczasem ja oświadczyłem policji, że nie było moją intencją znieważenie katolików ani nikogo innego - wyjaśnił Biedroń.
Pytany o cały kontekst swej wypowiedzi, za którą go oskarżono, Biedroń mówił: "w korytarzu sądowym po procesie przeciwko Dorocie Ekes, pytany o opinię odpowiedziałem, że ani mnie ani Kampanii Przeciw Homofobii nie zależy na jej skazaniu, lecz na zakreśleniu przez sąd granic wolności słowa - np. tego, czy ja mam prawo do nawoływania do izolacji np. katolików. Uważam, że różne organizacje powołują się na naukę Kościoła, choć niewiele mają wspólnego z tą nauką, a ich wypowiedzi przypominają retorykę faszystowsko-nacjonalistyczno-katolicką".
Sąd Rejonowy w Warszawie umorzył sprawę z oskarżenia prywatnego, którą Biedroń wytoczył Ekes za znieważenie osób homoseksualnych. Biedroń zaskarżył decyzję do Sądu Okręgowego w Warszawie, który uchylił decyzję Sądu Rejonowego i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy.
Biedroń zwrócił uwagę, że proces Ekes trwa już dwa lata i nie może się zakończyć. Na łamach Naszego Dziennika oświadczyła ona, że "homoseksualizm jest przewrotem poglądów i zagrożeniem dla zdrowej rodziny. Jeśli ktoś jest dotknięty taką chorobą, to z góry powinien mieć świadomość zakazu wykonywania pewnych czynności, tym bardziej, gdy jest to funkcja nauczyciela, który wychowuje i kształtuje sumienia naszych dzieci, a także w pewnym sensie poglądy społeczne".
Biedroń dodał, że z powodu niewezwania go do sądu w Elblągu, nie mógł nawet powiedzieć, że przeprasza wszystkich, którzy poczuli się urażeni jego słowami. Podkreślił, że odwołanie od wyroku będzie przygotowane we współpracy z Helsińską Fundacją Praw Człowieka.
Nigdy nie zamierzałem obrazić katolików i będę pierwszym, który stanie w ich obronie, gdyby ktoś ich obraził - mówił w czwartek.