"Białoruscy studenci w Polsce nie głodują"
Białoruscy studenci, przyjęci przez polskie uczelnie w ramach programu stypendialnego dla represjonowanych, nie głodują - zapewniła przewodnicząca opozycyjnego komitetu "Solidarność" Inna Kulej w wywiadzie dla tygodnika "Biełgazieta".
14.08.2006 | aktual.: 14.08.2006 16:43
Rząd polski jeszcze ani razu nie dał powodu do wątpliwości, że sumiennie wypełnia swoje zobowiązania - podkreśliła.
Kulej zaprzeczyła oskarżeniom białoruskiej telewizji, która twierdziła niedawno, że Polska oferuje studentom tak fatalne warunki, że nie wystarcza im na wyżywienie, a cały program stypendialny służy opozycji do prania pieniędzy.
Jej zdaniem, reportaż pojawił się właśnie teraz, gdyż kampania pomocy represjonowanym zadziałała. Dlatego podejrzewam, że to, co na ten temat pokazano w telewizji 6 sierpnia, to dopiero początek - wskazała Kulej, żona lidera sił demokratycznych Aleksandra Milinkiewicza.
Wyjaśniła, że studenci rzeczywiście otrzymują teraz mniej pieniędzy, bo uczestniczą w kursach przygotowawczych. Dostają tylko kieszonkowe, bo mają zapewniony nocleg i obiady. Gdy rozpocznie się rok akademicki, na uczelniach będą dostawać stypendia w wys. ok. 400 dolarów, tak jak obiecywano. Z tej sumy będą musieli opłacić akademik i wyżywienie.
Dzisiaj świetnie się czują, mając 150-200 dolarów. Niektórzy nawet podarki do domu kupili- powiedziała. Wyjaśniła, że w akademiku studenci mają do dyspozycji dwupokojowe "mieszkania" z łazienką i mini-kuchnią, a na każdym piętrze jest odpowiednio wyposażona wspólna kuchnia.
Produkty spożywcze są w Polsce tańsze. Nikt nie głoduje. Na jedzenie i życie w pełni wystarczy- dodała. Podkreśliła, że odwiedzając studentów, nie spotkała nikogo, kto miałby niezaspokojone podstawowe potrzeby.
Odrzuciła oskarżenia telewizji, że za zakwalifikowanie się do programu trzeba było zapłacić 200 dolarów. To nieprawda. Jedynym kryterium, na podstawie którego nasz komitet pomagał komuś, to represje. W przypadku studentów - wyrzucenie ze studiów lub groźba wyrzucenia- podkreśliła.
Represje trzeba było udokumentować, a następnie przejść rozmowę kwalifikacyjną w komitecie, w skład którego wchodzą przedstawiciele organizacji obrony praw człowieka i partii opozycyjnych. Każda z tych organizacji ma własna bazę danych o represjach i na jej podstawie weryfikowała przedstawiane dokumenty.
Kulej przyznała, że do programu kwalifikowano też dzieci aktywistów opozycji. Ale do Polski pojechały one nie dzięki korupcji, ale dlatego że ich rodzice byli represjonowani - wyjaśniła. Dodała, że jej syn z pierwszego małżeństwa uczy się w Polsce, bo przesiedział 15 dni w areszcie, a syn Alaksandra Milinkiewicza z pierwszego małżeństwa - bo w więzieniu siedział jego ojciec.
Na wątpliwość, że przez program stypendialny Białoruś opuszcza najaktywniejsza i najbardziej świadoma młodzież, Kulej zwróciła uwagę, że studenci wybierają sąsiednie kraje - Polskę, Litwę, Ukrainę, choć mają propozycje nauki w Niemczech, Norwegii, Estonii, Holandii, Czechach.
Oni naprawdę chcą być nadal uczestnikami wszystkich wydarzeń politycznych w kraju i pozostaną z nami - wskazała. Wyraziła przekonanie, że Białoruś może tylko wygrać na nauce młodzieży za granicą, bo w przyszłości będą jej potrzebne dobre kadry z wiedzą na europejskim poziomie.
Bożena Kuzawińska