Białoruś pogroziła Rosji wyjściem z EUG. Ekspertka PISM dla WP: To stara gra Łukaszenki
Białoruś rezerwuje sobie prawo do wyjścia z Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG), jeśli jej porozumienia nie będą przestrzegane - oświadczył na konferencji prasowej białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka. Inaugurująca niecały miesiąc temu EUG to oczko w głowie Rosji. Dlaczego Mińsk postanowił pogrozić palcem Moskwie? - To stara gra Łukaszenki, który straszy Rosjan, bo liczy na ustępstwa - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Anna Maria Dyner. Ale może to raczej Białoruś powinna się czuć zagrożona, właśnie przez swojego potężnego sąsiada?
EUG, której członkami są Rosja, Białoruś, Kazachstan, Armenia i Kirgistan, miała stać się euroazjatyckim odpowiednikiem Unii Europejskiej. Organizacja powinna sprzyjać lepszemu przepływowi towarów, usług i kapitału między należącymi do niej państwami. Najwyraźniej jednak w ocenie prezydenta Białorusi, Aleksandra Łukaszenki, wśród członków EUG są równi i równiejsi. Dlatego tak krótko od inauguracji unii zagroził, że Mińsk może się wycofać z tego projektu.
- Prawda jest taka, że (wyjście z EUG - red.) byłoby bardzo trudne w obecnej sytuacji politycznej i gospodarczej Białorusi. Trudno też sobie wyobrazić ewentualne reperkusje, jakie mogłyby spaść na ten kraj - komentuje Anna Maria Dyner, przypominając o ekonomicznych naciskach Moskwy na Kijów, gdy ten - jeszcze przed wybuchem protestów Euromajdanu - zaczął skłaniać się ku Zachodowi. - Ten sam scenariusz powtórzyłby się na Białorusi - dodaje ekspertka PISM, przypominając, że Mińsk jest mocno uzależniony gospodarczo od Moskwy, a więc możliwości wpływu jest wiele.
Dlaczego więc Łukaszenka groźnie ostrzega na konferencji prasowej, skoro nie ma odwrotu od EUG? - To stara gra Łukaszenki - mówi Dyner, wyjaśniając, że podobne pogróżki wobec Rosji w latach 90. ubiegłego wieku nazywano polityką "gaz w zamian za pocałunki". - Z jednej strony Białoruś trochę pogrozi, z drugiej liczy na ustępstwa ze strony Rosji: dodatkowe finansowanie, transze kredytów, zmniejszenie cen gazu lub ropy naftowej - komentuje ekspertka. W jej ocenie tym razem Mińskowi chodzi po prostu o dotrzymywanie ustaleń EUG.
- O to, by Rosja zaczęła się stosować do polityki, którą sama narzuciła; by nie prowadziła wojen celnych, co zdarza się coraz częściej; by nie wprowadzała obostrzeń, które są niezgodne z prawem EUG - mówi Dyner i jako przykład podaje zaostrzenia w tranzycie przez Rosję towarów z Białorusi. - Rosja zablokowała ten tranzyt, bo zdarzały się sytuacje, że tiry m.in. z żywnością, jadące jakoby z Białorusi do Kazachstanu, "ginęły" po drodze w Rosji.
"Ukraińska lekcja" dla Białorusi
Wydaje się, że to nie jedyne zmartwienia Białorusi, która od kilku dni prowadzi manewry wojskowe i zaostrzyła ustawę o stanie wojennym. Jak informowało Radio Wolna Europa, według nowych przepisów pojawienie się na białoruskim terytorium obcej formacji zbrojnej (nie tylko regularnych wojsk) będzie oznaczać akt agresji. RWE oceniło to jako ostrzeżenie dla Kremla. Niecały rok temu "pomocne" przy aneksji Krymu, części terytorium Ukrainy, okazały się tzw. "zielone ludziki".
- Białoruś wyciągnęła lekcje z przykładu Ukrainy. I na podwórku wewnętrznym, bo Łukaszenka zapowiedział, że żadnych "majdanów" w Mińsku nie będzie. I w obszarze zewnętrznym, bo zdano sobie sprawę, że Rosja może być postrzegana jako zagrożenie. Wcześniej nim nie była. Cały system obronny kraju jest nastawiony na Zachód, nie na Wschód - mówi ekspertka PISM, dodając, że Łukaszenka równocześnie zaczął się zastanawiać m.in. nad lojalnością białoruskiej armii. Zaostrzone prawo o stanie wojennym uwzględnia też reakcję na wybuch finansowanej z zewnątrz rebelii (za taką w znaczącym stopniu uznawana jest rewolucja na Ukrainie). Dyner podkreśla jeszcze jedną przyczynę takiej polityki: - W tym roku będą wybory prezydenckie na Białorusi i Łukaszenka zawczasu przygotowuje się na scenariusze interwencji zewnętrznej.
Jak realne jest więc zagrożenie dla Mińska ze strony Moskwy? Sam Łukaszenka stwierdził na konferencji prasowej, że nie wyobraża sobie wojny między Białorusią i Rosją. - Gdy ktoś zaczyna mnie przestrzegać w ten sposób albo mówi, że po Krymie Putin przyjdzie po Białoruś, to ja nie mogę sobie tego wyobrazić (...) Musimy się uspokoić i wyrzucić takie myślenie z naszych głów - powiedział białoruski przywódca, cytowany przez Biełsat.
Ale Łukaszenka na tym samym spotkaniu przestrzegł też, że Białoruś jest suwerennym i niepodległym państwem. - Nigdy nie oddamy naszej ziemi nikomu. Stoją za mną setki tysięcy ludzi, którzy myślą tak samo. A jeśli ktoś sądzi, że Białoruś jest częścią "rosyjskiego świata", to jest tak tylko w jego snach - dodał.
- Dopóki Białoruś nie planuje dokonywać wolty na Zachód, raczej nic jej ze strony Rosji nie grozi - ocenia Dyner, dodając, że mimo machania szabelką przez Łukaszenkę, Białoruś i Rosję łączy współpraca polityczna, gospodarcza, ale też militarna. - Trzeba pamiętać, że Rosjanie są mocno zaangażowani w przypadek ukraiński i mając tam "otwarty front", nie będą chcieli kolejnego na Białorusi. (...) Do tego należy dodać jeszcze wątek obecnej sytuacji w regionie. Stabilna Białoruś jest bardzo ważna, także jako mediator między Ukrainą a Rosją - ocenia ekspertka.